World of Tanks: Xbox 360 Edition - recenzja

World of Tanks: Xbox 360 Edition - recenzja

World of Tanks: Xbox 360 Edition - recenzja
marcindmjqtx
14.03.2014 13:52, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Czołgi od Wargamingu dojechały wreszcie na Xboksa 360. Spędziliśmy trochę czasu na wirtualnym placu boju, siejąc chaos i zniszczenie. Jak dobrze wypucowano konsolową lufę?

Do konsolowego World of Tanks warto podejść z czystą kartą, nie patrząc zbyt często w kierunku wersji dla PC. Choć trudno oczywiście nie szukać zależności, chociażby tej, że przeniesienie czołgów na Xboksa 360 to wynik ogromnej popularności gry na komputerach osobistych. Na pierwszy rzut oka wystarczyło zrobić prosty port, w końcu oba sprzęty mają dość podobną architekturę. Wargaming postanowił nie iść jednak na łatwiznę i wziął się za konsolowe czołgi od zera, projektując wszystko dokładnie pod konsolę koncernu z Redmond. Skutek? Już na pierwszy rzut oka World of Tanks Xbox 360 Edition wydaje się bardziej zręcznościowe. To gra przede wszystkim dla tych, którzy cenią sobie dobrą zabawę i frajdę płynącą z niszczenie wrogich ton żelastwa. I dokładnie takie czołgi, jakich się na konsoli spodziewałem.

