Zamknięcie Layopi Games od kuchni
Deweloperzy pracujący na Devil’s Hunt oraz sam prezes, Paweł Leśniak, przybliżają, co działo się po premierze ich debiutanckiej gry.
11.03.2020 | aktual.: 12.03.2020 09:17
Zapowiadane dość hucznie Devil’s Hunt od warszawskiego Layopi Games, miało być adaptacją książki Pawła Leśniaka “Równowaga” (był on również prezesem studia odpowiedzialnego za grę), w której siły Nieba i Piekła ścierają się, a główny bohater – niejaki Desmond – jest w samym środku tego całego zamieszania.
Pierwsze informacje o tytule pojawiły się w lipcu 2018 roku, sama premiera zaś odbyła się czternaście miesięcy później, jednak, jak się okazało, podstawy w postaci powieści nie wystarczyły, a sama gra spotkała się z chłodnym odbiorem. Nieliczni recenzenci i gracze narzekali głównie na błędy techniczne, a według Steam Spy’a, Devil’s Hunt rozszedł się w około pięciu tysiącach egzemplarzy.
Jak się łatwo domyślić, to zdecydowanie za mało na realizację dalszych projektów, jednak problemy pojawiły się również z wypłatami pensji dla pracowników, o czym w zeszłym tygodniu po raz pierwszy napisało PPE. Do Wojciecha Gruszczyka, redaktora serwisu, zgłosili się poszkodowani twórcy, którzy narzekali na brak wypłat za ostatnie trzy miesiące i kiepskie zachowanie prezesa Leśniaka. Skargi pojawiły się również w serwisie GoWork, co od razu skojarzyło mi się z aferą glass-dorową i Redami z 2017 roku.
Temat deweloperów z Layopi Games podchwycił Mateusz “Papkin” Witczak z portalu PolskiGamedev, który dotarł zarówno do poszkodowanych pracowników, jak i samego prezesa. Leśniak naprostował kilka spraw, ale nie krył, że popełnił błędy podczas produkcji czy później, gdy gra spotkała się kiepskim odbiorem, a co za tym idzie – również sprzedażą.
Prace nad grą trwały ponad cztery lata i, jak twierdzi prezes nieistniejącego już studia, przez ten czas wszyscy pracownicy dostawali swoje pieniądze w terminie. Zmieniło się to jednak po premierze i choć we wrześniu – miesiącu debiutu gry – środki trafiły na konto pracowników zgodnie z planem, to w październiku i listopadzie nie było to już takie pewne. Ostatecznie jednak udało zorganizować się pieniądze, ale w grudniu, gdy pojawiły się wyniki sprzedaży Devil’s Hunt, Leśniak stwierdził, że “jest gorzej, niż myśleliśmy”, stąd konieczność znalezienia dodatkowego inwestora.
Mimo kilku obiecujących – zdaniem prezesa – ofert, ostatecznie nie udało się znaleźć pieniędzy, co doprowadziło do masowej rezygnacji większości deweloperów. W styczniu w biurze pozostało raptem kilka osób pracujących przy konsolowych portach, a większość starej załogi zaczęła już rozmowy z innymi firmami, bo, jak dodaje Leśniak, “nie wiedziałem czy i kiedy uda mi się wyjść na prostą”.
Oprócz zaległych wypłat, uwagę czytelników PPE zwrócił również sposób, w jaki zostali potraktowani deweloperzy z Layopi Games – w tekście wspomniano o prywatnych rzeczach twórców wyrzuconych do śmietnika i zamkniętym biurze. Według informacji, do których dotarł Mateusz Witczak, wszystkie przedmioty zostały na swoich miejscach, a po ogłoszeniu upadłości do biura zgłosiły się dwie osoby “ z czego jedna przyszła wyłącznie po to, by odebrać PIT-a”.
W przyczynach porażki warszawskiego Layopi byli już deweloperzy wspominają o braku doświadczeniu prezesa i jego partnerów biznesowych, a jeden z pracowników mówi wprost o “frycowym debiutanta”, które przyszło zapłacić Leśniakowi. Ten z kolei wspomina, że najgorszą decyzją było zatrudnienie byłych pracowników Platige Image, którzy zgłosili się do wykonania przerywników filmowych:
Dominik Gajewski, VFX artist pracujący na Devil’s Hunt, dodaje:
Choć wydawać by się mogło, że scena deweloperska w Polsce trzyma się wyjątkowo mocno, to sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, niż nam się wszystkim wydaje. Warsaw, które miało przenieść Powstanie Warszawskie na ekran gry, również również spotkało się z chłodnym przyjęciem, a niepotwierdzone dane mówią o sprzedaży na poziomie kilku tysięcy kopii. Cytując Patryka Fiałkowskiego “robienie gier to nie rurka z kremem” i warto o tym pamiętać.
Bartek Witoszka