Zamiast Crysisa jest kryzys. Crytek zamyka oddziały na całym świecie
Pogratulować wyczucia czasu na "restrukturyzację".
To, że Crytek jest gigantem na chwiejących się fundamentach wiadomo nie od dziś. Nazwę firmy przywoływano w ostatnich latach głównie przy okazji informacji o problemach. Gdyby Koch Media nie wykupiło marki i nie zatrudniło w specjalnie po to stworzonym studiu pracowników Crytek UK dwa lata temu, pewnie nie zagralibyśmy w tym roku w Homefront: The Revolution. Zaległości wypłat spowodowały przecież, że ludzie przestali przychodzić tam do pracy.
Ostatnio znów pojawiły się głosy, że pracownicy nie otrzymują wypłat od kilku miesięcy. Po drodze Crytek stworzył Robinson: The Journey na PSVR, ale raczej nie trafił tą produkcją na żyłę złota. Na pewno nie pomogła cena 60 dolarów.
W komunikacie o zmianach znajdujemy informacje o tym, że głównym filarem przyszłości Crytek jest rozwój silnika CryEngine. Oprócz tego studia we Frankfurcie i Kijowie mają skupić się na "markach premium".
Zwrot w stronę marek premium brzmi jak przyznanie się do porażki po tym, jak w 2012 roku Cevat Yerli zapowiadał, że ma dość gier w pudełkach i w ciągu kilku lat jego firma przejdzie w całości na model free-to-play.
Yerli wymyślił nawet dla Warface pojęcie AAA4Free. Innym ciekawym projektem Crytek jest kooperacyjna strzelanina Hunt: Horrors of the Gilded Age.
HUNT - Horrors of the Gilded Age Stage Demo - E3 2014
A może była? Po zamknięciu Crytek USA, z projektem rozstali się najważniejsi ludzie (m.in. David L. Adams - szef złożonego pierwotnie z byłych pracowników Vigil Games studia z Teksasu, którego widzicie na filmiku powyżej), a produkcję przeniesiono do Frankfurtu. Zaplanowana na 2014 rok beta nigdy się nie odbyła, ale w maju bieżącego roku Niklas Walenski - projektant The Climb i Robinson: The Journey - twierdził, że gra wciąż żyje. E3 ani niemiecki Gamescom nie przyniosły jednak w tym temacie żadnych rewelacji.
Maciej Kowalik