X-Men Origins: Wolverine - recenzja

X‑Men Origins: Wolverine - recenzja

X-Men Origins: Wolverine - recenzja
marcindmjqtx
08.05.2009 13:00, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Gra X-Men Origins: Wolverine to gra TPP luźno związana z filmem o tym samym tytule. Wspólne elementy są w niej przemieszane z autorską wizją studia Raven. Skoro bohaterem jest Wolverine to odkrycie, że w grze chodzi o rozsmarowywanie po okolicy kolejnych przeciwników trudno nazwać zaskoczeniem. Autorzy wzorowali się przede wszystkim na serii God of War, aczkolwiek dorzucili również odrobinę Tomb Raidera - proste zagadki, wspinaczka, tajemnicze świątynie skryte gdzieś w dżungli. Jednak eksploracja poziomu bez chmary przeciwników dookoła to tylko margines całej gry. Większość czasu spędzicie wypruwając flaki z kolejnych wrogów. Gracz Sięgając po Wolverine musicie wiedzieć, że gra jest brutalna. Pozbawianie przeciwników członków, nabijanie ich na wszelkie wystające elementy otoczenia, fontanny krwi i zwolnienia czasu, umożliwiające przyjrzenie się szczegółom tych akcji to w produkcji Raven chleb powszedni. Miłośnicy chodzonych bijatyk błyskawicznie odnajdą się w zaproponowanym tu systemie walki i będą potrafili czerpać z niego dużą satysfakcję. Doświadczenie nie jest tu jednak konieczne, ponieważ autorzy nie przesadzili z poziomem trudności. Obycie z padem będzie po prostu skutkowało dłuższymi i ciekawszymi combosami, a co za tym idzie większą liczbą punktów doświadczenia. Nie liczcie jednak, że Raven skupił się mocno na elementach RPG - rozwój bohatera jest co prawda odczuwalny (możemy kupować ulepszenia i faszerować Logana mutagenami, zwiększając obrażenia czy zdrowie), ale opcji mamy w nim bardzo mało.

Rozgrywka Jak wspomniałem już wcześniej, na początku gra wydaje się być klonem God of War, ale szybko przekonujemy się, że Raven ma sporo swoich pomysłów. Bardzo spodobało mi się dodanie do arsenału Wolverine'a dalekich skoków, które pozwalają pokonać naprawdę duże dystanse i miękko wylądować na pechowym przeciwniku. Wyglądają świetnie i nadają głównemu bohaterowi specyficznego charakteru (w końcu to rosomak). Ciosów i combosów jest tu więcej, niż wystarczająco (podobnie zresztą jak przeciwników), co sprawia, że nie jesteśmy skazani na powtarzanie jednej akcji przez całą grę. Autorzy umożliwili nam również wykorzystywanie otoczenia do sprawiania przeciwnikom bólu. Gdy nie mamy pod ręką wystającego pręta zawsze możemy po prostu cisnąć nieszczęśnikiem w przepaść.

Oprawa Oprawa gry jest mocno nierówna. O ile dżungla sprawia pozytywne wrażenie połączeniem bujnej roślinności, dziwnych budowli i świetnych, sugestywnych odgłosów tła (Tomb Raider jak żywy), to już supertajne laboratoria potrafią razić powtarzanymi do znudzenia teksturami, sterylnością i ogólnym brakiem wyrazu. Rozczarowują również scenki przerywnikowe, z których zaledwie kilka trzyma poziom pamiętnego trailera. Te najlepsze znów spotkamy bliżej końca gry, niż jej początku. Nie wydaje mi się by był to przypadek. Modele postaci są przyjemne dla oka i szlachtuje się je z przyjemnością, choć trudno nie zauważyć ząbków na krawędziach. Najprzyjemniejszym widokiem jest jednak tryb wyostrzonych zmysłów, niebieska wstążka wskazuje nam drogę, a ważniejsze elementy otoczenia są podświetlone (podobnie, jak np. niewidzialni wrogowie i pułapki) Razi natomiast kulejąca w przypadku wersji na PS3 animacja. W niektórych lokacjach potrafi to naprawdę zdenerwować i odebrać część frajdy z rozgrywki. Nie otrzymaliśmy do testów wersji na 360, więc nie mam pojęcia, jak sprawa wygląda na drugiej platformie.

Czasu autorom nie starczyło przede wszystkim na dopracowanie kamery, która niejednokrotnie żyje własnym życiem i nie pokazuje tego, co najważniejsze. Co chwilę natrafiałem na mniejsze błędy w stylu martwych przeciwników zawieszonych w powietrzu czy nawet znikających przedmiotów koniecznych do uruchomienia np. windy. O trwającym wieki doczytywaniu tekstur już nawet nie chce mi się wspominać - wystarczy logo Unreal Technology na początku gry.

Mimo tego, że trudno nazwać tę grę techniczną doskonałością, to nie miałem problemów z wsiąknięciem w akcję. Kluczem w takich pozycjach jest system walki i frajda jaką sprawia, a pod tym względem Wolverine nie mam zbyt wiele do zarzucenia. Owszem, czasem chciałoby się pociągnąć combosa dłużej, albo wysilić się przy QTE, ale bez przesady - to gra dla wszystkich, a nie grona małpio-zręcznych wojowników. Raven dało nam wciągającą produkcję z ciekawymi pomysłami, które wydają się nieco ograniczone licencją filmową, ale spokojnie wystarczą na kilka wieczorów ostrej, efektownej jatki. Polecam przynajmniej wypróbować demo, ale jeśli czujecie się dobrze w tym gatunku, to tylko upewni Was ono, że warto dać Wolverine'owi szansę.

Maciej Kowalik

PS Pamiętajcie o założeniach nowej formuły recenzji

X-men Origins: Wolverine (PC)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)