Oddajmy głos reporterowi, który za nic sobie mając instynkt samozachowawczy, ruszył w poszukiwaniu trofeów:
Mając na uwadze traumatyczne wspomnienia z prologu, nie dziwi, że Flint [główny bohater - dop. K.B.] nie pała wielką miłością do zwierząt (przynajmniej dopóki są żywe). Jest takim archetypem macho, samca-alfa, który nie spocznie, dopóki nie wybije wszystkiego, co się rusza w okolicy. Na widok kolegi z ustrzelonym lwem rośnie mu gula i postanawia upolować lwa co najmniej dwa razy większego. Cieszy mnie, ze jestem graczem uważnym i skupiam się na fabule oraz wypowiadanych przez bohaterów kwestiach, ponieważ gdybym tego nie zrobił, to miałbym problemy z ukończeniem tej misji, której głównym celem jest... tadam: "make your name known in Africa". Misja z początku wydawała się prosta. Lwa zobaczyłem dosyć szybko. Zresztą on mnie tez. Zaczął biec w moją stronę. Wycelowałem, przymierzyłem, chwila napięcia..., strzał... i wielki kot osunął się martwy. Pobiegłem czym prędzej w kierunku, gdzie jego ciało spoczęło wśród traw po swoje trofeum, jednak go tam już nie było. Ciało zniknęło. Jak? Nie wiem. Nie mam pojęcia. To widocznie nie był lew godny trofeum. Dalszą część obszernej relacji z tej niedocenionej superprodukcji znajdziecie w tym miejscu. Warto zajrzeć.
Kamil Bogusiewicz