Współpraca EA z Nintendo może skończyć się tylko na FIFIE
Za to pracownik Naughty Dog jest Switchem zachwycony. Jak żyć?
20.01.2017 15:31
Opinii i reakcji branży na Switcha ciąg dalszy i dziś całkiem ciekawy. Za pierwszą odpowiada Drew Thaler, czyli "wewnętrzny" programista Sony, który dłubał na przykład przy PlayStation 4, a obecnie zajmuje ciepłą i budzącą zazdrość posadkę w Naughty Dog. Wiadomo, że jego studio nie pracuje nad niczym istotnym, żadnym tam The Last of Us, to sobie może pogdybać o konkurencji na Twitterze. Uważa, że system sprzeda się o wiele lepiej niż jego poprzednik, ponieważ "trafia w wiele mocnych stron Nintendo", będąc takim ulepszonym 3DS-em. "Jest dokładnie tym, czego się spodziewałem. Wieloma sprytnymi ruchami jednocześnie" - pisze.
[ttpost url="https://twitter.com/drewthaler/status/819806207279964160?ref_src=twsrc%5Etfw"]
Zaskakująco optymistyczne podejście. Nawet nie ma problemu z tym, że tytułem, jaki postanowiła na konsolę wepchnąć Bethesda, jest sześcioletni Skyrim, a nie na przykład Fallout 4. Co dobitnie pokazuje ograniczenia wydajnościowe Switcha. O wsparcie zewnętrznych wydawców się nie martwi, bo przecież to wydawcy chodzą za klientelą, a nie na odwrót. Jasne, że podobne ćwierki produkować może każdy, ale tutaj mowa o gościu, który pomagał tworzyć króla obecnej generacji, a do tego pracuje w najbardziej chwalonym zespole całej branży. Nie jest to pierwszy raz, gdy cieplejsze opinie o kontrowersyjnych planach Ninny smaży właśnie konkurencja.
Drugi biegun - EA. Swoim emocjonującym do granic wyobraźni występem na konferencji Nintendo (ironia) zdradzili, że konsolę zaszczycą FIFĄ, która tak naprawdę stworzona może być na bazie najsłabszej, niepotrzebnej nikomu wersji dla maszyn poprzedniej generacji i... jeśli wierzyć doniesieniom Escapist Magazine, na tym tytule może zakończyć się ich wielka współpraca z japońską korporacją. Cytując Patricka Soderlunda: "Mamy przewagę bycia firmą obojętną wobec platform. Będziemy tam, gdzie będą konsumenci", ale jeśli tych konsumentów nie zobaczą w najbliższym okresie, nie obiecują niczego ponad FIFĘ, ich najbezpieczniejszy produkt.
FIFA Switch Stage Presentation
Wszystko po staremu. Przez co rozumiem: ta część branży, która z powodu swojej umowy nie może stworzyć niczego na Switcha - na przykład pracownik Naughty Dog albo szef Microsoftu - oni są najczęściej zachwyceni sprzętem. I to, jak sądzę, całkiem szczerze, nie na zasadzie "ach, wspaniale, zaliczyli kolejną wtopę, nie będą nam przeszkadzać", bo większość z nich nigdy nie widziała w Nintendo konkurencji. Firma z Kioto od wielu lat celuje w inny rodzaj publiczności. Za to ci, którzy niewielkim nawet kosztem (odgrzewanymi wersjami swoich kilkuletnich hitów) mogliby sprzedaż sprzętu znacząco podbić, pozostają sceptyczni do ostatniego momentu.
Tym razem różnica polega jednak na tym, że Nintendo samodzielnie może pomóc swemu dziecku. Na przykład serwując mu pierwszą solidną obniżkę ceny (takiej sobie obecnie) akurat przed premierą nowego trójwymiarowego Mario. Czyli w okresie świątecznym. Skoro zeszłoroczną gorączkę listopadowo-grudniową wygrali retrogadżetem z trzydziestoma tytułami sprzed pięciu generacji konsol, to sentyment związany z ich IP nadal ma większy ogień, niż zazwyczaj zakładamy. Kto wie, czy nie okaże się, że Switch jest dobrym pomysłem, który trafia na rynek o kilka miesięcy za szybko.
Adam Piechota