XBLA w skrócie - Torchlight
Potwierdzenie plotek o konsolowym Diablo 3 znajduje się zapewne wysoko na liście życzeń wielu z was, ale nawet jeśli Blizzard w końcu zapowie je oficjalnie, to do premiery upłynie jeszcze dużo czasu. Nie ma sensu wstrzymywać na tak długo oddechu, lepiej dać szansę Torchlight. Grze mniejszego kalibru, ale potrafiącej równie skutecznie wciągnąć w swoje korytarze.
08.03.2011 | aktual.: 08.01.2016 13:22
Zapewne większość z was albo grała, albo chociażby słyszała o Torchlight, ale nie zaszkodzi przypomnieć, że jest to gra mocno trzymająca się ścieżki wytyczonej przez Blizzarda. Przynajmniej jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki (posępnego klimatu Diablo nie da się pobić), która sprowadza się do zebrania od mieszkańców tytułowej wioski listy zadań i wyruszenia pod ziemię by ogniem i mieczem położyć trupem wszystkich, którzy staną nam na drodze.
Troje zbrojnych i pies Klasy bohaterów również nie mogłyby być bardziej oklepane. Nazywają się co prawda dość oryginalnie, ale rzut oka wystarczy na upewnienie się, że na początku gry wybieramy pomiędzy wojownikiem, wszechstronnie uzdolnionym magiem i łuczniczką. No, może przy tej ostatniej nie jest to tak do końca prawda, bo świat Torchlight zahacza lekko o steampunk, dzięki czemu oprócz łuków i kusz dysponujemy też pistoletami i strzelbami.
Bohater nie wyrusza jednak na przygodę sam - pomaga mu zwierzęcy towarzysz. Początkowo jest to wilk, ale karmiąc go różnymi odmianami złowionych ryb możemy zmieniać jego formę. Pupil przydaje się zarówno w walce (możemy nauczyć go do dwóch czarów) jak i w handlu, gdy wysyłamy go do miasta, by sprzedał wszystkie niepotrzebne przedmioty. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by wykorzystać zwój z czarem Town Portal i udać się tam osobiście, ale szybko przekonacie się, że usługi pupila czynią grę o wiele bardziej komfortową.
Zawód: złomiarz Powód jest banalny - Diablo 2 nie ma startu do Torchlight w kwestii ilości ekwipunku, który wypada z pokonanych wrogów. Już na jednym z pierwszych poziomów kopalń zrezygnowałem z przyglądania się każdemu, podniesionemu z ziemi żelastwu i interesowałem się nimi hurtowo dopiero, gdy mój mag z wyrzutem stwierdzał, że więcej już nie uniesie. Niestety, większość podniesionego ekwipunku to zwykłe śmieci, za które w dodatku nie dostajemy zbyt wiele pieniędzy. Stąd różnokolorowe nazwy oręża szybko przestają budzić emocje. Zdecydowanie wolałbym uboższą zbrojownię, w której znalezienie rzadkiego przedmiotu byłoby powodem do świętowania, a nie narzekania na przepuklinę. Choć szczerze mówiąc i tak po kilkukrotnym zaczarowaniu jednej z podstawowych lasek nie miałem ochoty zamieniać jej na nic innego, a siła oręża rosła z każdym poziomem mojego maga.
Muszę przy okazji nadmienić, że na normalnym poziomie trudności Torchlight nie stanowi absolutnie żadnego wyzwania. Można na nim zdobyć wszystkie Osiągnięcia, ale jeśli oczekujecie emocji, to stanowczo doradzam rozpoczęcie przygody o jeden stopień wyżej. Wtedy naprawdę urozmaicony bestiariusz postawiony na naszej drodze przez autorów gry zacznie straszyć nie tylko wyglądem i rozmiarami.
Garnitur przeciwników zmienia się razem ze sceneriami co kilka poziomów i choć kilka „dyżurnych” maszkar wciąż się przewija, to nie ma mowy o znużeniu powodowanym przez monotonię. Zwłaszcza, że kolejne awanse bohatera oznaczają odblokowanie nowych umiejętności, które przecież trzeba na czymś przetestować.
