Wiedźmin: od bramy Powroźniczej do Dzikiego Gonu - historia marki

Wiedźmin: od bramy Powroźniczej do Dzikiego Gonu - historia marki

Wiedźmin: od bramy Powroźniczej do Dzikiego Gonu - historia marki
marcindmjqtx
25.05.2015 16:06, aktualizacja: 15.01.2016 15:36

Jak wyglądały początki Geralta z Rivii?

„Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej” - tak wyglądało pierwsze zdanie pierwszego opowiadania o wiedźminie Geralcie. Był rok 1986, a Andrzej Sapkowski, nikomu nieznany handlowiec, specjalista od futrzarstwa, za namową syna postanowił napisać tekst na konkurs organizowany przez czasopismo „Fantastyka”. Nie planował żyć z pisania. Nie planował żadnej sagi. Książki nawet nie planował, a Geralt z Rivii nie miał przed sobą przyszłości. Był bohaterem znikąd, włóczęgą - nadszedł od bramy Powroźniczej i miał odejść w nieznanym kierunku równie nagle, jak się pojawił.

Choć może „bohater” to złe słowo. Sapkowski pisząc opowiadanie „Wiedźmin”, miał w głowie raczej antybohatera mającego stać w opozycji do innych błędnych rycerzy fantastyki. Geralt był antytezą herosa. Potwory tępił bowiem nie ze szlachetnych pobudek i chęci ratowania bliźnich, ale dlatego, że dostawał za to na chleb. I nic innego nie umiał w życiu robić.

Miesięcznik "Fantastyka" 51 12/1986 - to tutaj zadebiutował "Wiedźmin" (wzięte z lubimyczytac.pl)

Sapkowski nie wygrał konkursu (zajął 3. miejsce), ale za to wygrał fanów. Historia wiedźmina spotkała się z wielkim entuzjazmem - zarówno czytelników, jak i redakcji „Fantastyki”, która w przyszłości sama miała upominać się o kolejne przygody poświęcone najemnemu zabójcy potworów. Na przestrzeni czterech lat Geralt z Rivii pojawiał się na łamach pisma, zyskując coraz wyraźniejsze rysy. Ponury, słowiański i niejednoznaczny moralnie świat, w którym przyszło mu się tułać, z każdym opowiadaniem przybierał ostrzejsze kształty; kształty mające stać się międzynarodowym znakiem rozpoznawczym autorskiego uniwersum.

W 1990 r. nakładem wydawnictwa Reporter pojawił się książkowy debiut Andrzeja Sapkowskiego pt. - uwaga, przygotujcie się na szok - "Wiedźmin". Był to zbiór opowiadań złożony z pięciu publikowanych wcześniej tekstów o Geralcie. Dopiero dwa lata później Sapkowski związał się z innym wydawnictwem - superNOWĄ - by po dziś dzień publikować w nim kolejne rozdziały przygód Białego Wilka. Pojawiły się zatem „Miecz przeznaczenia” (1992) i „Ostatnie życzenie” (1993) - zbiory opowiadań, które stały się fundamentem wiedźmińskiego uniwersum tłumaczącym jego prawidła i przedstawiającym cechy charakterystyczne. Były też wstępem do sagi o Geralcie, którą Sapkowski, zachęcony tak ciepłym przyjęciem zabójcy potworów, zaczynał dopiero planować. Zatrudniająca go firma właśnie upadła, a tymczasem u wydawcy trwały rozmowy na temat pierwszego tomu pięcioksięgu... I co zrobić? Kontynuować życie handlowca i szukać nowego zatrudnienia, czy pójść na całość i spróbować żyć z pisania? Ojciec wiedźmina wybrał ryzyko.

