Wiedźmin 3: Dziki Gon - recenzja
Trzecia odsłona Wiedźmina to wspaniały polski towar eksportowy. Nie tylko dlatego, że gra się udała, ale i z powodu jej słowiańskości oraz treści, których na próżno szukać w zamerykanizowanych wirtualnych światach.
Do premiery gry Wiedźmin 3: Dziki Gon został tydzień, ale recenzje w największych mediach pojawiają się już teraz. W branżowym światku to sygnał, że producent czuje się mocny i pewny swego - nie każe zwlekać z werdyktem do dnia pojawienia się gry w sklepach, lecz pozwala wcześniej donieść czytelnikom o tym, czy produkcja sprostała oczekiwaniom. A informacje są w przeważającej części dobre, bo Wiedźmin 3 udał się wybornie, co stwierdzam po kilkudziesięciu godzinach przygody.
Wiedźmin 3 spina zgrabną klamrą trylogię wirtualnych przygód Geralta. Bohater Andrzeja Sapkowskiego podbił świat dopiero w nowym medium, ale twórcy, studio CD Projekt RED, choćby na chwilę nie wyrzekli się książkowych korzeni. Wręcz przeciwnie - w trzeciej odsłonie Geralt rusza na poszukiwanie Yennefer i Ciri, które w poprzednich odsłonach nie odegrały żadnej roli. A to nie wszystkie ciekawe powroty po latach.
Wiedźmin 3: Dziki Gon - zwiastun z rozgrywki Ciri jest ścigana przez tytułowy Dziki Gon. Powody obławy poznajemy w trakcie gry, a Wiedźmin w celu odnalezienia Dziecka Niespodzianki będzie musiał zawierać niecodzienne sojusze i zmieniać obraz świata, pogrążonego w stanie wojny między Nilfgaardem i Temerią. Wątki polityczne nie stanowią już sedna fabuły, jak w Wiedźminie 2, a jedynie tło wydarzeń. Historia jest bardziej ludzka i osobista, choć dla osób nowych w temacie - a takich zapewne nie zabraknie, biorąc pod uwagę szum wokół gry - skok do tego uniwersum bez wiedzy, kto jest kim i dlaczego robi to, co robi, może być trudny.
Coś więcej Zasadniczą różnicą względem poprzednich części jest wielkość świata. O krainie w Wiedźminie 3 zwykło się mówić jako o otwartej, ale to nie do końca prawda. Nie ma tu bowiem jednej mapy, lecz kilka mniejszych, niepołączonych ze sobą obszarów. Niektóre imponują rozmiarami, inne to pojedyncze miejscówki. Rozległość tych największych rekompensuje fakt, że nie dostaliśmy wszystkiego na jednej mapie.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Wiedźmiński świat wykreowany przez CD Projekt RED jest pełen łąk, lasów, pagórków i wydeptanych traktów, bystrych strumieni oraz miejsc zapierających dech w piersiach - czy to wielkiego dębu na szczycie wzgórza, czy wysokiej, zrujnowanej wieży gdzieś pośrodku nieużytków. Trochę żałuję, że twórcy nie pozostawili graczom eksploracji, lecz nanosząc na mapę znaki zapytania zasugerowali, gdzie szukać niespodzianek - obozów bandytów, ukrytej kontrabandy, jaskini kryjącej skarb. Jeszcze bardziej brakuje mi mgły spowijającej miejsca, których dotąd nie odwiedziliśmy, bo to zawsze podkręca we mnie wewnętrznego turystę. Z drugiej strony - Geralt to na tyle stary cap, że kawał świata już widział, więc trudno, żeby na nasze potrzeby nagle udawał niezorientowanego w topografii świata. A zwiedzać jest co - od rozległych polan Velen, gdzie znajdziemy miasteczko Oxenfurt, wsie, kasztele i karczmy, przez neutralne miasto Novigrad, po archipelag Skellige, pełen małych i dużych wysp, skąpanych w śniegu i lodzie.
Tak czy siak zwiedzać trzeba, bo przenoszenie się między różnymi częściami mapy jest możliwe tylko dzięki słupom drogowym, do których nie zawsze jest blisko. Najwygodniej oczywiście na koniu, który doskonale radzi sobie w terenie, a gorzej w miastach, blokując się na płotkach, a nawet... lewitując. Dobrze chociaż, że potrafi automatycznie trzymać się gościńca. Lewitacja to nie jedyny błąd techniczny gry - bywają problemy ze znacznikiem pokazującym gdzie iść dalej, a im bliżej końca gry, tym dziwnych błędów i kolizji więcej, jakby zabrakło czasu na szlify.
