Xenoblade Chronicles - recenzja
Są gracze, którzy potrafią na kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset godzin zatonąć w świecie japońskich opowieści. Dla nich istnieje gatunek jRPG, z którego mniej lub bardziej klasyczne gry pojawiają się co jakiś czas. Jeśli tęskniliście za tego typu przygodą, to Xenoblade Chronicles chętnie zabierze Wam kilka kartek z życiorysu.
15.09.2011 | aktual.: 30.12.2015 13:29
Usiądź wygodnie, opowiem Ci pewną historię Fabuła to jedna z podstawowych rzeczy w jRPG, nie dziwi więc fakt, że twórcy Xenoblade Chronicles bardzo się do niej przyłożyli. Oczywiście schemat znany z większości gier tego typu musiał zostać zachowany, jednak w żaden sposób nie jest to minusem gry. Ludzie z Bionisu oraz maszyny z Mechonisu to od dawien dawna dwie wrogo nastawione do siebie frakcje. Początek gry to fragment jednej z intensywnych bitew, który niejako wprowadza nas do przygody, wyjaśniając, skąd pojawił się cały konflikt. Rok po tych wydarzeniach poznajemy naszego głównego bohatera, młodzieńca o imieniu Shulk. Gołowąs pragnie za wszelką cenę zrozumieć sposób działania będącego w posiadaniu ludzi, tajemniczego ostrza Monado. Nie każdy może wyzwolić jego moc, przez co staje się on orężem nie tylko niebezpiecznym, ale i bardzo tajemniczym. Tylko Monado może się przeciwstawić brutalnym maszynom.
Gdy miasto bohatera zostaje zaatakowane, okazuje się, że jest on jednym z wybrańców, którzy potrafią okiełznać ostrze. Niestety i to nie pomaga - miejscowość zostaje zniszczona, a Shulk wraz ze swoim przyjacielem Reynem wyruszają w podróż, której jednym z celów jest zemsta za śmierć bliskich. Choć początek jest dość klasyczny, nie powinniście się nudzić aż do napisów końcowych. Twórcy w fajny sposób balansują opowieścią pomiędzy poważnym tematem walki między dwiema frakcjami a młodzieńczą przygodą. Nie poczujecie zażenowania naiwnością bohaterów, ale też nie jest to tytuł tylko dla dorosłych. Sporo tu zwrotów akcji, dzięki czemu raczej nie grozi Wam ziewanie. Z bohaterami bardzo łatwo się zżyć, a przez około 50 godzin, jakie będziecie musieli spędzić z grą skupiając się na głównym wątku, nie przyjdzie Wam ochota na opuszczenie tego pięknego świata. Są jeszcze dwie rzeczy, które zachęcą Was do pozostania w nim - dodatkowe misje i eksploracja terenu. To grubo ponad 100 godzin, a sieciowi rekordziści doszli i do 200.
Mniej klasyki, więcej akcji Jedną z podstawowych cech japońskich RPG-ów, za którą jedni je kochają, a inni nienawidzą, jest system walk. Tutaj przypomina on trochę ten znany z Final Fantasy XII. Brak tu losowych starć, zaczepiamy (lub zaczepiają nas) wrogowie (bądź grupy wrogów), których widać dookoła. Nie ma więc możliwości, żeby nagle, zupełnie niezrozumiale gra rzuciła nas w wir walki. Możemy dzięki temu decydować, czy którąś z batalii sobie darujemy, czy też wykorzystamy okazję, by trochę rozwinąć umiejętności swoich postaci. Walka jest pełna akcji i więcej tu faktycznej siekanki niż żmudnego planowania kolejnych natarć. Podstawowe ataki wykonywane są automatycznie, jeśli jesteśmy blisko wroga. Specjalne ataki to tak zwane talenty - je wykonujemy sami, oczywiście jeśli naładuje nam się specjalny pasek. Im wyższy poziom doświadczenia postaci, tym cios silniejszy - proste. Nie można zapomnieć o Aggro, które podobnie jak w serii Army of Two opiera się na skupianiu uwagi przeciwnika na danej postaci - jest to o tyle fajne, że pozwala zajść wroga z boku lub z tyłu i zadać mu cios, nie narażając się na atak. Świetnie wyglądają wizje, które określają specjalne umiejętności ostrza Monado. Możemy dzięki nim ujrzeć na przykład skrawek najbliższej przyszłości, co często pomaga w odpowiednim poprowadzeniu walki. Bardzo ciekawe, pomysłowe i niezbyt często spotykane.
