Xbox LIVE Arcade w skrócie: DeathSpank
Gry na ogół traktują się strasznie poważnie, momentami aż nie do wytrzymania. Te wszystkie bohaterskie czyny, dramatyczne wybory, dojrzałe, przynajmniej w teorii, treści. Od czasu do czasu musi się więc pojawić gra, która dla równowagi wszystko wyśmieje. Dokładnie tak jak dostępny na PSN i XBLA DeathSpank.
Czym jest DeathSpank? Przede wszystkim komedią wyśmiewająca wytarte rpg-owe schematy. Główny bohater jest głupkiem, powierzane mu zadania nie należą do szczególnie heroicznych i właściwie nikt nie traktuje go poważnie. DeathSpank jest herosem, który szuka potężnego artefaktu zwanego Artefaktem, na swojej drodze pomoże sierotom, sklepikarzom, wędkarzom, zielarzom, a przede wszystkim przerąbie się przez hordy wrogich stworów.
Od strony mechaniki samej rozgrywki DeathSpank jest znakomitą hybrydą diablowatego hack&slasha z grą przygodową. Z jednej strony gracz zbiera coraz to potężniejsze bronie i pancerze, zdobywa punkty doświadczenia i urządza rzeźnie kolejnym oddziałom goblinów lub demonów. Z drugiej, z napotkanymi postaciami prowadzi dialogi zdobywając kolejne informacje, a także rozwiązuje proste zagadki w stylu: "użyj A na B aby otrzymać C".
Gdzie leży siła DeathSpanka? Po pierwsze, w zawartych w nim pokładach humoru. To oczywiście jest bardzo względne, bo komuś może nie przypasować, ale ja gram z uśmiechem na ustach i prę dalej głównie po to, aby wysłuchać kolejnego dialogu. Gra nie jest tak śmieszna jak nazwy niektórych miejscowości, nie zwijam się ze śmiechu po podłodze, ale często kiwam z uznaniem głową i myślę sobie "ha, to było dobre!".
Żarty są bardzo różnorodne. Z jednej strony pełno tutaj abstrakcyjnych gier słownych, skojarzeń, nawiązań do rzeczywistości, z drugiej zdarzają się sytuacje, gdy specjalnym młotkiem trzeba bić demony "tak długo, aż się zesrają", aby w ten sposób uzyskane odchody zebrać dla farmera na nawóz. Smaczne? Niekoniecznie, ale odpowiednio głupkowate.
Za DeathSpankiem stoi nazwisko Rona Gilberta, jednego z twórców Monkey Island i w dialogach czuć podobny klimat i styl. Nic tu nie jest poważne: od dialogów, przez nazwy przedmiotów, zadania aż po oprawę graficzną i muzykę.
Samo tłuczenie potworów zostało przeprowadzone bardzo sprawnie, ale trzeba pamiętać, że gra nie oferuje pod tym względem takiego urozmaicenia jak bardziej diablowata konkurencja. To jedna klasa postaci, kilka różnych klas przedmiotów i ograniczony model rozwoju. Na razie przeszedłem około 1/4 gry i choć bawię się świetnie, to wątpię, abym chciał przechodzić produkcję Hothead Games ponownie.
Pewnym urozmaiceniem jest skromny tryb dla dwóch graczy: siedząca obok nas osoba może wcielić się w rolę pomagającego DeathSpankowi czarodzieja, który biega za nim rzucając kule ognia lub czary lecznicze. Zabawa jest przyjemna, ale nie jest to klasyczny tryb dla wielu graczy z rywalizacją i szukaniem najlepszych taktyk.
DeathSpank w udany sposób miksuje znane z innych gier mechanizmy, polewa to sosem z przerysowanej, kreskówkowej oprawy graficznej i doprawia odpowiednim poczuciem humoru. W efekcie powstaje niezwykle ożywcze i smaczne danie, którego grzechem nie byłoby spróbować. Zwłaszcza, że kosztuje raptem 1200 MSP/niecałe 50 złotych.
* usługa Xbox Live ma stać się oficjalnie dostępna w Polsce w listopadzie
Konrad Hildebrand