"Ostatnie życzenie" (wydawnictwo superNOWA)

Zjedźmy na chwilę ze szlaku. 1993 r. to bowiem także początek wędrówki Geralta poza bezpieczne terytorium literatury. Na rynku zaczynają pojawiać się komiksy Prószyńskiego i S-ki - za rysunki odpowiada w nich Bogusław Polch, a scenariusz przygotowuje Maciej Parowski. Wszystkie zeszyty są adaptacjami opowiadań Sapkowskiego. Wyjątkiem jest jedynie opublikowana w 1995r. "Zdrada" - historia nie posiadająca swojego literackiego odpowiednika, będąca jedynie zalążkiem pomysłu w głowie Sapkowskiego. Poznajemy w niej kulisy wiedźmińskiego treningu Geralta. Pisarz planował swego czasu spłodzić takie opowiadanie, a później chciał wpleść podobne wątki do sagi, niestety ostatecznie ożyły one tylko na kartach komiksu.

Zdaniem Sapkowskiego graficzne nowele - mocno przerysowane względem oryginału - były też głównym materiałem filmowców, którzy wiele lat później przygotowywali nieszczęsny film oraz serial "Wiedźmin". Dlaczego? - Bo te literki w powieściach takie małe - uzasadniał złośliwie autor. W jednym z wywiadów zdradził, że filmowy Jaskier zagrany przez Zamachowskiego oparty był właśnie na komiksowej wersji trubadura, która nie dość, że była, nomen omen, przejaskrawiona, to jeszcze służyła za karykaturę "pewnego wrocławskiego pisarza". Nie uprzedzajmy jednak faktów, bowiem mroczny czas filmowej pogardy miał dopiero nadejść...

Strona z "Wiedźmin. Tom I" (Prószyński i S-ka)

Przedtem była "Krew elfów" (1994). Co ciekawe, tytuł pierwszego tomu powieściowych przygód Geralta z początku miał brzmieć "Lwiątko", "Krew elfów" służyła natomiast za określenie całej sagi. Dopiero za namową wydawnictwa "Lwiątko" zamieniło się w "Krew elfów", a saga zaczęła być nazywana - uwaga, przygotujcie się na ponowny szok - "Sagą o wiedźminie". Kolejne tomy pojawiały się w rocznych odstępach z wyjątkiem ostatniego - "Pani Jeziora" z 1999 - na który fanom przyszło czekać dwa lata. Wszystko ze względu na pokaźne rozmiary powieści powodowane koniecznością domknięcia wielu wątków. I choć niektórzy uważają, że to opowiadania są najlepszym, co przytrafiło się wiedźmińskiemu uniwersum, pięcioksiąg zapewnił Sapkowskiemu sławę i uznanie na podwórku fantastyki - najpierw tej rodzimej, a następnie zagranicznej.

W 2000 r. pojawił się jeszcze zbiór opowiadań "Coś się kończy, coś się zaczyna". Nie była to książka poświęcona Geraltowi, ale znalazły się w niej dwa wiedźmińskie akcenty. Pierwszym była opublikowana 12 lat wcześniej "Droga, z której się nie wraca" - opowieść, która ostatecznie stała się historią rodziców Białego Wilka. Drugi akcent stanowił tytułowy tekst zbioru będący humorystycznym opowiadaniem o Geralcie. W lekki, przewrotny sposób przedstawiał on wariację na temat zwieńczenia przygód wiedźmina. Mimo że wielu z pewnością chciałoby traktować to opowiadanie jako kanon sagi, Sapkowski wielokrotnie podkreślał, że "Coś się kończy, coś się zaczyna" to tylko i wyłącznie żart, ciekawostka, a poprawne zakończenie historii Geralta znajduje się w "Pani Jeziora".

"Pani Jeziora" (wydawnictwo superNOWA)

No dobrze, miejmy to już za sobą. W 2001 r. pojawiła się filmowa adaptacja przygód Białego Wilka zatytułowana po prostu "Wiedźmin". Ekranizacja była efektem ubocznym prac nad serialem, który zadebiutował w telewizji rok później. Tak, była zła. Tak, była tak zła, że pod koniec prac scenarzysta Michał Szczerbic wycofał się z projektu i nie zgodził się na umieszczenie swojego nazwiska w napisach końcowych, uzasadniając to "zbytnim odejściem od pierwotnego scenariusza". Była tak zła, że sam Sapkowski otwarcie ją krytykuje i naśmiewa się z niej w wywiadach, podkreślając, że przeznaczono na nią tylko 18 milionów złotych. Była tak zła, że Geralt, w którego skądinąd całkiem nieźle wcielił się Michał Żebrowski, chodził z kataną. Była zła jak jej smok.

