Za dziesięć lat trudno będzie znaleźć grę zupełnie dla pojedynczego gracza
Twierdzą autorzy serii Wipeout.
Stuart Tilley ze studia Liverpool przez grę "zupełnie dla pojedynczego gracza" nie ma na myśli tego, że w przyszłości wszystkie produkcje będą rozbudowanymi światami MMO. Raczej, że coraz mocniejszy będzie w nich aspekt społecznościowy i grając, cały czas będziemy w kontakcie ze swoimi znajomymi przy pomocy dowolnej usługi/serwisu społecznościowego, jaki w przyszłości może mieć wiodącą pozycję.
Wpływanie na karierę Twojego znajomego w trybie dla pojedynczego gracza jest czymś co może być bardzo fajne i czemu będziemy się przyglądać. Nie chcesz wyłączyć swojej konsoli i wypaść ze swojego kręgu towarzyskiego i myślę, że to będzie jedna z większych rzeczy. Uważam, że za 5-10 lat od teraz, będzie bardzo trudno zrobić udaną grę, która będzie izolować gracza. Za przykłady "uspołecznienia" gier można wziąć choćby znany z ostatnich części Need For Speed system "Autolog", który cały czas szturcha nas osiągami znajomych, albo "Battlelog" z Battlefied 3, który pozwala na komentowanie zakończonych meczy i porównywanie swoich wyników ze znajomymi.
Możemy cofnąć się też do 2008 roku i Shadow Complex, produkcji w pełni dla pojedynczego gracza, która cały czas informowała nas, czy pokonaliśmy więcej przeciwników niż znajomi. Najnowszym przykładem może być epizodyczny The Walking Dead, który pod koniec każdego odcinka podaje statystyki dotyczące tego, jaki procent graczy dokonało dany wybór.
To nie są chyba szczególnie zagrażające naszemu samotnemu graniu rzeczy.
Choć wymagają połączenia z internetem.
Źródło: Eurogamer
Konrad Hildebrand