Xbox LIVE Arcade w skrócie: Earthworm Jim
Earthworm Jim powrócił! W wysokiej rozdzielczości i z trybem kooperacji, ale przede wszystkim naładowany tym samym, szalonym poczuciem humoru, które nie pozwalało oderwać się od tej gry dawno, dawno temu. Cena? 800 MSP*.
No dobrze, nie ma co bagatelizować tych dwóch literek dodanych do tytułu gry, bo na przekór moim obawom wygląda ona po prostu niesamowicie. Znacie to uczucie, gdy po 10 latach odpalacie jedną z kiedyś ulubionych gier i grafika nie pozwala wyjść poza ekran tytułowy? Gameloft naprawdę postarał się, by Jim wyglądał jeszcze lepiej niż w naszych wspomnieniach. Wszystko jest tu piekielnie ostre, kolorowe, a animacji brakuje kilku klatek. To jednak plus, bo naprawdę wolę zachowanie nawet tych pozornych niedoskonałości oryginału, niż próbę uszczęśliwienia mnie na siłę.
Próba wytłumaczenia fabuły Earthworm Jim to zadanie iście samobójcze. Na początku gry sympatyczny komiks tłumaczy nam, jak to się stało, że dżdżownica wskoczyła do białego kombinezonu i sieje postrach wśród niczego niespodziewających się krów, ale późniejsze wydarzenia to już czysta abstrakcja i skakanie po kolejnych dziwacznych pomysłach twórców. Jedyny stały element to pojawiający się co jakiś czas wyścig w kosmicznym tunelu. Nawet kostium jest opcjonalny i czasem poziom zaczniemy bez niego.
Jeśli idzie o rozgrywkę to jest ona bardzo wierna oryginałowi. Przez większość czasu biegamy Jimem po planszy i dzięki niepozornemu pistoletowi rozprawiamy się z kilkoma rodzajami przeciwników oraz (dzięki kilku szarym komórkom) prostymi zagadkami. Niekiedy więcej uwagi trzeba poświęcić elementom platformowym (Jim spisuje się świetnie jako owijający się wokół haków bicz ), co może zaboleć, bo w nowej wersji Jim nie zawsze ma ochotę złapać się pozornie dostępnej platformy i jesteśmy zmuszeni do kilkukrotnego powtarzania fragmentu planszy. Co jak co, ale sterowanie mogłoby zostać odrobinę poprawione.
Z punktu widzenia fana oryginału zabawa jest jednak przednia, Świetną grafikę uzupełniają abstrakcyjne pomysły projektantów na zagospodarowanie poziomów oraz częste potyczki z bossami. Nie są one specjalnie wymagające, ale walka z babcią blokującą nasze ciosy pledzikiem czy pojedynek z brzydalem reagującym na ciosy salwą ryb prosto z żołądka nie pozwalały mi zgubić dobrego humoru. Jasne, nie każdemu takie zakręcenie przypadnie do gustu, ale Earthworm Jim to jedna z gier, które wprowadzały mnie w "poważne" granie i każdy moment spędzony z nową wersją był dodatkowo wzmacniany wspomnieniami "starych, dobrych" czasów i nic na to nie poradzę.
Poza kampanią, którą wedle wszelkich znaków na niebie i stronach publikujących listy Osiągnięć można ukończyć w godzinę (mi się to nie udało), autorzy przygotowali jeszcze 3 bonusowe plansze (za które otrzymujemy na przykład seksowny kostium dla naszego awatara) oraz tryb kooperacji dla czterech graczy.
Earthworm Jim pokazuje, jak powinno się odświeżać gry sprzed dekady i dlatego polecam ją każdemu, kto dawno temu spędził w skórze dżdżownicy kilka przyjemnych chwil. Dla młodszych graczy, którzy nie będą pod wpływem sentymentalnego zauroczenia formuła gry może być zbyt prosta, poczucie humoru dziwaczne, a sterowanie nieporęczne. Mogę im co najwyżej współczuć.
Maciej Kowalik
*Usługa Xbox LIVE nie jest oficjalnie dostępna w Polsce. Nie wiesz, co to oznacza? Dowiesz się tu.