Prawie jak Pegaz
Wspomniałem o starym capie, ale okazuje się, że nawet i jego można nauczyć nowych sztuczek. Bo świetnie radzi sobie też jako sternik łodzi, stawiając na jej pokładzie czoła syrenom w trakcie żeglugi ku (nie)znanemu, a i pływak z niego niezrównany. Mimo trudnego do przeskoczenia faktu, że trawa wszędzie na świecie jest siłą rzeczy taka sama (niezbyt urodziwa swoją drogą), podczas wędrówki nie mamy wrażenia powtarzalności.
Droga, z której się nie wraca Największy atut Wiedźmina 3? Wszystko, co związane z fabułą. Mamy tu żywą, porywającą historię, doskonale nakreślone, zapadające w pamięć postaci i napisane z zębem dialogi. Co ważne, te atuty przekładają się na poziom zadań. I te główne, w liczbie oszałamiającej, i te poboczne, w liczbie oszałamiającej nawet bardziej, to absolutny top misji w grach RPG (i nie tylko). Zadania z głównej osi fabularnej niepostrzeżenie przechodzą w misje poboczne, misje poboczne dorównują jakością tym głównym, a po drodze zawsze można po prostu zaszlachtować potwora.
Nie będę psuł zabawy opisując najlepsze momenty. Ale nie pamiętam, bym kiedykolwiek w komputerowym erpegu miał tyle frajdy. Nie brakowało misji, przy których śmiałem się w kułak. Były i takie dogłębnie poruszające i chwytające za serce. Scenarzyści nie uciekali od trudnych, bolesnych tematów i potrafili umiejętnie przenieść emocje towarzyszące Geraltowi na gracza. Nie brakuje śmiechu, wzruszeń, a wszystko to otoczono nieoczywistymi wyborami moralnymi. Możemy oczywiście zabrać pieniądze za usieczenie potwora nękającego wioskę, ale może lepiej zostawić je z przeznaczeniem na wychowanie osieroconego chłopca? To jedna z najbardziej czytelnych decyzji, inne są zgrabnie zakamuflowane między wierszami.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Większość misji prowadzi koniec końców do walki z potworem, złodziejem lub zwyczajnie złym człowiekiem. Ale bywa, że wszystko rozstrzygamy za pomocą języka, przekonując werbalnie do swoich racji. Geralt niczym detektyw prowadzi śledztwa i korzystając z wiedźmińskich zmysłów namierza obiekty interesujące dla zadania. W ten sam sposób szuka śladów w lesie lub pod wodą, tropiąc porwanego nieszczęśnika lub jego oprawcę. CD Projekt RED zrobił wszystko, by uniknąć tzw. "questów fedexowych", czyli zabawy w kuriera pokonującego drogę z punktu A do punktu B. Trafiłem na raptem jedną misję polegającą na śledzeniu kogoś, nie musiałem też specjalnie dbać o eskortowanych towarzyszy podróży - również tych niezbyt lubianych wyzwań twórcy nam oszczędzili.
Za to na troski gnębiące mieszkańców wpadamy co rusz, czy to znajdując jakiegoś biedaka na trakcie, czy to zapoznając się z liścikami na tablicy ogłoszeń stojącej w wioskach, gdzie mieszkańcy poza ogłoszeniami drobnymi proszą też o pomoc w ubiciu zjawy lub odczarowaniu krewniaka. Nie zawsze udało się zachować ciąg przyczynowo-skutkowy takich akcji - raz trafiłem w lesie na południcę, tymczasem dopiero później spotkałem zleceniodawcę pragnącego ją ubić. Dialog nie zdradzał, że Wiedźmin wie już, o kogo chodzi, choć przecież kilka chwil wcześniej stanął z nią oko w oko. Ale w wielu podobnych sytuacjach gra radzi sobie lepiej, nie wybijając nas z rytmu. W Wiedźminie 3 jak nigdy wcześniej świetnie po prostu być wiedźminem - zabójcą potworów, którego wieśniacy wprawdzie się boją, ale i widzą weń jedyną nadzieję na ubicie stwora dziesiątkującego trzodę.
Tudzież wędrownym hazardzistą, wędrującym od knajpy do knajpy i grającym w gwinta, wciągającą grę karcianą z elementem kolekcjonerskim. Bo i takim wiedźminem być możemy.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Ziarno prawdy Atutem, który nad Wisłą docenimy szczególnie, są liczne nawiązania do znanych tylko nam dzieł. I znów - nie chcę psuć zabawy, więc poprzestanę na jednym przykładzie. Oto jednym ze zleceniodawców jest Guślarz, a jedna z misji polega na wyprawieniu obrzędu Dziadów. Cytatów z Mickiewicza jest tu całkiem sporo i nowe pokolenie zainteresują zapewne bardziej niż wbijany do głów w szkole jedenastozgłoskowiec. Na podobne ślady natkniemy się w wielu miejscach i warto mieć na nie otwartą głowę. Scenarzyści doskonale imitują Sapkowskiego, który po dokonania innych sięgał często, przedstawiając je w krzywym zwierciadle lub adaptując po swojemu. Dość powiedzieć, że napotkany łowca nagród nazywa się Django Frett (nawiązanie do „Gwiezdnych wojen”). Takimi smaczkami gra wręcz ocieka.
