Wildstar - recenzja
Lasery, miecze i... chomiki. Czyli jak zostałem kosmicznym kowbojem.
20.06.2014 | aktual.: 30.12.2015 13:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Hucznie zapowiadany, chwalony, a przede wszystkim - wyczekiwany. Do Wildstara byłem nastawiony raczej sceptycznie. Ograłem tyle gier MMO, że byłem pewien, że nie zaskoczy mnie w tym temacie już nic. Myliłem się.
Stwórz swojego chomika... albo jaszczura. No dobra, robota Długo zastanawiałem się nad profilem swojego bohatera. Zawsze sprawia mi to mnóstwo radochy, ale też często staje się nieco problematyczne. Nie inaczej było w Wildstar.
Do wyboru mamy dwie frakcje - Exile oraz Dominion. Ci drudzy roszczą sobie prawa do Nexusa, czyli świata Wildstar, a ci pierwsi szukają nowego domu. Każda frakcja ma w swoich szeregach 4 rasy. Tutaj również w miarę standardowo, od „zwykłego człowieka” po obu stronach, przez chomiki wyglądające jakby uciekły z disneyowskiej wizji steampunka, na golemach kończąc. Kreator postaci nie powala liczbą opcji, ale niektóre detale są ciekawe i pozwalają na stworzenie naprawdę odjechanej postaci.
WildStar - zwiastun Jeżeli chodzi o klasy, Wildstar trzyma się schematu i powraca do „świętej Trójcy”, czyli obrońcy, medyka i walczącego. Do wyboru mamy sześć klas, dwie walczące w zwarciu (Warrior i Stalker), dwie dystansowe (Spellslinger i Esper) oraz dwie w średnim dystansie - Medic i Engineer. Ciekawe jest to, że każdy jest hybrydą mogącą spełniać jedną z dwóch ról. Przykładowo, Spellslinger może miotać swoimi blasterami robiąc krzywdę złym kosmitom lub zmienić swój profil i utrzymywać przy życiu sojuszników. Stalker, odpowiednik łotrzyków w innych grach, może być również doskonałym obrońcą, upewniając się, że cała uwaga wroga skupiona jest właśnie na nim. Rozwiązanie nie jest może absolutną nowością, ale skutecznie zachęca do próbowania sił w różnych rolach.
Najciekawszą częścią jest jednak wybranie Ścieżki. Jest to swego rodzaju „powołanie” naszego bohatera, które ma ogromny wpływ na naszą solową rozgrywkę. Ścieżek mamy 4: Osadnik, Żołnierz, Odkrywca, Naukowiec. W zależności od naszego wyboru, podczas rozgrywki odblokowywane zostaną nowe zadania, skarby czy pomniejsze lokacje. I tak oto Odkrywca szuka na mapie skarbów, zbierając wskazówki rozrzucone po danej krainie, odblokowuje ukryte ścieżki, ustawia punkty kontrolne w co ciekawszych, często trudno dostępnych miejscach.
Wildstar
Bardzo interesujący jest również Osadnik, który ma chyba największy wpływ na rozgrywkę innych graczy i rozwój poszczególnych lokacji. Jako Settler rozbudowujemy i ulepszamy konkretne miasteczka i obozy, tworząc stacje z darmowymi buffami czy fortyfikacje. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że na pewnym etapie ulepszeń odblokowujemy w danym miejscu aukcjonera, bank, taxi, wypożyczalnie pojazdów i wszelakie inne, niedostępne wcześniej usługi. To wszystko pozwala na zatopienie się w rozgrywce, którego tak bardzo brakuje w dzisiejszych MMO.
Po godzinnej zabawie w tworzenie postaci, zapoznaniu się z klasami i rasami wybrałem Drakena, Spellslingera po stronie Dominion, który bardzo lubi zwiedzać.
Mechari w bardziej mechanicznej odsłonie.
Polowanie na wilki czas zacząć. Czyli „przynieś, podaj, pozamiataj” Wprowadzenie do gry, jak i początkowe questy, nie zachwycają. Powiem więcej - są obrzydliwie nudne. Samouczek nie do końca spełnia swoją rolę - sporo czasu zajęło mi ogarnięcie statystyk, mechaniki danej klasy, rodzaju ekwipunku i samej mapy. Gra niby prowadzi za rączkę, ale pokazuje nam tylko najważniejsze funkcje, często pomijając równie istotne detale (oznaczenia na minimapie, rodzaje i poziomy potworów). Pierwsze dwie godziny z grą były więc nieco rozczarowujące.
