WRC 6 - recenzja. W pogoni za liderem
Jedzie na flaku i ma dwanaście miesięcy straty.
Seria wraca na ograny szuter, więc dopóki Kylotonn nie wymarzy się coś świeżego, nowe WRC dostaniemy każdego roku. Minusy tego rozwiązania są oczywiste - rokroczna produkcja wymaga pośpiechu, a niekoniecznie jakości. Popatrzcie na gry sportowe - raz na ile lat zmiany będą oczywiste nawet dla zupełnego laika? Ta sama zasada dotyczy gier wyścigowych. Na przykładzie F1 spokojnie można zauważyć, że Codemasters potrzebowało trzech lat na stworzenie nowej generacji swego licencjaka. To, że show musiało trwać, dokumentowały jednak dwie "odsłony przejściowe". Wydane, no bo... wydane być musiały. Ale potrzebne były jak piwo bezalkoholowe.
Tym niemniej WRC ma nieco trudniej. Bo w temacie piszczałek Codemasters nie mierzy się z żadną konkurencją. Obecność Formuły Jeden w grach wideo zależy w zasadzie wyłącznie od nich. Kylotonn jest zaledwie małym trybikiem w wielkiej machinie gier okołorajdowych. Dzierżą licencję, owszem, ale ich poprzednicy, Milestone, po odpuszczeniu roli flagi marki zrobili bodaj swoją najlepszą grę wyścigową tej dekady dekady - Sébastien Loeb Rally Evo - a nawet oni muszą zbierać okruszki ze stołu króla. Korona spoczywa, oczywiście, na elektronicznej głowie Coli... znaczy Dirta. Tak, też Codemasters. Dirt Rally długo ociągał się z "prawdziwą" premierą, lecz teraz już jest na wszystkich sprzętach, rządzi i dzieli.Warto o tej perspektywie pamiętać, by ominąć szukania odpowiedzi na nieistotne pytanie. "Czy WRC 6 ma szansę zagrozić Colinowi?". Nie ma, kropka. Nie ta skala, nie ten budżet, nie te umiejętności i doświadczenie. Jeżeli z kimś Kylotonn miałoby stanąć w szranki, moglibyśmy na siłę wypunktować Sébastiena Loeba. A tak naprawdę warto grę przeanalizować pod takim kątem, by zdecydować, komu mogłaby się spodobać. Pozostałe rajdówki, choć dobre lub rewelacyjne (wiadomo, który przymiotnik któremu tytułowi przyklejam), nie były produkcjami "dla każdego". A zatem - czy jest sens, by WRC 6 brać w ogóle w tym roku pod uwagę.
Dla maniaków tematu oficjalna licencja może (choć mam nadzieję, że nie "musi") stanowić silny wabik. Wszystkie zespoły (Junior WRC, WRC 2, no i samo WRC) w swoich obecnych malowaniach, uśmiechnięte fotografie prawdziwych kierowców, kompletny zestaw rajdów, ponad sześćdziesiąt odcinków specjalnych. Liczby teoretycznie robią wrażenie, bo przypominam, że obie konkurencyjne tytuły oferują większą różnorodność w garażu. Jeżeli jesteśmy "tegoroczni", to nie musimy uwzględniać połowy historii naszego sportu, liczą się tylko tiptopowe maszyny, którymi szaleją obecnie biorące udział w mistrzostwach zespoły. Ale przynajmniej samochody wykonane są fachowo. Dopóki nie zerkniemy do wnętrza.Co innego trasy. Żadna produkcja na rynku nie posiada podobnego zestawu odcinków. WRC 6 kieruje się zasadą "nie jakość, tylko ilość". Zmrożone klify Monte Carlo, szwedzkie zaspy, australijskie bezdroża (które po ograniu Forzy Horizon 3 są jeszcze uboższe), swojskie gospodarstwa w Mikołajkach, albo dziewicze dla Kylotonn odcinki w Chinach. Dodajcie możliwość sprawdzenia niemal wszystkich torów porą nocną oraz SSS (super odcinki specjalne), czyli autocrossowe odcinki na arenach lub ulicach miast (po jednym dla każdego kraju). W sumie wychodzi ilość, z którą trudno dyskutować. Nawet jeśli wolałbym powtórzyć jeden fragment Dirt Rally zamiast całego rajdu w WRC 6. Bo wolałbym. Ale, po raz kolejny, sprawdzenie wszystkich odcinków to zadanie na intensywny weekend grania.
Gdy zaś taki weekend już za graczem, frajda szybko gaśnie. Brakuje zaskoczeń i żywej iskry z Colina, gdzie każdy kawałek drogi potrafił wprawić w zachwyt choćby nieregularnymi wyżłobieniami. Granie w WRC 6 to pieśń poprzedniej generacji - jeżeli opanujesz już zachowanie samochodu na różnych nawierzchniach, jesteś królem świata, a porażkę może spowodować wyłącznie całkowity brak skupienia. Mniejszy próg umiejętności może przemówić do zielonych w temacie graczy. Ale co komukolwiek po dodatkowych dwustu kilometrach leśnych zawijasów, skoro ich pokonywaniu nie towarzyszy szczególna frajda?Jedynym trybem dla pojedynczego gracza, który nie wymaga połączenia z siecią, jest jak zawsze kariera. Odpowiadam za recenzje wyścigów na Polygamii całkiem długo i zaprawdę powiadam Wam: wystarczy już klasycznej formuły "od zera do bohatera". Dość konieczności zaczynania w najsłabszych zespołach juniorów i kalendarzy "rozgrzewkowych", stanowiących po prostu przykry obowiązek. Kto za tym tęskni w czasach założenia "rozpocznij sobie tam, gdzie ci najwygodniej", które znamy z F1 lub Project CARS? Nie widzę rąk w górze. Jeżeli tytuł jest przystępny (a WRC 6 na pewno jest przystępniejsze niż konkurencja), nie lepiej otworzyć się przed wszystkimi typami graczy?No, najwyraźniej nie. Dlatego podpisuję kontrakt z juniorkami i staję się (raz jeszcze) "objawieniem sezonu". Każdy rajd trwa trzy dni. Pomiędzy nimi (dniami) mam możliwość naprawy samochodu. Jak rok temu - czasu zdecydowanie więcej niż potrzeba, choć wcale do najostrożniejszych kierowców nie należę. Za to na trasie pierwsze poważne zaskoczenie: nie mogę cofać taśmy. Najwyraźniej nowy ideał, jaki zaproponowało Codemasters, odbił się głośnym echem nawet w Kylotonn. "Piątka" oferowała możliwość powrotu do ostatniego punktu kontrolnego. Ot, fajna odmiana popularnego w gatunku motywu. Teraz, wzorem Dirt Rally, jedyną opcją poprawienia wyniku jest restart.