"Wiedźmin" (2001)

Skoro projekt, zarówno filmowy, jak i serialowy, okazał się tak nieprofesjonalny, dlaczego ojciec wiedźmina nie próbował sam napisać scenariusza lub chociaż sprawować większej pieczy nad produkcją? Nie uważał, aby była to jego działka. Sprzedał prawa do ekranizacji i powiedział: róbcie, co chcecie, adaptujcie. W wywiadach wielokrotnie podkreślał autonomiczność swoich dzieł literackich i niewzruszenie z jakim podchodzi do ich interpretacji w innych tekstach kultury. Czas pokazał, że jego filozofia była słuszna - filmowa klapa, wielokrotnie nazywana "najgorszym polskim filmem", w żaden sposób nie zaszkodziła popularności sagi i szacunkowi jakim się cieszy.

W 2001 r. Geralt zawojował jeszcze jedno medium za pomocą gry fabularnej "Wiedźmin: Gra Wyobraźni". Tytuł spotkał się ze średnimi recenzjami wytykającymi wtórność mechaniki i nudę, ale ze względu na świat Sapkowskiego i tak odniósł niemały sukces, doczekując się nawet kilku dodatków. W 2002 r. wyemitowano nieszczęsny serial, a potem o Białym Wilku słuch zaginął na kilka ładnych lat.

Wiedźmin: Gra Wyobraźni

W 2007 r. ukazało się komputerowe RPG Wiedźmin - niesamowicie ważne dla samej marki i zarówno polskiej, jak i międzynarodowej branży gier. W tym miejscu należy się jednak cofnąć do roku 1997, kiedy to prawa do growej adaptacji wiedźmina nabyło nie CD Projekt, a znane polskie studio Metropolis z Adrianem Chmielarzem na czele. Z kupnem licencji nie było ponoć problemu - Sapkowski sprawę załatwił profesjonalnie. Szybko dogadał się z twórcami w kwestiach pieniężnych i nagle grupa programistów miała wolną rękę w tworzeniu kodu wiedźmińskiego świata.

Gra Metropolis miała być czymś w rodzaju Tomb Raidera z elementami RPG. Ambitny projekt zakładał grę akcji z dojrzałym scenariuszem i decyzjami moralnymi charakterystycznymi dla pierwowzoru. Fabuła miała być oparta na opowiadaniach z "Ostatniego życzenia" i "Miecza przeznaczenia". Co ciekawe, istnieje prawdopobobieństwo, że to właśnie Chmielarz ukuł termin "witcher". Zrobił to na potrzeby angielskiego rynku, na który wiedźmin w jakiejkolwiek postaci jeszcze nie dotarł, ale sam nie wyklucza, że takie określenie mogło już funkcjonować np. w fanowskich przekładach. Sapkowski ponoć proponował "hexera". Pod tą nazwą za granicą reklamowano zresztą film oraz serial.

Niewydany "Wiedźmin" z 1997r. (Metropolis)

Co się stało z ambitną produkcją Metropolis? Najprawdopodobniej okazała się zbyt ambitna, a studio zbyt zapracowane. Po licznych zmianach (m.in. odejściu Chmielarza) jedyne, co zaproponowało, to gra przygodowa oparta na SMS-ach dla telefonii komórkowej Idea. Wydana w 2002 r. zakładała wydawanie komend wiedźminowi poprzez wysyłanie kolejnych wiadomości. Jak łatwo się domyślić, nie odniosła dużego sukcesu.

