Z tymi looot boxami to gruba przesada - wypowiedzi analityków na reakcję Hawajów, Belgii i Holandii
Wychodzi na to, że tak już musi być, bo: 1. gracze sami chcą loot boxów, oraz 2. loot boxy są niezbędne dla rozwoju firm.
Michael Pachter, znany analityk branży gier, miał obszerne wystąpienie dla Video Game Bar Association (pełen zapis jego wypowiedzi znaleźć możecie tutaj). Najciekawsze było to, co powiedział o tak zwanej "kulturze loot boxów". Stwierdził mianowicie, że gracze sami są sobie winni.
Ludzie są po prostu gotowi wydać tysiące dolarów na rzeczy trudniej dostępne. Na skrzynki, w których może być niezwykłe ubranie dla postaci, inny odcień włosów, waląca po oczach zbroja dla konia, w której wygląda jak królowa żuków. Na możliwość wyróżnienia się, na kupno czegoś, czego inną drogą się nie dostanie. A jeśli gdzieś gruchnie wieść, że istnieje małe prawdopodobieństwo wylosowania przedmiotu, to natychmiast pojawia się chęć spróbowania szczęścia.
Zdaniem Pachtera, decyzja Chin o podaniu procentowej szansy na wypadnięcie konkretnej rzeczy to najlepszy sposób na walkę z tym problemem (przepisy odnośnie tego weszły w życie 1 marca tego roku). Człowiek może kupić skrzynkę, w której szansa na wylosowanie czegoś to 1 do 250 albo po prostu nabyć ów przedmiot za 250 dolarów. Co zrobią ludzie, zdaniem Pachtera? Postanowią, że najlepiej będzie kupić 250 skrzynek za 600 dolarów.
Pachter tym samym staje po stronie dyrektora ESA (Entertainment Software Association), Mike'a Gallaghera, który ocenił reakcję Belgii i Holandii jako mocno przesadzoną. Może się okazać, że polityka Stanów Zjednoczonych i Europy będzie się sporo w tej kwestii różnić.
Gallagher wypowiedział się na temat loot boxów podczas konferencji Nordic Games Conference, przedstawiając to zjawisko w dość ciekawym świetle. Uznał mianowicie, że surowe regulacje ze strony struktur państwowych przeszkadzają branży gier w rozwijaniu się.
Mieszanie się państwa w interesy firm to rzucanie im kłód pod nogi, hamowanie w pędzie ku innowacjom i próbom nowych modeli biznesowych.
Chodzi tu o pewną elastyczność firm, polegającą na tym, że dostosowują produkt do wymagań graczy i zmieniają swoje podejście pod wpływem krytyki. Reakcja państw na loot boxy była przesadzona też z kolejnego powodu - nie zwróciły w ogóle uwagi na fakt, że skrzynki są opcjonalne i można grać, nie kupiwszy ani jednej.
Gallagher twierdzi, że loot boxy nie mają wiele wspólnego z prawdziwym hazardem. Tym, co odróżnia je od gier hazardowych jest fakt, że nie mogą być przekonwertowane na cokolwiek innego, co jest obecne w naszym świecie. Istnieją, zarówno one jak i ich zawartość, tylko w cyfrowym świecie gry.
Oczywiście, takie ostrożne podejście ze strony państw podyktowane jest odpowiedzialnością za obywateli, a zwłaszcza za młodych graczy. Gallagher uważa, że obecnie rolą branży gier jest edukowanie rządów w zakresie narzędzi kontroli dostępu do niektórych treści. Ma tu na myśli pracę takich instytucji jak International Age Rating Coalition.
W Anglii i Nowej Zelandii odpowiednie instytucje zajmujące się hazardem uznały, że loot boxy nie są hazardem, ale nie zmienia to faktu, że stanowisko Belgii i Holandii ( o czym pisał w kwietniu Dominik Gąska) ma szansę wywołać niekorzystny odbiór loot boxów w innych krajach Europy.