Prawdziwy czołgista z podręcznika czołgu nie korzysta World of Tanks wprowadza do swojego świata prostym samouczkiem, dzięki któremu poznacie podstawowe zasady pola walki, nauczycie się jeździć, strzelać, szukać miejsc gdzie najlepiej celować lufą naszej maszyny zniszczenia. Całość trwa kilka, może kilkanaście minut. Nie ma tu ani trybu opowieści, ani offline'owych starć z botami. Zawsze naprzeciwko staną żywi gracze, którzy - podobnie jak Wy - będą mieć jeden jasny cel. Niszczyć. Wybierać można spośród czołgów trzech nacji - Anglii, Niemiec i USA. W drzewkach technologicznych znajdziemy czołgi lekkie, średnie, ciężkie, działa przeciwpancerne oraz mobilną artylerię. Mało? Nic z tych rzeczy - maszyn jest naprawdę sporo, a zapewne kolejne nacje zostaną dodane przy aktualizacjach. Typy czołgów to nie jedyny podział - podobnie jak w wersji na PC, dostępnych jest bowiem dziesięć poziomów maszyn. Przedstawione są one na wspomnianym drzewku skonstruowanym tak, że aby móc bawić się kolejnym pojazdem, należy najpierw odblokować maszynę znajdującą się w hierarchii wcześniej. Podczas bitew zdobywamy natomiast. doświadczenie, dzięki któremu odblokowujemy kolejne pakiety wyposażenia, co czyni posiadany pojazd mocniejszym, szybszym, czy bardziej zwrotnym. Czy da się jeździć na padzie? Przed premierą obawiałem się, jak jazda czołgiem sprawdzi się przy użyciu pada. Niepotrzebnie. Skoro World of Tanks projektowany był z myślą o Xboksie, to i zastosowane rozwiązania są jak najbardziej konsolowe. Sterowanie jest intuicyjne, dość precyzyjne jak na pada i nie nastręcza najmniejszych problemów nawet kompletnym laikom. Bardzo podobają mi się to, jak mocno czuć różnice między sterowanymi pojazdami. Zupełnie inaczej jeździ się czołgiem lekkim, co od razu nakazuje obrać inną taktykę, podczas gdy maszyny ciężkie to naprawdę ciężarówy z lufami, które dobrze ukryte w krzakach czy wychylające się zza budynków mogą posiać zniszczenie z dużej odległości. Wybranie najlepszej maszyny z danej kategorii nie jest wcale łatwe. Jeden czołg będzie zwrotniejszy, inny lepiej opancerzony, a jeszcze inny przy słabszej zwrotności może na przykład zdecydowanie lepiej radzić sobie z samym ostrzałem. Trzeba ułożyć sobie w głowie strategię bitwy i odpowiednio dobrać pojazd - nie zaszkodzi też wyćwiczenie się w jednym konkretnym stylu walki i wybieranie maszyn właśnie pod niego. Chyba, że chcecie wybrać czołg dobry do wszystkiego - ale podobnie jak w życiu, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Jeśli myślicie, że bezmyślne strzelanie do wroga wystarczy, to jesteście w błędzie. Każdy z czołgów ma swoje słabsze punkty i odpowiednie celowanie właśnie w nie może okazać się kluczowe, podczas gdy trafienie w inne fragmenty maszyny pozostawi na nich jedynie delikatne draśnięcie. Skoro o krzakach mowa, podoba mi się możliwość niszczenia otoczenia. To jednak nie tylko kosmetyka, ale także dość istotny element samej rozgrywki. Przewrócone drzewo może okazać się niezłym kamuflażem, a ukrycie czołgu za budynkiem wcale nie gwarantuje bezpieczeństwa. Czasem wystarczy kilka strzałów wroga, by budowla runęła odsłaniając naszą maszynę. Całość nie rzuca może na kolana pod względem graficznym, ale prezentuje się dobrze, czasem bardzo dobrze. Minusem niestety jest bardzo mała, przez co nieprzydatna minimapa. Z tego względu trzeba często włączać pełnowymiarowy plan placu boju, co oczywiście wiąże się z chwilowym opuszczeniem czołgu, a to jak wiadomo, często zachęca do odwiedzin lecące gdzieś w oddali pociski. Sama rozgrywka jest natomiast dynamiczna. Praktycznie wszyscy z drużyny od razu prą do przodu, dlatego wystarczy kilka chwil by znaleźć się w ogniu walki. Szczególnie emocjonujący jest początek, kiedy dwie przeciwstawne drużyny spotykają się praktycznie na środku mapy - właśnie wtedy też można stwierdzić, czy trafiliście na ludzi, z którymi osiągniecie zwycięstwo w meczu. Raczej nie zdarzały mi się sytuacje, kiedy garstka czołgów z mojej drużyny nagle przechyliła szalę zwycięstwa na naszą stronę w sytuacji, gdy od kilku minut traciliśmy maszynę za maszyną. Zachęcam więc do skrzykiwania jak największej ekipy znajomych i wskakiwania do grup na Xbox Live. Komunikacja w zgranej drużynie naprawdę pomaga. Bo tak