Na szczęście im dalej, tym lepiej. Nexus jest absolutnie przepiękne, o czym przekonałem się między innymi dzięki ścieżce, którą wybrałem (Explorer). Zadania poboczne z nią związane często prowadziły mnie do swego rodzaju tarasów widokowych czy ukrytych lokacji. Przede wszystkim czuć życie tej planety. Również misje stają się nieco ciekawsze, chociaż nie oczekujcie tutaj rewolucji - to wszystko już było. Szybko dostajemy dostęp do nowych umiejętności, które łączą się w naprawdę solidne combo i pozwalają poczuć siłę naszej postaci.
O samej walce warto napisać nieco więcej, bo jest jednym z największych plusów Wildstara. Opiera się na tak zwanych „telegrafach”, które są niczym innym jak po prostu liniami, które pokazują nam zasięg i kształt naszej umiejętności. To jednak nie wszystko - w grze nie występuje auto-atak. Wszystkie nasze akcje kontrolujemy w stu procentach sami, wliczając w to uniki, sprint czy trafienie każdym jednym zaklęciem czy ciosem. Praktycznie wszystkie umiejętności wymagają trafienia w nasz cel, co czyni walkę bardzo zręcznościową i dynamiczną. Podobne rozwiązanie zastosowano chociażby w Tera czy Dragon Nest. Nasi wrogowie, zarówno NPC, jak i inni gracze, widzą nasze telegrafy i vice versa. Lenistwo w Wildstar jest śmiertelne. Zdarzyło mi się kilkukrotnie zignorować oczywisty atak zwykłego potwora, co skutkowało wizytą przy nagrobku. Dając nam do dyspozycji uniki, masę skillshotów i system telegrafów, Carbine dostało możliwość stworzenia najwspanialszych, najbardziej widowiskowych i emocjonujących bitew z bossami, jakie dane mi było widzieć w MMO.
Duże, czerwone, zakręcone i śmiertelne, czyli pierwsza wizyta w instancjach Krótka piłka - Wildstar błyszczy po osiągnięciu 20. poziomu. Lokacje są ogromne, mamy dostęp do coraz potężniejszych umiejętności, a co najważniejsze - gra staje się wymagająca. Najważniejszą opcją, którą odblokowujemy na poziomie 20, jest jednak możliwość wyprawy do dungeonów, by skopać tyłek nieco większym wrogom. Jednak jak się szybko okazuje, nie jest to wcale takie proste.
Każdy, kto grał chociażby w World of Warcraft wie, jak istotne było „nie stać w ogniu”, jak ważna była współpraca i skupienie podczas walki z bossem. Ale zapewniam, to był tylko spacer w parku w porównaniu do tego, co dzieje się przy potyczkach z bossami w Wildstar. Tutaj liczą się przede wszystkim indywidualne umiejętności oraz bezkompromisowa, absolutna współpraca z naszą drużyną. Telegrafy tych najpotężniejszych przeciwników są miejscami tak zwariowane, że chwilami wątpiłem, czy w ogóle możliwe jest ich uniknięcie. Jeden z bossów w pewnym momencie wywołuje olbrzymią burzę, a jedynym bezpiecznym punktem jest obszar wokół losowo wybranego gracza. Problem w tym, że ciągle ciskają w nas pioruny i nie dość, że trzeba trzymać się blisko siebie, to jeszcze pilnować, aby nas nie poparzyło.
Wildstar
Mechanika starć już w pierwszych dungeonach jest na poziomie ostatecznych, najwyższych raidów w innych MMO. Co najważniejsze - czuć, że gra jest wobec nas fair. Nie uniknąłeś trzepnięcia młotem, który ten gigant szykował przez ostatnie dwie sekundy? Przykro mi, ale Twój medyk nie będzie miał co zbierać. Nie chcę jednak nikogo odstraszać - wszystkie bitwy są do wygrania. Wystarczy być cierpliwym, uważnym, wykazać się dobrym refleksem i koordynacją z zespołem. A warto się starać, gdyż gra nagradza nas za wyniki i wydajność. Nie ma co liczyć na dodatkowe nagrody, jeżeli byliśmy piątym kołem u wozu.