Dzięki „party gauge” możemy natomiast wskrzeszać kompanów, użyć zespołowego ataku łańcuchowego. Podczas wykonywania niektórych ataków zobaczycie również proste scenki QTE, które jawią się jako całkiem miły, acz niezbyt nachalny pomysł. Oczywiście gra wyjaśnia wszystkie tajniki walki, wystarczy więc się skupić i wczytać, by w pełni cieszyć się tym, co Xenoblade Chronicles oferuje w kwestii starć. W grze pojawia się ponadto budowane relacji z członkami drużyny - warto pilnować, aby co jakiś czas każdy powalczył albo dostał jakiś ciekawy prezent. Świetna sprawa, jeśli oczywiście lubicie poświęcać czas na takie „drobnostki”. Crafting to natomiast osobna minigra, w której wytwarzamy kryształy z atrybutami do broni i zbroi. Umieszczenie takiego cacka w posiadanym przedmiocie zwiększa lub dodaje atrybuty. Takie smaczki są jak najbardziej pożądane, zdecydowanie urozmaicają dziesiątki godzin spędzonych w grze.
Znajdziemy tu ośmiu bohaterów, co umożliwi zbudowanie drużyny w pasujący nam sposób. Oczywiście dobrze jest czasem zmieniać konfigurację, dostosowując ją odpowiednio do sytuacji na polu walki. Mamy więc głównego bohatera o imieniu Shulk - ostrze Monado w jego rękach to śmiercionośna broń. Dunban, znacznie starszy od reszty, to były powiernik Monado, pomaga dobrymi radami, w końcu to doświadczony wojownik. Do tego w drużynie mogą znaleźć się urocza Fiora, Reyn, medyczka Sharla, używająca magii Melia, Riki i stary kumpel Dunbana - Dickson (przy czym nie jest on członkiem drużyny). Każdy z bohaterów walczy w inny sposób, prezentuje inną siłę i inne ciosy specjalne. Nie ma idealnej drużyny, musicie sami wymyślić jak najlepszą konfigurację.
Xenoblade Chronicles nie należy do najtrudniejszych gier, ale trzeba pamiętać o kilku rzeczach. Po pierwsze - odpowiednio dobrać chociażby pancerze. Bieganie bez zbroi szybko skończy się ciągłymi zgonami. Po drugie, naprawdę nie warto omijać potworów. Walki to zdobywanie doświadczenia, a ono z kolei gwarantuje, że poradzicie sobie z coraz silniejszymi przeciwnikami. Na szczęście to nie typowe dla wielu pozycji jRPG grindowanie, gdzie trzeba przez wiele godzin tłuc przypadkowych przeciwników, by tylko złapać odpowiedni poziom. Dzięki temu gra jest przystępna dla wszystkich, a to ogromny plus, którym nie może się poszczycić każde jRPG.
Skok w bok Choć większość z Was skupi się tylko na głównym wątku, to na pewno znajdzie się sporo osób, które równie dużo uwagi poświęcą pobocznym zadaniom, których jest tu multum. Sporo z nich to klasyczne misje polegające na zabiciu konkretnego potwora lub zebraniu określonej liczby przedmiotów. Jeśli planujecie wykonywanie pobocznych zadań, to róbcie to konsekwentnie przez cały czas. Wątek fabularny rzuca nas w różne rejony świata Xenoblade Chronicles, przez co do niektórych miejscówek nie można już wrócić i część pobocznych zadań przepada bezpowrotnie. Pewnie znajdzie się śmiałek, który zliczy, ile dodatkowych misji znajdziecie w grze, albo jak wiele godzin zajmie ich wykonywanie. Ja mogę w tej chwili powiedzieć tylko tyle, że długie wieczory przed telewizorem to sprawa więcej niż pewna. Wydając kilkaset złotych, chcę wiedzieć, że gra nie skończy się po kilku czy kilkunastu godzinach. Nie ma tu trybów multi, ale dzięki dodatkowym zadaniom płyta przez długie tygodnie będzie się kręciła w Waszych konsolach.
