Kiedy gracze z krwi i kości, którzy nieopatrznie kupili Wii, niczym kania dżdżu wyczekują na premierę MadWorld (u nas 20 marca), są środowiska, którym wyraźnie się to nie podoba. Zaprotestować postanowiła organizacja kryjąca się pod nazwą National Institute on Media and the Family (NIMF) z USA. Jak mówi jej prezes, dr David Walsh:
Premiera MadWorld na Wii sprowadza brutalne gry na niegdyś rodzinną platformę do gier. W MadWorld gracze używają Willota do koniecznych z punktu widzenia gry akcji jak przecięcie przeciwnika wpół piłą mechaniczną, nadzianie oponenta na znak drogowy czy wreszcie dekapitacja za pomocą kija golfowego. MadWorld jest kolejnym przypomnieniem rodzicom by oglądali to, co oglądają ich dzieci oraz grali w to, w co grają ich pociechy. Z ostatnim zdaniem muszę się zgodzić, bo zaprawdę słuszne jest, ale dwa powyższe już nie bardzo, bo nagle jedna gra, ma totalnie zmieniać profil konsoli? Gdyby tak było to może bym się nad Wii zastanowił, ale jakoś nie zamierzam. Walsh jednak na tym nie poprzestał i brnie w ten wątek dalej.
W przeszłości Wii zapewniła sobie sukces jako konsola dla całej rodziny i sprzęt, który wprowadził gry rodzinne zpowrotem do domowych salonów. Niestety Nintendo otworzyło swoje drzwi brutalnym gatunkom gier. Nasza organizacja ma nadzieję, że Nintendo nie zapomni o swoich początkowych klientach i dalej będzie dostarczać gier rodzinnych.O to akurat Walsh może być spokojny - Nintendo nie porzuci kury znoszącej złote jaja. Szykują się dla niego jednak ciężkie czas, bo przecież nie tylko MadWorld zmierza na Wii. EA zmąci rodzinną sielankę nową częścią Dead Space, a Capcom wyśle nas na krwawą krucjatę przeciwko zombie w Dead Rising. Czy wtedy Wii stanie się konsolą dla żądnych krwi dewiantów? Mam wrażenie, że tytuł gry Segi najdobitniej komentuje całą sytuację.
PS. NIMF w 2005 r. wsławiła się oskarżeniem gier o propagowanie kanibalizmu w związku z premierą gry Stubbs the Zombie na Xboxa.
[via IGN]
