Wlazł kotek na płotek
Przez ostatnie lata gry poszły niesamowicie do przodu pod praktycznie każdym względem. W niczym nie przypominają produktów, na których wychowało się moje pokolenie. Może to kwestia sentymentu, a może tęsknota za dzieciństwem, ale produkcje stylizowane na tytuły z ubiegłego wieku wyciskają mi z oczu łzy wspomnień. Taki właśnie jest Cat Astro Phi - idealny przykład tego, jak grało się kiedyś.
14.12.2010 | aktual.: 08.01.2016 13:23
Moja dzisiejsza propozycja to klasyczna do granic możliwości platformówka w starym, naprawdę starym stylu. Fabuła nie ma tu znaczenia - szukamy kota. Niestety los będzie nam rzucał kłody pod nogi i przejście kolejnych etapów napsuje trochę krwi. Czeka nas przesuwanie skrzyń, unikanie przeciwników i strzelających działek, a także wysadzanie napotkanych przedmiotów celem utorowania sobie dalszej drogi. Plansze są proste w konstrukcji - oczywiście z perspektywy dzisiejszych gier. Jeśli jednak poświęcicie Cat Astro Phi przynajmniej kilkanaście minut, to zrozumiecie, że nawet z pozoru banalne zadania mogą okazać się trudne i wymagające przynajmniej chwili zastanowienia.
Tytuł w żadnym aspekcie nie przypomina wirtualnej rozrywki XXI wieku. Wrażenie obcowania z produktem mającym na karku kilkadziesiąt lat, potęguje grafika pojawiająca się wokół samego ekranu gry. Obrazek przypomina pierwszego GameBoya i pozwala poczuć się jak szczęśliwi posiadacze tego sprzętu na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Oczywiście nic nie jest wytarte czy uświnione tłustymi paluchami i resztkami jedzenia. Rozczulające.
Na sam koniec zostawiłem sobie oprawę graficzną właściwej gry. GameBoy. Słowo klucz, oprócz którego w zasadzie nie trzeba mówić nic więcej. Zielony filtr nałożony na obraz to idealna replika monochromatycznego wyświetlacza przenośnej konsoli Nintendo. Oprawa dźwiękowa nie jest obrazowi dłużna i nawiązuje do melodyjek płynących z kieszonkowego sprzętu od Wielkiego N. Nuty wydobywające się z głośników podczas wyświetlania ekranu tytułowego gry skojarzyły mi się produktami demosceny Atari XE do tego stopnia, że ścisnęły mnie za serce. Oczy mi się zaszkliły, więc będę powoli kończył. Polecam grę każdemu - niezależnie od tego, czy wychował się na podobnych grach, czy pierwsze kroki stawiał, tnąc Locustów w Gears of War.
Paweł Winiarski