Wygasłe gwiazdy: Acclaim
Jeśli kiedykolwiek będę miał syna, i jeśli kiedykolwiek zapyta mnie on: "tato, co to jest ironia?", wezmę go na kolana, głęboko westchnę i zacznę odpowiedź od słów: "synu, wiele lat temu istniało studio Acclaim".
15.12.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:46
Trzeba mieć sporo tupetu, żeby nazwać swoją firmę "Uznanie". Nie brakowało go Gregowi Fischbachowi - prawnikowi z wykształcenia - który w roku 1987 założył Acclaim Entertainment. Choć plotka głosi, że nazwę wybrano wyłącznie ze względu na możliwość zajęcia wyższego miejsca w katalogach niż Activision, to młode studio miało duże ambicje. Ambicje, które nie szły w parze z umiejętnościami.
Acclaim znany był jako producent oraz wydawca gier wideo. Rozgłos przyniosła mu druga ze specjalności - firma brała pod skrzyła uzdolnione grupy programistów. Dla Fischbacha pracowali magicy ze studia Iguana Entertainment, znanego z Turoka i NBA Jam, czy Probe Entertainment - twórcy m.in. Smash TV, Forsaken, konsolowych wersji Mortal Kombat, a także jednych z najlepszych gier opartych na kinowych hitach: Alien Trilogy oraz Die Hard Trilogy. Niestety, na każdy przebój przypadało mnóstwo gniotów, które branża zawdzięczała koderom pracującym bezpośrednio dla Acclaim.
Lata dziewięćdziesiąte były okresem zalewania rynku przez niezliczone gry oparte na filmowych czy komiksowych licencjach. Niemal wszystkie okazywały się skończonymi knotami. Do takiego stanu rzeczy w dużej mierze przyczynił się Fischbach, postrzegający znane tytuły jako źródło łatwego zarobku. Acclaim wyprodukował takie "przeboje", jak: Batman Forever (gra słynna dzięki pierwszemu poziomowi, którego większość graczy nie pokonała), The Simpsons w wersjach na konsole Nintendo, rozmaite wcielenia Spider-mana, X-menów i Fantastic Four, a także niezliczone produkcyjniaki z nazwą "South Park" w tytule. Firma, jak każda, była nastawiona przede wszystkim na zysk, ale w przeciwieństwie do konkurencji miała w poważaniu jakość swoich produktów. Co gorsza, zazwyczaj wykupowała studia, które sprawdziły się w przeszłości, włączając ich członków do własnej ekipy. Tak stało się ze wspomnianymi Iguaną i Probe - talenty często marnowano przy produkcji licencjonowanego chłamu.
Nie znaczy to jednak, że firma wypuszczała same gnioty. Acclaim wyprodukował tak uznane tytuły jak Shadowman, Re-Volt czy Burnout, a także jako jeden z pierwszych wydawców zaczął tworzyć obszerne, pięknie oprawione poradniki do swoich gier. Niestety nie wystarczyło to, by uniknąć kłopotów finansowych. Po raz pierwszy zaczęły one doskwierać pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Ich skutkiem stały się masowe zwolnienia, przeprowadzane z pogwałceniem wiążących kontraktów. Posypały się pozwy, składane zarówno ze strony byłych pracowników, jak i współpracowników spoza branży (np. przez bliźniaczki Mary-Kate i Ashley Olsen, którym nie wypłacono należnych tantiem). Koszty związane z procesami znacząco uszczupliły fundusze chylącego się ku upadkowi przedsiębiorstwa.
Polityka taśmowej produkcji kiepskich gier także obróciła się przeciwko Fischbachowi. Pudełka z logiem Acclaim zalegały na sklepowych półkach. Zdesperowana firma zaczęła uciekać się do ryzykownych metod marketingowych. Przy okazji premiery Turok: Evolution zaoferowano nagrodę pieniężną pięciu pierwszym parom, które nadałyby swym dzieciom imię Turok. W trakcie produkcji Dave Mirra Freestyle BMX 4 dodano do gry filmiki z nagimi modelkami, licząc na zwiększenie sprzedaży. Działania zamiast skandalu wywołały zażenowanie. Nawet Dave Mirra zrzekł się jakichkolwiek związków z własną grą, która ostatecznie została wydana pod wyrafinowanym tytułem BMX XXX.
W połowie pierwszej dekady XXI wieku długi Acclaim sięgnęły stu milionów dolarów. Firma zbankrutowała, a wielu jej pracowników nigdy nie otrzymało zaległych wypłat. Prawa do nazwy wykupiło Activision, które w roku 2006 otworzyło studio Acclaim Games. W naśladowaniu poprzednika okazało się ono tak dobre, że zbankrutowało po niecałych czterech latach działalności. Mimo że marka Acclaim stała się symbolem ironii, warto o niej pamiętać ze względu na kilka tytułów, które naprawdę zasłużyły na uznanie.
Michał Puczyński