I tutaj pojawia się jeden z problemów, który może zadecydować o sukcesie lub porażce Wildstara. To MMO dla hardkorowego, wytrwałego gracza. Sam fakt, że najpotężniejszy ekwipunek zdobędziemy w raidach dla 40 osób jest nieco przerażający, biorąc pod uwagę jak bezlitosna jest gra już w początkowej fazie. W dobie MMO przystępnych, wygodnych dla niedzielnego gracza, może okazać się to gwoździem do trumny lub wręcz przeciwnie - absolutnym strzałem w dziesiątkę.
Na tym podwórku to Ty jesteś Szeryfem Własne domki mieliśmy już w Ultima Online, Rift czy nieodżałowanym Star Wars Galaxies. Nigdy nie był to jednak zbyt znaczący element (może z wyjątkiem SW:G) i raczej przechodził bez echa. Carbine jednak atakowało nas tą funkcją od samego początku. I mieli rację - housing w Wildstar to praktycznie osobna gra.
Do własnego podwórka otrzymujemy dostęp na 14 poziomie. Piszę podwórka, bo istotnie dostajemy do dyspozycji małą połać ziemi na lewitującej pod nieboskłonem platformie. Działkę rozbudowujemy w edytorze, który dzieli ją na 7 części, w tym główną przeznaczoną na sam dom.
Chomik w jednym z pojazdów, którymi możemy podróżować
Wybierając dany obszar możemy na nim umieścić multum różnych rzeczy. Na moje podwórko spadł meteoryt, zagnieździł się ognisty żywiołak, i wylądował między innymi statek kosmiczny. Oprócz tego mam grilla, przy którym szykuję prowiant na dalsze wyprawy, własną kopalnię, winiarnię, mini cyrk i.. lochy. Tak - możemy stawiać unikalne, krótkie instancje w naszych posiadłościach. Wszelakie ozdoby i nazwijmy to - makiety - zdobywamy podczas rozgrywki, lub kupujemy za punkty albo monety. Jeżeli ktoś jest bardzo kreatywny, nic nie stoi na przeszkodzie aby stworzyć wszystko od podstaw. Możemy wszak stawiać ściany, modyfikować podłoże, wielkość każdego jednego przedmiotu, obracać go, umiejscawiać gdzie nam się tylko podoba - liczba opcji przytłacza. Odpowiednio rozbudowana posiadłość daje nam też całkiem istotną premię. Niektóre z przedmiotów mają przypisane „bonusy do wypoczynku”. Unikalny kwiatek, wygodna kanapa, atrakcyjny posąg czy odjechany plakat mogą znacząco przyspieszyć proces zdobywania doświadczenia, dając nam tzw. „rested exp” jeżeli wylogujemy się na terenie naszej działki.
Housing w Wildstar daje takie pole do popisu, że spokojnie można by napisać o tym osobny artykuł. Wystarczy wspomnieć, że niektórzy gracze stworzyli na terenie działki małe miasteczko, skatepark, czy park rozrywki. Biorąc pod uwagę, że dostajemy możliwość interakcji z większością przedmiotów, losowe wyzwania przy niektórych „makietach”, a nasze podwórko mogą odwiedzać sąsiedzi - aż prosi się o tworzenie mini gier dla innych graczy. Carbine trafiło w tej kwestii w dziesiątkę.
Ten pan pilnuje mojej kopalni
Co mnie tak zaskoczyło?
Nie ma w Wildstarze nic nad wyraz odkrywczego. System walki w podobnej formie już widzieliśmy, domki dla graczy już były, kosmos i komiksowa oprawa również. Co jest w tej grze takiego, że ma szanse zawalczyć na rynku? Wildstar to pierwszy naprawdę hardkorowy MMO, w którym nie ma kompromisów, a o pozycję w świecie Nexus trzeba zawalczyć. Pierwszy od czasu wczesnego World of Warcraft. Twórcy dali nam świat, w którym czuć konsekwencję i postęp. Dali nam grę prostą w założeniach, hołdując sprawdzonym, starym schematom i podając je w najsmaczniejszej od lat oprawie. Czy warto zacząć przygodę z tym kosmicznym westernem? To zależy. Dla starych wyjadaczy MMO - koniecznie. Reszta niech zerknie niżej.
Karol Kała
Platformy:PC Producent:Carbine Studios Wydawca:NCsoft Dystrybutor:CDP.pl Data premiery:03.06.2014 PEGI:12 Wymagania: 2,4 GHz, 3 GB RAM, karta grafiki 512 MB.
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od redakcji.