naprawdę samotna zabawa to niejako loteria. Nie wydaje mi się, abym umiejętnościami wychylał się poza przeciętność, a niejednokrotnie udawało mi się ustrzelić 3, 4 wrogie czołgi, podczas gdy nieznani mi kompani ginęli jak muchy sprawiając, że zwycięstwo nie było możliwe. World of Tanks zgrabnie radzi sobie z usługą Xbox Live. Jeśli laguje, to sporadycznie, w przeciwieństwie do bety, nie każe czekać długich minut na dołączenie do meczu. Na dobrą sprawę wystarczy kilka razy wcisnąć przycisk A, by rozpocząć zabawę. Super sprawa. Baza - rzecz święta Do bitew w World of Tanks stają dwie piętnastoosobowe zespoły walczące w pojazdach o podobnym poziomie. Na chwilę obecną udostępniono trzy tryby rozgrywki - standardową bitwę, podczas której każda z drużyn broni swojej bazy, bitwę spotkaniową (walka o neutralną bazę), a także szturm. Ten ostatni polega na tym, że jedna z drużyn atakuje, a druga broni bazy. Aby zwyciężyć, należy albo zdobyć rzeczone miejscówki, albo wybić co do jednego pojazdy drużyny przeciwnej. Samotna zabawa to jedno, ale prawdziwa frajda zaczyna się kiedy wskoczymy do plutonu, który można dzięki Xbox Live utworzyć. Trzyosobowe komando znajomych, jeśli jest dobrze zgrane, może nieźle namieszać na mapie i szybko przyczynić się do zwycięstwa całej drużyny. Niestety odsłona na Xboksa pozbawiona jest znanych z komputerów osobistych wojen klanowych, dzięki którym można zdobywać złoto. Tym samym mozolne odblokowywanie najlepszych czołgów nie niesie za sobą realnych korzyści. Oby zostało to zmienione przy którejś z kolejnych aktualizacji.  Tak czy inaczej emocji jest naprawdę sporo. World of Tanks to gra free-to-play. I to w połączeniu z sieciową usługą Microsoftu wydaje się być jej największym minusem. Do zabawy potrzebny jest bowiem abonament Gold, który powiedzmy sobie szczerze, nie kosztuje symbolicznych kilku groszy. Umożliwiono tydzień zabawy za darmo i niestety widać to mocno na serwerach, sporo osób wskakuje właśnie na ten pierwsze 7 darmowych dni, dobija powiedzmy do 4 poziomu, po czym znika z sieci. Mikrotransakcje to ważny element konsolowego WoT i warto podkreślić tu kilka kwestii. Jeśli planujecie wkręcić się w zabawę, wypada zakupić konto premium, dzięki któremu zwiększycie ilość zdobywanego doświadczenia i srebra .Oprócz tego, za realne pieniądze, prędzej czy później kupicie pakiety złota, bo tylko za nie zakupicie czołgi premium. Wydatki, wydatki, wydatki. Owszem, można grać bez sięgania do portfela, jednak jestem więcej niż pewien, że w którymś momencie rozwoju drzewka maszyn złapiecie się za głowę i stwierdzicie, że zarobienie takich sum na zwykłym czołgu jest zwyczajnie niemożliwe albo tak czasochłonne, że nie warte prób. Werdykt Długo czekałem na moment aż będę mógł rozsiąść się wygodnie na kanapie, chwycić pada i siać zniszczenie swoim czołgiem. Obawiałem się jednak, że gra zostanie potraktowana po macoszemu i nie tyle będzie jej daleko do PC-towego odpowiednika, co zwyczajnie nie dostarczy podobnym pokładów frajdy. Bałem się niepotrzebnie. Wargaming i Day 1 Studios odwalili nie tylko kawał świetnej roboty, ale doskonale wyczuli czego oczekują konsoli gracze. Kilka wciśnięć przycisku A na padzie i jesteśmy na polu bitwy, sterowanie jest intuicyjne, a starcia dynamiczne choć nie pozbawione strategii. Czekam na kolejne aktualizacje, dzięki którym konsolowe czołgi będą się rozrastać oferując jeszcze więcej możliwości zarówno w kwestii maszyn jak i dodatkowych trybów zabawy. World of Tanks Xbox 360 Edition to w tej chwili jedna z najciekawszych produkcji do sieciowej zabawy na leciwą już konsolę z Redmond. A jeśli macie wykupiony abonament Xbox Live, grzechem jej jej nie sprawdzić. Jeśli kiedykolwiek chcieliście zostać czołgistą, to najlepsza ku temu okazja. Warto Prawdziwy czołgista z podręcznika czołgu nie korzysta World of Tanks wprowadza do swojego świata prostym samouczkiem, dzięki któremu poznacie podstawowe zasady pola walki, nauczycie się jeździć, strzelać, szukać miejsc gdzie najlepiej celować lufą naszej maszyny zniszczenia. Całość trwa kilka, może kilkanaście minut. Nie ma tu ani trybu opowieści, ani offline'owych starć z botami. Naprzeciwko zawsze staną żywi gracze, którzy - podobnie jak Wy - będą mieć jeden jasny cel. Niszczyć.

