Yooka-Laylee z pierwszym milionem
Trochę to trwało, ale Playtonic nie ukrywa radości.
Pocieszna platformówka oddająca hołd collectathonom z lat dziewięćdziesiątych i Nintendo 64 miała taki sobie start. Gracze pecetowi narzekali na kilka męczących bugów oraz wrażenie „niedopieczenia”. Ale jak komuś „siadło”, to siadło wystarczająco.
Nasz Maciek Kowalik nie miał żadnego problemu, by odrobinę wyprzedzić średnią na Metacriticu (73/100), a w swojej recenzji uruchomił głośną maszynę melancholii. „Może brakuje mi tu jakiegoś błysku, czegoś ekstra co rzuciłoby mnie na kolana. Ale jako wehikuł czasu Yooka-Laylee spisuje się świetnie. Nostalgia jest tu magnesem, który dużo bardziej przyciąga niż odpycha” - podsumował, trafiając w sedno. Wystarczy trochę chociaż pozytywnie wspominać Donkey Konga 64, Banjo-Kazooie lub pierwsze Spyro, by formuła automatycznie „kliknęła”.
Jak to ostatnio bywa coraz częściej, produkcji Playtonic mocno pomogła najwyraźniej premiera na Switchu. Bowiem po ponad roku od pierwotnego debiutu nareszcie udało się przekroczyć magiczną barierę miliona sprzedanych kopii. A my lubimy, gdy mniejsze, niezależne zespoły odnoszą sukces. Zwłaszcza gdy reprezentują tak zapomniany podgatunek. Podobnie było kilka tygodni temu z A Hat in Time. Niezmiernie cieszy mnie, że w 2018 roku dalej jest miejsce na inne „eksploracyjne” platformówki 3D niż te z Mario. Te z Mario bywają genialne, oczywiście, ale nie samym wąsem człowiek żyje.
Yooka-Laylee: 64-Bit Tonic coming soon!
A zatem w studiu najpewniej buchnęło kilka butelek szampana i z cięższą głową powrócono do najważniejszego obecnie zadania. Filtru „64-Bit”, który ma na tyle zubożyć oprawę graficzną, by przypominała tytuły z wiadomej platformy Nintendo. Wbrew pozorom - bardzo intrygujący pomysł. „Obleśnie piękny” to tylko jeden z epitetów wymyślanych przez osoby oglądające to w ruchu. A później, mam nadzieję, już wyłącznie pełną prędkością do kontynuacji.