Gra jest bardzo efektowna i każdy czar czy atak specjalny atakuje nasze gałki oczne feerią kolorów. A że na odkrycie i ulepszenie czeka ich tu sporo (idę o zakład, że nie wymaksujecie wszystkich), to ekran co chwilę zamienia się w pokaz sztucznych ogni. Czasem mocno odbija się to na płynności gry, więc mam nadzieję, że Runic pracuje już nad patchem.
Obejdzie się bez trzeciej ręki Jeśli sen z powiek spędzało wam pytanie o to, jak autorzy poradzą sobie z zastąpieniem myszki i klawiatury, to znaczy, że nie czytaliście mojej recenzji konsolowego Sacred 2. Gra była co prawda trapiona przez zabójcze błędy, ale nie sposób było przyczepić się do interfejsu, który w sposób natychmiastowy dawał graczowi dostęp do 12 umiejętności/czarów.
W Torchlight aż tak różowo nie jest, bo naprawdę komfortowo możemy korzystać jedynie z czterech umiejętności specjalnych, przypisanych do obu spustów i dwóch kolorowych przycisków. Niby za pomocą krzyżaka możemy zmieniać kolejne zestawy, ale nie dzieje się to tak płynnie jak powinno. Da się to opanować, ale mimo wszystko wyżej stawiam obłożenie pada zaprezentowane w Sacred 2.
Samo kierowanie postacią jest natomiast rozwiązane wzorowo - autorzy nie bawili się w tworzenie na ekranie sztucznego kursora i bohaterem poruszamy po prostu gałką. System walki został odrobinę przemodelowany na potrzeby konsolowej wersji, dzięki czemu akcja jest szybsza i bardziej przypomina konsolowe gry action rpg. Jedyna niedogodność ujawniła się, gdy postanowiłem poszaleć trochę z czarem bombardującym przeciwników meteorytem - system celowania na odległość wymaga korekcji, bo trafienie w wybranego wroga graniczyło z cudem.
Prosty i funkcjonalny jest również ekran ekwipunku i statystyk. Nie da się w nim zgubić i choć na pewno przydałoby się jakieś sortowanie zawartości plecaka, to wizyty w sklepach załatwia się błyskawicznie. Zielona bądź czerwona strzałka zawsze pokazuje jak dany przedmiot wypada w porównaniu z aktualnie używanym, więc dylematy dotyczące ekwipunku rozwiązuje się w mgnieniu oka.
Werdykt Torchlight to zdecydowanie gra, dla każdego fana gatunku hack&slash, który jeszcze nie miał z nią do czynienia. Nie ma tu miejsca na żadne wymówki bo, choć w paru miejscach potrafi naprawdę brzydko pogubić klatki animacji, a nasz zwierzęcy towarzysz nie należy do najmądrzejszych, to eksplorowanie kolejnych lochów wciąga jak diabli. Samo podążanie główną nicią fabularną na wyższych poziomach trudności wystarczy spokojnie na 8-10 godzin. Po pokonaniu ostatniego bossa nie możemy co prawda zacząć nowej rozgrywki tą samą postacią, ale odblokowuje się dodatkowa lokalizacja, w której czeka nieskończona ilość losowo generowanych lochów z rosnącym poziomem trudności. Jeśli lubicie podobne gry, to nie zastanawiajcie się dłużej, tylko szykujcie 1200 MSP na jutro. W tym wypadku cena jest ze wszech miar usprawiedliwiona zarówno jakością produkcji jak i czasem, który wyrwie z waszego życiorysu.
Z czystym sumieniem przejść obok mogą tylko weterani Torchlight z PC czy Mac, bo oprócz możliwości sprawdzenia, jak spisuje się sterowanie padem, nie znajdą oni tu zbyt wiele nowego.
Maciej Kowalik