Xbox.com

Wybierać można spośród czołgów trzech nacji - Anglii, Niemiec i USA. W drzewkach technologicznych znajdziemy czołgi lekkie, średnie, ciężkie, działa przeciwpancerne oraz mobilną artylerię. Mało? Nic z tych rzeczy - maszyn jest naprawdę sporo, a zapewne kolejne nacje zostaną dodane przy aktualizacjach. Typy czołgów to nie jedyny podział - podobnie jak w wersji na PC, dostępnych jest bowiem dziesięć poziomów maszyn. Przedstawione są na wspomnianym drzewku skonstruowanym tak, że aby móc bawić się kolejnym pojazdem, należy najpierw odblokować maszynę znajdującą się w hierarchii wcześniej. Podczas bitew zdobywamy natomiast doświadczenie, dzięki któremu odblokowujemy kolejne pakiety wyposażenia, co czyni posiadany pojazd mocniejszym, szybszym czy bardziej zwrotnym.

Czy da się jeździć na padzie? Przed premierą obawiałem się, jak jazda czołgiem sprawdzi się przy użyciu pada. Niepotrzebnie. Skoro World of Tanks: Xbox 360 Edition projektowany był z myślą o Xboksie, to i zastosowane rozwiązania są jak najbardziej konsolowe. Sterowanie jest intuicyjne, dość precyzyjne jak na pada i nie nastręcza najmniejszych problemów nawet kompletnym laikom. Bardzo podoba mi się to, jak mocno czuć różnice między pojazdami. Zupełnie inaczej jeździ się czołgiem lekkim, co od razu nakazuje obrać inną taktykę, podczas gdy maszyny ciężkie to tak naprawdę ciężarówy z lufami, które dobrze ukryte w krzakach czy wychylające się zza budynków mogą siać zniszczenie z dużej odległości. Wybranie najlepszej maszyny z danej kategorii nie jest wcale łatwe. Jeden czołg będzie zwrotniejszy, inny lepiej opancerzony, a jeszcze inny przy słabszej zwrotności może na przykład zdecydowanie lepiej radzić sobie z samym ostrzałem. Trzeba ułożyć sobie w głowie strategię bitwy i odpowiednio dobrać pojazd - nie zaszkodzi też wyćwiczenie się w jednym konkretnym stylu walki i wybieranie maszyn właśnie pod niego. Chyba, że chcecie wybrać czołg dobry do wszystkiego - ale podobnie jak w życiu, jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.

Jeśli myślicie, że bezmyślne strzelanie do wroga wystarczy, to jesteście w błędzie. Każdy z czołgów ma swoje słabsze punkty i odpowiednie celowanie właśnie w nie może okazać się kluczowe, podczas gdy trafienie w inne fragmenty maszyny pozostawi na nich jedynie delikatne draśnięcie.

Podoba mi się możliwość niszczenia otoczenia. To jednak nie tylko kosmetyka, ale także dość istotny element samej rozgrywki. Przewrócone drzewo może okazać się niezłym kamuflażem, a ukrycie czołgu za budynkiem wcale nie gwarantuje bezpieczeństwa. Czasem wystarczy kilka strzałów wroga, by budowla runęła odsłaniając naszą maszynę. Całość nie rzuca może na kolana pod względem graficznym, ale prezentuje się dobrze, czasem bardzo dobrze. Minusem niestety jest bardzo mała, a przez to nieprzydatna minimapa. Z tego względu trzeba często włączać pełnowymiarowy plan placu boju, co oczywiście wiąże się z tym, że mapa zasłoni praktycznie cały dotychczasowy widok. A to, jak wiadomo, często zachęca do odwiedzin wrogie pociski. Duży plus natomiast za to, że gra została w pełni spolonizowana.

Xbox.com

Sama rozgrywka jest natomiast dynamiczna. Praktycznie wszyscy z drużyny od razu prą do przodu, dlatego wystarczy kilka chwil, by znaleźć się w ogniu walki. Szczególnie emocjonujący jest początek, kiedy dwie przeciwstawne drużyny spotykają się praktycznie na środku mapy - właśnie wtedy też można stwierdzić, czy trafiliście na ludzi, z którymi osiągniecie zwycięstwo w meczu. Raczej nie zdarzały mi się sytuacje, kiedy garstka czołgów z mojej drużyny nagle przechyliła szalę zwycięstwa na naszą stronę w sytuacji, gdy od kilku minut traciliśmy maszynę za maszyną. Zachęcam więc do skrzykiwania jak największej ekipy znajomych i wskakiwania do grup na Xbox Live. Komunikacja w zgranej drużynie naprawdę pomaga. Bo tak naprawdę samotna zabawa to loteria. Nie wydaje mi się, abym umiejętnościami wychylał się poza przeciętność, a niejednokrotnie udawało mi się ustrzelić 3-4 wrogie czołgi, podczas gdy nieznani mi kompani ginęli jak muchy sprawiając, że zwycięstwo nie było możliwe.

18 marca rozpocznie się "walka" o nowe mapy do konsolowego World of Tanks. Trzy nowe miejscówki pojawią się, gdy gracze zniszczą globalnie określoną ilość czołgów.