Prawa do growej interpretacji Wiedźmina trafiły w końcu do CD Projekt, który wykorzystał je w najlepszy możliwy sposób. Firma, która dotąd gry tylko dystrybuowała, stworzyła tytuł na poziomie światowym, który zapewnił Geraltowi zasięg globalny. Wiedźmin swoją moralną szarością, egzotyczną dla Zachodu słowiańskością i jakością wykonania podbił serca graczy na całym świecie. Książki Sapkowskiego w końcu przetłumaczono na angielski - Biały Wilk zawitał do Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych, stając się niejako popkulturową twarzą Polski. Postacią, z którą zaczęto powszechnie kojarzyć nasz kraj.

Jaka była rola Sapkowskiego w produkcji growego Wiedźmina? Nieduża - był konsultantem w kwestii różnych szczegółów, z typową dla siebie filozofią dając twórcom wolną rękę w interpretacji dzieła. W gry sam nigdy nie grał i wręcz ich nie lubił. Scenariusza nie napisał, bo się nie znał, nie chciał, a nawet gdyby chciał, to ponoć CD Projekt RED nigdy go o to nie poprosiło. Jedyne, co podkreśla w każdym wywiadzie, to fakt, że komputerowych adaptacji w żaden, najmniejszych nawet sposób nie wolno zaliczać do kanonu. Prawdziwa historia Geralta jest tylko jedna i jej twórcą jest Andrzej Sapkowski. - Gra komputerowa „The Witcher” jest świetnie zrobiona, jej sukces jest w pełni zasłużony, a twórcy zasługują na wszelkie należne splendory i honory - mówił pisarz w wywiadzie dla Eurogamera. - Ale w żaden sposób nie można uważać jej za „wersję alternatywną” ani tym bardziej „ciąg dalszy” historii o wiedźminie Geralcie.

Wiedźmin od CD Projekt RED

Olbrzymi sukces gry i jej zakończenie (wspaniała filmowa sekwencja autorstwa Tomasza Bagińskiego, który jeszcze odegra swoją rolę w historii marki) wskazywały jednoznacznie, że kontynuacja jest nieunikniona. I rzeczywiście - Wiedźmin 2: Zabójcy królów wyszedł 4 lata później. Oparty na autorskim silniku ponownie podbił serce świata, udowodniając, że sukces pierwszej części nie wydarzył się przez przypadek. Świat pokochał wiedźmina. Co więcej, swiat kojarzył wiedźmina z grą. Być może właśnie dlatego Sapkowski postanowił przypomnieć, kto jest prawdziwym ojcem Geralta i w 2013 r. - gdy CD Projekt RED pracował w pocie czoła nad zwieńczeniem komputerowej trylogii - wydał "Sezon burz", nową powieść w świecie wiedźmina.

Spotkał się przy tym z mocną krytyką - że wraca niepotrzebnie na stare śmieci, że próbuje ślizgać się na sukcesie gier i łamie przy okazji słowo dane podczas kończenia sagi - że to naprawdę koniec historii Geralta. Sapkowski odparł te ataki, podkreślając, że żadnego słowa nie łamie, bowiem "Sezon burz" nie jest żadnym sequelem czy nawet prequelem wiedźmińskiego cyklu - zamiast tego nazwał go sidequelem, odrębną opowieścią z życia Białego Wilka, która z kultową sagą ma niewiele wspólnego, a już na pewno w żaden sposób jej nie krzywdzi. Pomijając samo nazewnictwo, akcja powieści została osadzona gdzieś w czasach z opowiadań "Ostatniego życzenia".

"Sezon burz" okazał się niezobowiązującym powrotem w starym stylu, co dla wielu było zaletą, choć znaleźli się i tacy, którzy uważali to za wadę - wytykali bylejakość i wtórność książki względem poziomu tych z lat 90. A co w ogóle spowodowało to spotkanie po latach, jeśli nie ogromny sukces gier? Pisarz wciąż częstuje media typową dla siebie odpowiedzią: - Muza przelatywała nad osiedlem i natchnęła.

