Wszystko co wiemy o Spider-Man: Miles Morales na Playstation 5

Zapowiedzi gier zmierzających na Playstation 5 nie zawsze charakteryzują się fenomenalną grafiką czy zapierającymi dech w piersi rozwiązaniami, a komunikacyjnym chaosem. Jak będą wyglądać przygody Człowieka Pająka na PS5? Sprawdzamy.

"Spider-Man: Miles Morales", bo o nim (głównie) mowa, to spin-off wielkiego hitu Insomniac Games z 2018 r. Gra będzie niezależną produkcją, którą uruchomimy bez potrzeby posiadania odsłony z PS4. Piszemy o tym dlatego, że początkowo sprawa była mało jasna.

Mówiło się także, że nowe przygody Spider-Mana trafią wyłącznie na PS5. Dziś już wiemy: po grę sięgną również właściciele poprzedniej generacji. Dla graczy i właścicieli starszych konsol to dobra wiadomość. Biznesowo też powinna się spiąć – mówimy o przeszło 100 mln takich urządzeń. Wizerunkowo? Bez komentarza.

Oczywiście według twórców, nie zobaczymy wtedy całego dobrodziejstwa, jakie przynoszą nowe maszyny Sony, ale zasadniczo gra ma działać.

Część twórców planując premiery swoich tytułów na obie generacje, zdecydowało się na darmowe aktualizacje. Jeżeli masz grę X na PS4 to będzie ona działać również na PS5 po pobraniu bezpłatnego patcha.

Wśród tych, którzy na podobny krok się zdecydowali jest Insomniac Games. Dodajmy, że za "Spider-Man: Miles Morales" trzeba zapłacić (przynajmniej w wersji na PS5) 269 zł. Przypomnę, mówimy o dodatku, nie pełnoprawnej grze. Ale o cenach rozpisywałem się już tutaj.

Jest też wersja z dopiskiem "ultimate", która zawiera zremasterowanego Pająka. Ten trafi jednak wyłącznie na PS5. Cena? 349 zł. Co więcej, nie kupimy go w wersji pudełkowej i nie wgramy do niego zapisów gry z poprzedniej generacji. Nie ma też znaczenia, że posiadamy grę na poprzedniej generacji. Wersja ultimate ma ważyć 105 GB, natomiast sam "Spider-Man: Miles Morales" 50 GB.

Gra ma zadebiutować wraz z pojawieniem się na półkach sklepowych Playstation 5. I w tej wersji ma zaoferować 4K, 60 klatek na sekundę, ray tracing i szeroko pojęte wizualne fajerwerki.

Warunek jest jeden: o ile tuż przed premierą nie okaże się, że ktoś znów coś przekręcił.