World of Tanks zgrabnie radzi sobie z usługą Xbox Live. Jeśli laguje, to sporadycznie, w przeciwieństwie do bety nie każe czekać długich minut na dołączenie do meczu. Na dobrą sprawę wystarczy kilka razy wcisnąć przycisk A, by rozpocząć zabawę. Super sprawa.

Baza - rzecz święta Do bitew w World of Tanks stają dwa piętnastoosobowe zespoły walczące w pojazdach o podobnym poziomie. Obecnie udostępniono trzy tryby rozgrywki - standardową bitwę, podczas której każda z drużyn broni swojej bazy, bitwę spotkaniową (walka o neutralną bazę) oraz szturm. Ten ostatni polega na tym, że jedna z drużyn atakuje, a druga broni bazy. Aby zwyciężyć, należy albo zdobyć rzeczone miejscówki, albo wybić co do jednego pojazdy drużyny przeciwnej. Samotna zabawa to jedno, ale prawdziwa frajda zaczyna się kiedy wskoczymy do plutonu, który można dzięki Xbox Live utworzyć. Trzyosobowe komando znajomych, jeśli jest dobrze zgrane, może nieźle namieszać na mapie i szybko przyczynić się do zwycięstwa całej drużyny. Niestety, odsłona na Xboksa pozbawiona jest znanych z komputerów osobistych wojen klanowych, dzięki którym można zdobywać złoto. Tym samym mozolne odblokowywanie najlepszych czołgów nie niesie za sobą realnych korzyści. Oby zostało to zmienione przy którejś z kolejnych aktualizacji.  Tak czy inaczej emocji jest naprawdę sporo.

Xbox.com

World of Tanks to gra free-to-play. I to w połączeniu z sieciową usługą Microsoftu wydaje się być jej największym minusem. Do zabawy potrzebny jest bowiem abonament Gold, który powiedzmy sobie szczerze, nie kosztuje symbolicznych kilku groszy. Umożliwiono tydzień zabawy za darmo i niestety widać to mocno na serwerach - sporo osób wskakuje właśnie na ten pierwsze 7 darmowych dni, dobija powiedzmy do 4. poziomu, po czym znika z sieci. Mikrotransakcje to ważny element konsolowego WoT i warto podkreślić tu kilka kwestii. Jeśli planujecie wkręcić się w zabawę, wypada zakupić konto premium, dzięki któremu zwiększycie ilość zdobywanego doświadczenia i srebra. Oprócz tego za realne pieniądze zapewne prędzej czy później kupicie pakiety złota, bo tylko za nie zakupicie czołgi premium. Wydatki, wydatki, wydatki. Owszem, można grać bez sięgania do portfela, jednak jestem więcej niż pewien, że w którymś momencie rozwoju drzewka maszyn złapiecie się za głowę i stwierdzicie, że zarobienie takich sum na zwykłym czołgu jest zwyczajnie niemożliwe albo tak czasochłonne, że niewarte prób.

Werdykt Długo czekałem na moment, aż będę mógł rozsiąść się wygodnie na kanapie, chwycić pada i siać zniszczenie swoim czołgiem. Obawiałem się jednak, że gra zostanie potraktowana po macoszemu i nie tyle będzie jej daleko do PC-towego odpowiednika, co zwyczajnie nie dostarczy podobnych pokładów frajdy. Bałem się niepotrzebnie. Wargaming i Day 1 Studios odwalili nie tylko kawał świetnej roboty, ale doskonale wyczuli, czego oczekują konsolowi gracze. Kilka wciśnięć przycisku A na padzie i jesteśmy na polu bitwy, sterowanie jest intuicyjne, a starcia dynamiczne, choć niepozbawione taktyki. Czekam na kolejne aktualizacje, dzięki którym konsolowe czołgi będą się rozrastać, oferując jeszcze więcej możliwości zarówno w kwestii maszyn, jak i dodatkowych trybów zabawy. World of Tanks Xbox 360 Edition to w tej chwili jedna z najciekawszych produkcji do sieciowej zabawy na leciwą konsolę z Redmond. A jeśli macie wykupiony abonament Xbox Live, grzechem jej jej nie sprawdzić.

Paweł Winiarski

Platformy:Xbox 360 Producent:Wargaming Wydawca: Microsoft Dystrybutor: Microsoft Data premiery: 12.02.2014 PEGI: 7

Screeny pochodzą od wydawcy.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)