Zamknięcie Layopi Games od kuchni
Deweloperzy pracujący na Devil’s Hunt oraz sam prezes, Paweł Leśniak, przybliżają, co działo się po premierze ich debiutanckiej gry.
Zapowiadane dość hucznie Devil’s Hunt od warszawskiego Layopi Games, miało być adaptacją książki Pawła Leśniaka “Równowaga” (był on również prezesem studia odpowiedzialnego za grę), w której siły Nieba i Piekła ścierają się, a główny bohater – niejaki Desmond – jest w samym środku tego całego zamieszania.
Pierwsze informacje o tytule pojawiły się w lipcu 2018 roku, sama premiera zaś odbyła się czternaście miesięcy później, jednak, jak się okazało, podstawy w postaci powieści nie wystarczyły, a sama gra spotkała się z chłodnym odbiorem. Nieliczni recenzenci i gracze narzekali głównie na błędy techniczne, a według Steam Spy’a, Devil’s Hunt rozszedł się w około pięciu tysiącach egzemplarzy.
Jak się łatwo domyślić, to zdecydowanie za mało na realizację dalszych projektów, jednak problemy pojawiły się również z wypłatami pensji dla pracowników, o czym w zeszłym tygodniu po raz pierwszy napisało PPE. Do Wojciecha Gruszczyka, redaktora serwisu, zgłosili się poszkodowani twórcy, którzy narzekali na brak wypłat za ostatnie trzy miesiące i kiepskie zachowanie prezesa Leśniaka. Skargi pojawiły się również w serwisie GoWork, co od razu skojarzyło mi się z aferą glass-dorową i Redami z 2017 roku.
Temat deweloperów z Layopi Games podchwycił Mateusz “Papkin” Witczak z portalu PolskiGamedev, który dotarł zarówno do poszkodowanych pracowników, jak i samego prezesa. Leśniak naprostował kilka spraw, ale nie krył, że popełnił błędy podczas produkcji czy później, gdy gra spotkała się kiepskim odbiorem, a co za tym idzie – również sprzedażą.
Prace nad grą trwały ponad cztery lata i, jak twierdzi prezes nieistniejącego już studia, przez ten czas wszyscy pracownicy dostawali swoje pieniądze w terminie. Zmieniło się to jednak po premierze i choć we wrześniu – miesiącu debiutu gry – środki trafiły na konto pracowników zgodnie z planem, to w październiku i listopadzie nie było to już takie pewne. Ostatecznie jednak udało zorganizować się pieniądze, ale w grudniu, gdy pojawiły się wyniki sprzedaży Devil’s Hunt, Leśniak stwierdził, że “jest gorzej, niż myśleliśmy”, stąd konieczność znalezienia dodatkowego inwestora.
Mimo kilku obiecujących – zdaniem prezesa – ofert, ostatecznie nie udało się znaleźć pieniędzy, co doprowadziło do masowej rezygnacji większości deweloperów. W styczniu w biurze pozostało raptem kilka osób pracujących przy konsolowych portach, a większość starej załogi zaczęła już rozmowy z innymi firmami, bo, jak dodaje Leśniak, “nie wiedziałem czy i kiedy uda mi się wyjść na prostą”.
Oprócz zaległych wypłat, uwagę czytelników PPE zwrócił również sposób, w jaki zostali potraktowani deweloperzy z Layopi Games – w tekście wspomniano o prywatnych rzeczach twórców wyrzuconych do śmietnika i zamkniętym biurze. Według informacji, do których dotarł Mateusz Witczak, wszystkie przedmioty zostały na swoich miejscach, a po ogłoszeniu upadłości do biura zgłosiły się dwie osoby “ z czego jedna przyszła wyłącznie po to, by odebrać PIT-a”.
W przyczynach porażki warszawskiego Layopi byli już deweloperzy wspominają o braku doświadczeniu prezesa i jego partnerów biznesowych, a jeden z pracowników mówi wprost o “frycowym debiutanta”, które przyszło zapłacić Leśniakowi. Ten z kolei wspomina, że najgorszą decyzją było zatrudnienie byłych pracowników Platige Image, którzy zgłosili się do wykonania przerywników filmowych:
Dominik Gajewski, VFX artist pracujący na Devil’s Hunt, dodaje:
Choć wydawać by się mogło, że scena deweloperska w Polsce trzyma się wyjątkowo mocno, to sytuacja jest znacznie bardziej skomplikowana, niż nam się wszystkim wydaje. Warsaw, które miało przenieść Powstanie Warszawskie na ekran gry, również również spotkało się z chłodnym przyjęciem, a niepotwierdzone dane mówią o sprzedaży na poziomie kilku tysięcy kopii. Cytując Patryka Fiałkowskiego “robienie gier to nie rurka z kremem” i warto o tym pamiętać.
Bartek Witoszka