Wietnamskie piekło w Call of Duty: Black Ops
Black Ops to wielka szansa dla pracowników Treyarch na pokazanie, że studio jest gotowe na przejęcie wiodącej roli w tworzeniu kolejnych części Call of Duty. Póki co wychodzi im to świetnie.
20.08.2010 | aktual.: 07.01.2016 15:56
Co to jest? Call of Duty: Black Ops to kolejna część hitowej serii strzelanin wydawanej przez Activision, a tworzonej ostatnio na zmianę przez Infinity Ward i Treyarch. Black Ops tworzy to drugie studio i po raz pierwszy zanosi się na to, że ma szansę na zebranie równie wysokich not, co dwie części Modern Warfare. Przenosząc akcję gry w okres zimnej wojny o raz pierwszy ekipa Marka Lamii odchodzi od drugiej wojny światowej. Wygląda na to, że wie co robi, o czym przekonałem się jeszcze przed E3.
Wrażenia W Kolonii dziennikarzom pokazano dwie misje. Nie całkiem nowe, bo ich fragmenty mogliście obejrzeć jeszcze przy okazji E3, ale zobaczenie rozgrywki na własne oczy już ostatecznie przekonało mnie, że gra będzie zrobiona nie tylko z rozmachem, ale również z głową. Oskryptowane akcje, które są znakiem firmowym serii są tu naprawdę efektowne i zaskakujące. Zabity przez partnera żołnierz Wietkongu wpadający z hukiem do wody przed zanurzonym graczem naprawdę powoduje szybsze bicie serca. Podobnie jak przeczesywanie podziemnych tuneli, w których zza każdego rogu może wybiec zarówno wróg, jak i przyjaciel. Napięcie, napięcie i jeszcze raz napięcie.
Współpraca z kontrolowanymi przez SI żołnierzami często obfituje w hurtowe egzekucje przeważnie nieświadomych niczego przeciwników. Czasem nawet bez ich uprzedniego budzenia Tak, to zdecydowanie gra dla dorosłych. Przy przedzieraniu się przez Wietnamską dżunglę nie mogło zabraknąć również klasycznego wpadnięcia w ogień krzyżowy połączony z kolejnymi rakietami przelatującymi koło ucha głównego bohatera. Jego kumple niekoniecznie mieli tyle samo szczęścia, ale widownia na pokazie była wyraźnie zadowolona ze zwiększenia tempa akcji. A największa rozwałka miała dopiero nadejść.
W misji Payback kradniemy śmigłowiec Hind i korzystając z jego działek, rakiet oraz faktu, że amunicja nigdy się nie kończy rozpętujemy w Laosie prawdziwe piekło. Kto mówił, że zemsta najlepiej smakuje na zimno?
Żaden wróg, nieważne jak ukryty, nie jest bezpieczny. Budynki walką się jakby były zbudowane z kart, rurociąg eksploduje serią fontann ognia, a nasze działka potrafią zestrzelić nie tylko wrogie maszyny, ale również wystrzelone przez nie rakiety. Ekran ciągle targany jest przez kolejne wybuchy, a całość dopełnia pompująca adrenalinę do krwi muzyka. A najlepsze jest to, że śmigłowiec nie jest sterowany przez konsolę, a przez gracza. No i oczywiście wszystko wygląda ślicznie, a animacja ani na chwilę nie traci płynności.
Najlepsze
- Wietnam, ale nie tylko - akcja gry zabierze nas w wiele punktów zapalnych w okresie zimnej wojny
- Emocje - skrypty robią swoje i nigdy nie możemy być pewni, co stanie się za chwilę
- Zmiany tempa akcji, nawet kilka razy w ciągu misji
- Grafika znowu nie pozostawia nic do życzenia
Najgorsze
- Na razie nie mam się do czego przyczepić, choć boję się, by gra nie pobiła kolejnego rekordu w krótkości kampanii.
Werdykt Black Ops zapowiada się na grę, w którą powinien zagrać każdy fan strzelanin FPP. Również ci, którzy poczuli się lekko rozczarowani kampanią w Modern Warfare 2. Mark Lamia już wcześniej przekonał mnie, że zimna wojna oferuje Treyarch mnóstwo szans na snucie inspirowanych prawdziwymi wydarzeniami historii. Obrona fastfoodów raczej nam nie grozi.
Maciej Kowalik