Xbox LIVE Arcade w skrócie: Blacklight: Tango Down

Xbox LIVE Arcade w skrócie: Blacklight: Tango Down

Xbox LIVE Arcade w skrócie: Blacklight: Tango Down
marcindmjqtx
11.07.2010 10:03, aktualizacja: 15.01.2016 15:47

W tym tygodniu hitem Xbox LIVE Arcade* jest na pewno Monkey Island 2: LeChuck's Revenge, ale więcej pytań, niż ten pewniak do zakupu budziło we mnie Blacklight: Tango Down. Niestety przygoda z grą studia Zombie zakończyła się po godzinie, kiedy to skończył się licznik czasowy wersji próbnej.

Pomysł na stworzenie strzelaniny z myślą o cyfrowej dystrybucji mógł się powieść jedynie wtedy, gdy gra wyróżniałaby się czymś na tle konkurencji. Dodajmy, że mocarnej konkurencji, bo gier FPS na rynku nie brakuje, a zarówno Bad Company 2 jak i Modern Warfare 2 doczekały się ostatnio kolejnych dodatków. Zaoferowanie graczom świeżych pomysłów mogłoby odciągnąć ich uwagę od wyeksploatowanych hitów czy przeciętnej oprawy. Niestety Tango Down jest tak typowe, jak to tylko możliwe.

Zacznijmy jednak od zalet, a konkretniej - od kilku liczb. Zombie podeszło do sprawy stworzenia sieciowej strzelaniny poważnie i przygotowało 12 map, na których możemy zmierzyć się w jednym z siedmiu trybów rozgrywki (niespecjalnie oryginalnych). Do tego dochodzi jeszcze Black Ops - czyli misje, stworzone z myślą o kooperacji do czterech graczy.

Polygamia.pl: Blacklight: Tango Down Black Ops Gameplay

Zombie nie wyważało otwartych drzwi i wykorzystało tradycyjną metodę nagradzania gracza. Za każdego zabitego przeciwnika, asystę czy wykonane zadanie otrzymujemy punkty doświadczenia, które odblokowują kolejne poziomy, a co za tym idzie nowe rodzaje broni, pancerze czy ulepszenia. Jest tego mnóstwo i na wysokich poziomach z pewnością mielibyśmy z czego wybierać, w zależności od preferowanego stylu rozgrywki.

Blacklight ma jednak dwa, duże problemy. Po pierwsze - rozgrywce brakuje świeżości. Wszystko, począwszy od burej palety barw, przez modele broni, animacje, a skończywszy na interfejsie i odgłosach jest żywcem wyciągnięte z poprzedniej epoki. Tango Down ani na centymetr nie wyściubia nosa poza oklepane kanony gatunku, co powoduje, że zdążyłem znudzić się tą grą w 60 minut. Już po pierwszym meczu mocno pachniało mi tu Counter Strikem, fanowskimi modami do Unreal Tournament, które kopiowały grę Valve czy (patrząc na nieco bliższą przeszłość) Rainbow 6: Vegas. W każdą z tych gier zagrywałem się do upadłego, ale ich czas minął. Zostały ustanowione nowe standardy i nie mam już ochoty na robienie kroku wstecz.

Pod koniec wersji próbnej trudno było mi znaleźć komplet graczy nawet do Team Deathmatch. Nie wiem, czy innym również wystarczyła darmowa godzinka, czy (i tu przechodzimy do drugiej bolączki Tango Down) pokonały ich problemy techniczne. Znajdywanie meczu potrafi trwać tu ponad pięć minut, a radosny komunikat o powodzeniu wcale nie oznacza, że za chwilę zobaczymy lobby. Również i on lubi sobie "powisieć" na ekranie. A potem zaczynają się lagi... Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem aż takie teleportowanie się graczy czy granaty wylatujące z 3 sekundowym opóźnieniem. Zapewne prędzej czy później pojawi się odpowiednia łatka, ale póki co nie jest dobrze.

Ponarzekałem sobie trochę, ale pamiętajmy, że Blacklight: Tango Down nie kosztuje 200zł, a około 46zł. Patrząc z tej perspektywy nie jest to gra zła. Co najwyżej  niepotrzebna. Rozgrywka jest dynamiczna, a pociski zabójcze, więc ginie się szybko. Mapki, choć nie powalają rozmiarami, oferują sporo dróg, pozwalających zajść wroga z boku, a odblokowywanie masy nowych opcji uzbrojenia to zawsze dobra motywacja.

Mało wymagającym graczom produkcja Zombie może przypaść do gustu, reszta po prostu kupi dodatek do Battlefield: Bad Company 2 czy mapki do Modern Warfare 2.

Maciej Kowalik

PS Gra ukaże się również na PS3, ale nie wiadomo jeszcze kiedy

*usługa Xbox Live ma stać się oficjalnie dostępna w Polsce w listopadzie

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)