W Xenoblade Chronicles znajdziecie wiele osiągnięć oraz specjalną Collectopedię. Jest to swoista encyklopedia, zbiór wielu rzeczy, które udało Wam się odnaleźć podczas zabawy, czy stworzeń, które spotkacie. Lubicie wczytywać się w opisy świata, którego częścią podczas rozgrywki się stajecie? Gwarantuję Wam, że spędzicie nad Collectopedią wiele godzin, bo jest tam naprawdę sporo wszelakich mniej lub bardziej ciekawych treści. Choć na ogół nie zwracam uwagi na takie rzeczy, to w Xenoblade Chronicles chętnie dowiadywałem się nowych rzeczy o otaczającym mnie świecie, z uśmiechem na ustach czytając Collectopedię.
Mogło być piękniej Po materiałach promocyjnych spodziewałem się, że Xenoblade Chronicles będzie najładniejszą grą na Wii. Tak niestety nie jest - czasami razi pikseloza i niedopracowane tekstury. Modele mogłyby mieć więcej szczegółów, a mimika twarzy prezentować trochę wyższy poziom. Strasznie brakuje HD, które zdecydowanie dopieściłoby wygląd gry. Trudno winić o to twórców, nie dysponowali przecież najmocniejszą platformą na rynku.
Na szczęście rozmach pozwala zapomnieć o graficznych niedociągnięciach. Po pierwsze duże, otwarte krajobrazy potrafią sprawić, że zabraknie Wam tchu - pięknie to wygląda. Po drugie zmienne pory dnia, które bardzo urozmaicają wizualizacje. Sporo tu wybuchów, światełek i innych podobnych „przeszkadzajek”, których pełno w grach typu jRPG. Ogólnie patrzy się na Xenoblade Chronicles bez bólu, ale można było ten tytuł bardziej dopieścić.
Xenoblade Chronicles Gameplay 1 (English)
Przy wyborze nowej gry musicie się zdecydować, na jaki rodzaj dubbingu macie ochotę. Oryginalny japoński brzmi świetnie, ale większość pewnie skusi się na głosy anglojęzyczne. Nie będzie to zły wybór, ponieważ aktorzy wykonali kawał dobrej roboty. Ale wiadomo - zdarzają się lepsze i gorsze postacie. Takiego na przykład Rickiego słucha się przednio, podczas gdy głos Reyna potrafi zirytować.
Jak to w przypadku dwuwarstwowych płyt bywa, niektórzy mogą napotkać problemy z odczytem gry. W wielu przypadkach pomoże specjalny zestaw do czyszczenia płyt od Nintendo (o ile uda Wam się go jeszcze dostać), innym takie rozwiązanie niestety nie pozwoli zagrać. Starsze napędy zwyczajnie nie lubią tego typu płyt - miejcie to na uwadze przed zakupem, żeby po rozpakowaniu pudełka nie spotkało Was srogie rozczarowanie.
Werdykt Obecna generacja nie przepada za jRPG i najwięcej gier obracających się w tym klimacie można znaleźć na PSP i przenośnym DS-ie. Jeśli jednak oczekujecie wciągającej przygody, która przykuje Was do telewizorów na długie godziny, serwując jednocześnie sporo akcji i bohaterów, z którymi można się zżyć, to Xenoblade Chronicles jest dla Was. Dawno żaden świat nie wciągnął mnie tak mocno, że z miło chęcią spędziłem w nim tyle czasu. Nie jest to najlepszy jRPG dostępny na rynku, ale fani gatunku nie powinni czuć się zawiedzeni. A pozostali? Może właśnie od tego tytułu warto zainteresować się japońskim RPG.
Ocena: 4/5 - Warto (Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).
Data premiery: 02.12.2011 Deweloper: Nintendo Wydawca: Nintendo Dystrybutor: Stadlbauer PEGI: 3
Grę do recenzji dostarczył dystrybutor, firma Stadlbauer.
Paweł Winiarski