"Sezon burz" (wydawnictwo superNOWA)

W okresie wydania "Zabójców królów" na rynku pojawił się także komiks utrzymany w stylu graficznym podyktowanym przez gry - zatytułowany "Racja stanu" opowiadał historię, z którą Sapkowski nie miał nic wspólnego. Dwa pierwsze zbiory opowiadań zostały natomiast przerobione na słuchowiska - wielkie przedsięwzięcia podobne do audiobooków, w których poza narratorem słuchamy licznej aktorskiej obsady i efektów dźwiękowych imitujących świat przedstawiony. Tamtejszym Geraltem był jednak nie bezbłędny Jacek Rozenek znany z gier, a Krzysztof Banaszyk, który w Wiedźminie 2 użyczył głosu Vernonowi Roche. Pod koniec poprzedniego roku w tej samej obsadzie nagrano "Krew elfów", a "Czas pogardy" przygotowywany jest teraz gdzieś za kulisami Fonopolis. Warto również wspomnieć, że klasyczne audiobooki sagi nagrano już w latach 90. - ich narratorem był Roch Siemianowski.

W 2014 r. pojawiła się jeszcze jedna świetna wiadomość związana ze światem Geralta - ogłoszono prace nad pełnoprawną adaptacją filmową Wiedźmina. Co, że niby nie ma z czego się cieszyć, biorąc pod uwagę babol z 2001 r.? Można by tak na to patrzeć, gdyby nie fakt, że nową produkcję przygotowuje Platige Image, studio Tomasza Bagińskiego ("Katedra", "Sztuka spadania"), które odpowiada za niesamowite filmowe zwiastuny wiedźmińskich gier. Kiedy weźmie się pod uwagę kunszt Bagińskiego (pełniącego przy "Wiedźminie" funkcję reżysera), istnieje spora szansa, że nowy film zadośćuczyni za poprzednią kinową klapę i wyznaczy nowe standardy dla polskiej kinematografii fantasy.

2014 r. to także czas wydania następnego komiksu - "Dom ze szkła" pojawił się przy okazji licznych akcji promocyjnych Dzikiego Gonu, a autorem jego scenariusza był Paul Tobin. Poza tym Geralt zaliczył powrót do świata nieelektronicznej zabawy za pomocą planszówki "Wiedźmin: Gra Przygodowa". Niestety, ta zebrała średnie recenzje, w których narzekano na nudę i brak wyrazistej rywalizacji między graczami.

A teraz nadszedł czas na Wiedźmin 3: Dziki Gon. Zwieńczenie komputerowej trylogii Wiedźmina jest najambitniejszym projektem w historii polskich gier i - jak wskazują recenzje - jednym z najlepszych cRPG-ów, jaki kiedykolwiek powstał. Wiedźmin z klimatycznej literatury fantasy w słowiańskim duchu stał się jednym z największych towarów eksportowych naszego kraju. Sam Andrzej Sapkowski nie wyklucza natomiast kolejnych powrotów do świata Geralta - istnieje szansa, że "Sezon burz" nie był jego ostatnim słowem w temacie.

Geralt w Wiedźminie 3

W tym wszystkim rzuca się też w oczy, jak silną osobowością jest Geralt z Rivii. Niemal 30-letnia historia pokazała bowiem, że świat wiedźmina, wszystkie jego królestwa, konflikty, opowieści i cechy charakterystyczne nie mogą istnieć bez Białego Wilka. Że ten stary, zmęczony wojownik, który w 1986 roku nadszedł od północy od bramy Powroźniczej jest motorem napędowym całego bogatego uniwersum. Bez niego świat ten jeszcze nie stanął na własnych nogach. Ile czasu minie, zanim popkultura da mu odejść na zasłużoną emeryturę? Czy doczekamy się kiedyś gier lub książek bez Geralta? I czy to w ogóle miałoby sens?

Cóż, nie wiadomo. Bo wiedźmin jaki jest, każdy widzi. Kluczowy.

Patryk Fijałkowski

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)