Zabij bossa. Zabij bossa. Komunikat cyberpunkowego Ruinera jest jasny
Zabij bossa.
Zabij bossa. Komunikat wyświetla się co i raz między zakłóceniami ekranu; prostotą i uporczywością przypomina zimne komunikaty z Superhota. Zabij bossa. Krótki, ładny graficznie przerywnik pokazuje naszego protagonistę w futurystycznym hełmie, którego powierzchnia jest ekranem. Chyba nie wie, co się dzieje, jest tak samo zagubiony jak my. Wychodzi z windy w zagadkowej fabryce, po czym zaczyna się gra. Kamera zawisa nad naszą głową. Nie mija nawet pół minuty i rujnujemy pierwsze twarze. Dlaczego? Cholera wie. Oszczędna narracja ma jednak poprowadzić nas przez ciekawą historię. Póki co jednak skupmy się na zabijaniu.
Do tego bowiem sprowadza się Ruiner. To bardzo szybka gra, w której musimy być w nieustannym ruchu, robiąc uniki, szatkując wrogów mieczami i rozstrzeliwując giwerami. Chwila nieuwagi kosztuje nas pół życia, druga chwila to śmierć. Checkpoint jest na szczęście zawsze przy arenie, na którą dzielą się wszystkie walki.
RUINER - Ugly Heart Trailer
Mamy do czynienia z mroczną, brutalną Zrecznościówką przez duże Z. Akcja zwalnia tylko na chwilę, gdy chcemy wykonać unik lub serię uników. W zwolnionym tempie zaznaczymy na przykład trzy punkty na mapie, do których po kolei przeniesienie się nasz bohater. Można dzięki temu w jednym momencie uniknąć nadciągającej miny, podnieść z ciała wroga strzelbę i przenieść się w róg, z którego odstrzelimy buzię kolejnemu delikwentowi. Tylko trzeba myśleć szybko.
Fabryka mogła być jednak kiepskim wyborem na początek gry, bo choć zgrabnie pokazuje ładne efekty świetlne, jest dosyć monotonna i mało się w niej dzieje pod kątem klimatu i kreacji świata. Ot, kolejne bure korytarze i puste areny do mordobicia. Deweloper zapewnił jednak, że czekają nas różnorodne miejscówki, a materiały promocyjne zdają się to częściowo potwierdzać. Fragmenty miasta zapowiadają wzorowo wykonane cyberpunkowe miasto pełne brudu, ćpunów i neonów. Nikt tutaj nie próbuje chyba dodać czegoś oryginalnego do gatunku. Dostaniemy raczej podręcznikowy cyberpunk, zarówno pod względem wyglądu, jak i fabuły, w której zawalczymy z wielką korporacją zniewalającą społeczeństwo za pomocą wirtualnej rzeczywistości.
Autorzy podkreślają jednak, że historia jest dla nich ważna, podobnie jak budowanie swojego uniwersum. W świecie Ruinera panuje przeludnienie, nielegalne jest zatem posiadanie więcej niż dwójki dzieci; jeśli pojawi się trzecie, zsyłane jest do najgorszej dzielnicy miasta. To właśnie te okolice zwiedzimy najdokładniej. W Ruinerze nie chodzi tylko o szybką, brutalną akcję w futurystycznym sosie.
Ale ta szybka, brutalna akcja w futurystycznym sosie sprawia, że Ruiner może być dobrą grą. Zabij bossa, powtarzał komunikat. Nie zabiłem, choć do niego dotarłem (kolejny gangster, tylko silniejszy). Było zbyt intensywnie, zbyt szybko, a ja miałem już tylko jakieś 2-3 minuty, przy kanapie stał bowiem następny dziennikarz. Pada odkładałem z delikatnym żalem, bo rozgrywka wciągnęła mnie na tyle, na tyle poczułem już intensywne tempo gry, że chciałem tego bossa zrujnować. Plansza wczytywała się z kolei na tyle szybko, że nie miałem nawet czasu zastanowić się, czy na pewno chcę dalej grać. Chciałem tylko zabić bossa. Zabić bossa. Zabić bossa.
Przeczytaj także:
Pod tagiem Prosto z GC 2017 znajdziesz nasze wrażenia z innych ogrywanych i oglądanych w Kolonii gier.
Patryk Fijałkowski