Xbox LIVE Arcade w skrócie: Limbo
Gry, przynajmniej w teorii, mają być rozrywką. Patrząc na nieostre i ponure obrazki z Limbo można by pomyśleć, że produkcja studia Playdead jest jakimś rodzajem wymyślnej tortury. Drogą, która ma nas wprowadzić w stany depresyjne. Aż tak źle nie jest, choć słowo "zabawa" na pewno do niej nie pasuje.
23.07.2010 | aktual.: 08.01.2016 13:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Limbo jest platformówką, ale we współczesnym rozumieniu tego słowa. Mając do dyspozycji jedynie przycisk odpowiedzialny za skok i drugi, którym obsługujemy przełączniki i chwytamy przedmioty rozwiązujemy kolejne zagadki oparte przede wszystkim na fizyce. Skoki z dokładnością co do piksela czy wymagające czasówki należą tu do rzadkości. Bardziej liczy się sam pomysł na pokonanie przeszkody. Jego późniejsza realizacja przez większą część gry nie nastręcza trudności.
Zagadkowo Pomysłów na zagadki nie zabrakło, dzięki czemu nie jesteśmy zmuszani do powtarzania w kółko tych samych rozwiązań. Co kilka rozdziałów autorzy zmieniają nieco zasady gry i komplikują życie gracza koniecznością opanowania kolejnych sposobów myślenia.
Nie spodziewajcie się tu jednak tak szalonej abstrakcji i wywracania mózgu na lewą stronę, jaką fundował nam Braid. Po krótkim (aczkolwiek okupionym licznymi i aż nadto brutalnymi zgonami) treningu wystarczy polegać na swojej intuicji i pomysłowości. Rozgryzanie kolejnych zagadek, niezależnie od tego czy próbujemy obniżyć poziom wody, zaganiamy dziwaczne zwierze do kołowrotka czy biegamy głową w dół po suficie, jest więc przyjemne i satysfakcjonujące. Do tego jednocześnie wolne od frustracji, co uznaję za spore osiągnięcie autorów. W razie czego, gęsto upakowane punkty kontrolne często stanowią pewną podpowiedź co do miejsca, które powinniśmy uważniej obejrzeć.
Koszmarne majaki Pierwsze pół godziny gry znajdziecie tutaj
To co najbardziej intrygujące w Limbo mieliśmy cały czas przed oczami. Ziarnisty, wyprany z kolorów krajobraz rodem z koszmarnego snu, skryty we mgle i mroku musiał budzić niepokój. Podobnie jak pozbawiona jakichkolwiek szczegółów, niepozorna postać głównego bohatera, który trafił do ponurego limbo w trosce o swoją siostrę. Bezimienna postać w sposobie poruszania przypominała mi trochę Ico. Chłopiec jest dość nieporadny przy skokach czy łapaniu się krawędzi, ale czuć w nim determinację, by dotrzeć do celu.
Szaro-bura stylistyka, rozmazane obiekty i niepokojąca muzyka pojawiająca się jednak bardzo rzadko to jedno. Obraz przygnębiającego świata uzupełniają zwisające z drzew ciała, muchy krążące nad rozkładającym się mięsem czy topielcy ginący na naszych oczach, byśmy mogli po ich plecach przeskoczyć na drugi brzeg. Z uwagi na brak detali, szczegóły podpowiada nam wyobraźnia i w kilku momentach naprawdę miałem ciarki na plecach. Jakaś część Limbo rozgrywa się w naszej głowie i przez to trudno się od tej gry oderwać.
Niedosyt Niestety, mniej więcej po czterech godzinach Limbo samo wyrzuci was ze swojego świata niespodziewanym i do tego szalenie niesatysfakcjonującym zakończeniem.
Podobnie jak w Braid, gdy grałem w produkcję studia Playdead miałem przeczucie, że za zagadkami czai się coś więcej, że cała rozgrywka jest jedynie przygotowaniem do wielkiego finału. W grze Jonathana Blowa się go doczekałem, w Limbo zamiast niego obejrzałem napisy końcowe. Zapewne jest to celowe zagranie autorów, mające pozostawić nas w niepewności, co tak naprawdę stało się na ekranie telewizora. Podobnych zagrywek oczekuję jednak od tanich, niezależnych produkcji, a nie gry promowanej przez Microsoft i kosztującej 1200 MSP.
Przydałoby się również nieco więcej treści w samej rozgrywce. Owszem nie zdążyłem się nią znudzić (z naciskiem na "nie zdążyłem"), ale w kilku momentach odniosłem wrażenie, że autorzy bali się wprowadzić czegoś nowego i jedynie rozbudowywali poprzednie przeszkody. Brakowało mi zagadek zbudowanych na kilku różnych mechanikach. Gdy już załapiemy podstawy danego etapu przechodzimy go z marszu, zatrzymując się dłużej jedynie na finalnej przeszkodzie. To jednostajne tempo sprawiło, że szare komórki nie doczekały się w Limbo prawdziwego wyzwania.
Werdykt I znów problemem jest cena. Limbo jest zbyt krótkie i nie zdołało dostarczyć mi wrażeń, które by ją uzasadniały, a brak jakiegokolwiek zakończenia to olbrzymi zawód, którego od tej produkcji nie oczekiwałem. Z drugiej strony, zagadki i przede wszystkim odważna, ponura stylistyka gry mocno mnie wciągnęły. Przepłacałem już dużo gorsze produkcje, więc odrobinę rozczarowania Limbo przeżyję. Jednak lojalnie ostrzegam - do geniuszu Braid tej grze naprawdę dużo brakuje.
Maciej Kowalik
Pierwsze pół godziny gry znajdziecie tutaj