Fotoreporter w położonym w zaułku Kabulu salonie gier spotkał grupkę chłopców szukających azylu przed ulicami, na których spędzają dni żebrząc, aby zapewnić przetrwanie swoim rodzinom. "Przyszliśmy tutaj pograć w gry i odpocząć od żebrania." - mówi jeden z nich, "Te maszyny są wspaniałe." - dodaje jego kolega. Najbardziej wymowne są jednak słowa trzeciego z chłopców, który wpatrując się w ekran mówi: "Nie chcę żeby ta gra się skończyła, niech trwa wiecznie."
W Afganistanie jeździ się także na deskorolkach - Skateistan to charytatywna organizacja budująca w Kabulu skateparki mające pomóc dzieciom w radzeniu sobie z życiem.
Właścicielem salonu jest Abdulghaffar Sediqi, jak sam mówi, dzieci przychodzą tutaj i nie muszą spędzać czasu na ulicach, "Nie kradną i nie wąchają kleju".
W podlinkowanym artykule czytamy też: "Dla pokolenia nie znającego nic poza przemocą, brutalne gry są naturalnym przedłużeniem codzienności." Co wy na to?
Nie tylko Afganistan Podobnie jak koledzy z Afganistanu, z dobrodziejstw świata elektronicznej rozrywki korzystają także dzieciaki w innych borykających się z biedą, wojnami i tragediami krajach. Na poniższym zdjęciu widzimy "salon" z ulic Demokratycznej Republiki Konga.
Tutaj z kolei scena prosto z jednego z międzynarodowych obozów dla dzieci w Korei Północnej. Cztery dziewczynki, dzieląc się dwoma krzesłami wspólnie rozpracowują Double Dragona na podróbce NESa. Kto teraz powie, że gry nie łączą?
Warto czasami zatrzymać się na chwilkę między partyjkami w najnowsze hity i zobaczyć jak dużo radości może sprawić starusienki, rozklekotany automat, czy prowizoryczna instalacja z paru telewizorów i wysłużonych konsol.
Piotr Bajda