Wiedźmin na komórki i tablety? CD Projekt RED zapowiada The Witcher: Battle Arena. Już graliśmy
Wiedźmin Geralt, najcenniejszy polski produkt eksportowy, już zimą będzie dostępny także na urządzeniach mobilnych - tabletach i smartfonach. Widzieliśmy nową grę CD Projekt RED, graliśmy w nią i rozmawialiśmy z jej twórcami.
Wiedźmin 3: Dziki Gon ukaże się 24 lutego 2015 roku, ale zanim to się stanie, pojawi się jeszcze jedna produkcja rozgrywająca się w świecie Geralta. Zapowiedziana właśnie przez CD Projekt RED gra The Witcher: Battle Arena to coś zupełnie innego - nie monumentalnych rozmiarów przygoda z rozbudowaną, wielowątkową fabułą, ale rzecz przeznaczona dla wielu graczy (do sześciu naraz), którzy będą chcieli pojedynkować się ze sobą nawzajem bądź z hordami potworów. To przedstawicielka modnego dziś gatunku - tego samego, co choćby League of Legends, obecnie prawdopodobnie najpopularniejsza gra na świecie. W przeciwieństwie jednak do największych, The Witcher: Battle Arena ukaże na się platformach mobilnych, a nie pecetach. A na tym rynku konkurencja nie jest jeszcze tak ostra.
Gra ma być darmowa. CD Projekt RED zamierza zarabiać na mikrotransakcjach - odblokować kolejnych bohaterów bądź stroje dla nich można będzie przy pomocy prawdziwych pieniędzy. Twórcy obiecują jednak, że wszystko da się także dostać za darmo, jeśli tylko poświęci się odrobinę czasu.
W The Witcher: Battle Arena dostępnych będzie kilka trybów rozgrywki, ale na razie CD Projekt RED prezentuje tylko jeden. Celem dwóch drużyn jest w nim przejęcie trzech punktów kontrolnych na mapie. W innych trybach gracze będą ze sobą albo rywalizować, albo jedynie kooperować, starając się pokonać hordy potworów. Nie pojawi się na pewno sposób rozgrywki znany z tradycyjnych gier z tego gatunku, z trzema liniami, wieżami i sterowanymi przez komputer stworkami.
Podczas prezentacji gry widzieliśmy osiem już przygotowanych postaci. Większości nie trzeba przedstawiać fanom Wiedźmina. Byli to: Letho z Gulety, Filippa Eilhart, Zoltan Chivay, Eithne z Brokilonu, Saskia z Aedirn, Iorweth, Golem (ten akurat nie jest żadnym konkretnym bohaterem) i Operator (ukryty boss z Wiedźmina 2). Jak widać, wśród bohaterów nie ma Geralta - z pewnością będzie on jednak dostępny w finalnej wersji.
fot. CD Projekt RED
The Witcher: Battle Arena trafi na smartfony i tablety z systemami Android, iOS i Windows Phone. Za produkcję gry odpowiedzialny jest nie tylko CD Projekt RED, ale także o wiele mniejsze studio Fuero Games, które do tej pory nie wsławiło się niczym znaczącym. Premiera zaplanowana jest na czwarty kwartał tego roku.
Nasze wrażenia Ciężko wypowiadać się o wrażeniach z grania po zaledwie kilku meczach, ale w The Witcher: Battle Arena zaskoczyło mnie kilka rzeczy. Po pierwsze: sterowanie. Podchodziłem do MOB-y na tablecie jak pies do jeża, przyzwyczajony do grania myszą. O dziwo, da się grać i palcami, gdy już wypracuje się odpowiednie ich ułożenie - lewa ręka trzyma tablet i kciuk obsługuje umiejętności, a kciuk i wskazujący prawej odpowiadają za poruszanie i ataki. Oczywiście, nie jest to tak precyzyjne jak mysz, ale trzeba pamiętać, że w końcu wszyscy grający używają tego niedoskonałego narzędzia.
The Witcher Battle Arena || Teaser Trailer [PL]
fot. CD Projekt RED
Trzecie zaskoczenie to tempo i widowiskowość gry. Pierwsze wynika z małej planszy i trybu rozgrywki. Twórcy zdecydowali się na klasyczne przejmowanie punktów, znane z wielu innych drużynowych gier. Mapa nie jest duża, więc po przejęciu dwóch pierwszych punktów drużyny wpadają na siebie na środku i zaczyna się pierwsze starcie. Wszystko po niecałej minucie od startu meczu. Nie ma tu powodu, by siedzieć w bazie - twórcy zrezygnowali ze startowego złota, by gracze nie spędzali na początku za dużo czasu na wybieraniu przedmiotów. Po te można wrócić, gdy już wygra się pierwszą potyczkę. Wszystko dzieje się zresztą szybko, przeciętna długość starcia to 7 minut. 10 to już długi mecz. A efekty i grafika pozwalają chwilami zadziwić się, jak długą drogę przeszły gry mobilne.
A wygranie, nawet z botami, nie jest łatwe. Umiejętności są skillshotami, czyli tylko od precyzji gracza zależy, czy nimi trafi. Pierwsze starcia, jak to w każdym MOBA, są niekontrolowanym i radosnym chaosem. I to wbrew pozorom plus: trzeba chwili, by poznać postaci i ich zdolności, ustalić jakąś kombinację drużyny i móc pokonać przeciwnika. Choć na pewno krzywa uczenia się będzie mniej stroma niż w innych grach typu, to sam fakt, że trzeba się będzie w TW:BA doskonalić, jest świetną wieścią. Każdy fan gatunku to doceni.
Na temat szczegółów dotyczących samej rozgrywki rozmawialiśmy z Michałem Dobrowolskim, głównym projektantem rozgrywki:
Tomasz Kutera, Paweł Kamiński