Źle? Bynajmniej. WRC 6 to arcade w szatach z poważnej licencji. Tutejszy model jazdy opanowuje się bezstresowo, hamulcem ręcznym operuje zaś banalnie jak myszką od komputera. Już poprzednim razem, przy okazji edycji zeszłorocznej, było ZA łatwo. Teraz jest po prostu łatwo. Na szczęście czasy przeciwników nie są już elastyczne i nie dopasowują się do gracza. Można przejechać gorzej niż komputer. Co cieszy, nawet jeśli pierwsze miejsce w mistrzostwach (na średnim poziomie trudności) przychodzi lekką rączką. Bo zdobycie wszystkich osiągnięć nie wymaga tym razem jedynie większej ilości wolnego czasu.Trzy latka kariery pękną po kilkunastu godzinach, raczej bez potu na czole. Zakładamy, że jesteście cholernie wytrzymali i nie macie wtedy nadal dość. Albo - trafniej chyba - w ogóle do kariery przystępować nie macie zamiaru. Są przecież tryby wieloosobowe. Na przykład staroszkolny dzielony ekran. Tak, poważnie, jest dzielony ekran. A oprócz tego synchroniczne wyścigi po kablu (wrzeszczący po francusku szczyl, który wyleci z toru na pierwszej szykanie, będzie widoczny jako duch), i globalne wydarzenia czasowe. A zatem bez żadnych nowości. Lepiej pozostać przy super odcinkach specjalnych na split-screenie. Tych na arenach, gdzie trasa jednego kierowcy krzyżuje się w połowie z trasą drugiego. Najfajniejszy bodaj motyw, jakiego można zaznać na jednej kanapie. No, w sensie że z kumplem-zajawkowiczem.
Ale wszystko pod warunkiem, że zdzierżycie oprawę wizualną. Z kilku powodów testowałem wersję dla konsoli Microsoftu, więc teoretycznie tę najsłabszą, lubiącą się zakrztusić i poszarpać ekranem. Mam to na uwadze, zwłaszcza oglądając WRC 6 na gameplayach z silniejszych pecetów. Słabej rozdzielczości tekstur, dorysowujących się drzew na horyzoncie czy skiepszczonych opadów atmosferycznych nic jednak nie usprawiedliwia. Najlepiej obrazują drugoligowość dzieła Kylotonn. Mały eksperyment - WRC odpalone na Xboksie i jednocześnie Dirt odpalony na PS4, odcinek w tym samym kraju oraz przeskakiwanie z jednego HDMI na drugie - tylko udowodnił mi, jaka przepaść dzieli obie produkcje.Aby jednak pozostać wobec Francuzów fair, dodam, że jest pewna poprawa względem odsłony poprzedniej. Szczególnie jeżeli porównamy jakość cieni. "Piąteczka" oszczędnie dawkowała przeprawy przez gęsty las. Teraz robi się nieco przyjemniej, gdy promienie przebijają się przez gęste korony, a my oglądamy istny teatrzyk kształtów na karoserii naszego rajdowego potwora. Oświetlenie poprawia też doznania z jazdy nocą. Wiecie, fajnie jak noc... to noc. Zwłaszcza na zapomnianej przez nordyckich bogów drodze w sercu zasypanej śniegiem Szwecji. Progres można zauważyć, ale nie wiem, czy Kylotonn zdąży zrobić tytuł godny obecnej generacji sprzętów w takim tempie.Dla kogo zatem? Jestem trochę bezradny, nie wiem. Może dla graczy, którzy jeszcze nigdy z rajdami nie mieli nic wspólnego, coś im nagle zaświtało, żeby spróbować, i boją się trudniejszej konkurencji? Zaproponowałbym im jednak zaciśnięcie zębów, zrozumienie zasad gitgudyzmu, i zmierzenie z Dirtem. Lub - jeśli chcą do sprawy podejść hipstersko - alternatywą od Milestone, która ma najbardziej atrakcyjną karierę ze wszystkich trzech tytułów.WRC 6 nie wróżę zbyt dużej popularności. Trafi raczej do nieogarniętych domów, gdzie nikt nie wie, że na rynku są lepsze (i tańsze przecież obecnie!) produkcje, albo w ręce maniaków tematu, którzy potrzebują oficjalnej licencji. Kylotonn nad swoim dziełem pracuje zbyt wolno. Dlatego jeśli w odcięciu od reszty jest grą "niezłą", po otworzeniu oczu staje się średniakiem, tracącym minuty do lidera z każdym rokiem. Tutaj przydałaby się roczna przerwa i nieludzkie pokłady nadgodzin.Adam Piechota