Doskonale podchwycono też sam ton narracji i soczystość dialogów znaną z książek i poprzednich części gry. Wiedźmin 3 ma kapitalnie napisane teksty, niezwykle żywe, naturalne i pełne zapomnianych staropolskich zwrotów. Żaden zachodni RPG nie niesie ze sobą takiego zasobu literackich perełek, bo i nieść nie może. Wiedźmin wszak jest nasz, słowiański, a gra to wrażenie pielęgnuje. Zwłaszcza gdy słyszymy polskich aktorów, którzy nie muszą wypowiadać przetłumaczonych z angielskiego prostych formułek, lecz szaleją, interpretując pomysły cedeprojektowych pisarzy.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Mam mimo wszystko pewien zgryz, bo choć polski język brzmi świetnie, to jednak nie wszyscy aktorzy dobrze się tu odnaleźli. Jacek Rozenek w roli tytułowej jest klasą dla siebie i przebija Douga Cockle'a, czyli "angielskiego" Geralta. Ale już z innymi postaciami rzecz wygląda inaczej. "Zachodnia" Yennefer zdecydowanie lepiej trafia w postać, lepiej brzmi Ciri i głosy dziecięce. Po kilku godzinach porównywania obu wersji uderzyło mnie jeszcze jedno - widać, że gestykulację i mimikę postaci zaplanowano pod angielski dubbing. Gesty i akcenty są trafione tak jak należy, podczas gdy w polskiej wersji - przykładowo - postać macha zrezygnowana ręką w innym momencie niż powinna. Mimo wszystko naturalność polskich głosów zachęca do grania po polsku. Poczekajcie tylko, aż spotkacie pewną leśną istotę, która po odzyskaniu głosu zaczyna wyśpiewywać najdźwięczniejsze polskie słowa, delektując się ich barwą. A buzia sama się śmieje, gdy podsłuchujemy strażników, próbujących nazwać trele różnych ptaków - i co niezwykłe, udaje im się, wzbogacając naszą wiedzę o języku.
Okruch lodu Jednym ze słabszych elementów Wiedźmina 3 jest walka. W ostatnich latach dostaliśmy kilka gier akcji, które miały ten element na naprawdę wysokim poziomie - by wymienić choćby Batmana, Dark Souls czy Cień Mordoru. Polska gra idzie raczej w kierunku serii Assassin's Creed. W ciosach nie czuć siły, nie mamy też przeświadczenia, że panujemy nad zasięgiem i kierunkiem każdego uderzenia. Kamera szaleje, utrudniając orientację i wyliczenie dystansu do wroga. Z czasem, gdy nauczymy się turlać w odpowiednim momencie i odblokujemy kolejne umiejętności Geralta, robi się nieco ciekawiej, ale w żadnym momencie nie czułem szczególnej satysfakcji z walki. Zwłaszcza że wydaje się taka sama na każdym poziomie trudności, a jedyną odczuwalną różnicą jest to, że im wyższy poziom, tym więcej ciosów trzeba zadać rywalowi i mniej samemu wziąć na kark.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Poza dwoma mieczami, stalowym na ludzi i srebrnym na potwory, Geralt ma też kompletnie nieprzydatną kuszę oraz kilka wiedźmińskich znaków, za pomocą których możemy przeciwnika podpalać lub odpychać, tudzież zapewnić sobie ochronną tarczę. One również mogą być rozwijanie dzięki zdobywanym punktom umiejętności, choć nie wszystkich możemy używać - liczba miejsc na zdolności jest ograniczona, więc sensowniej inwestować w pojedyncze, bo wszystkich i tak nie użyjemy.
Alchemia pozwala nam stworzyć cały wagon przeróżnych eliksirów i innych specjałów, zwiększających żywotność, pozwalających dźwigać więcej sprzętu lub widzieć w ciemnościach. Warzymy je w prostym menu wykorzystując zebrane zielsko, choć szybko odkrywamy, że zbieractwo - mimo że obficie występujące na radarze w postaci zielonych listków - średnio się przydaje. Raz stworzony eliksir nie musi być wytwarzany ponownie - wystarczy chwila medytacji, by przywrócić komplet buteleczek. W podobny sposób komponujemy sobie też miecze i elementy uzbrojenia, choć tu wymagana jest pomoc kowala, któremu musimy dostarczyć odpowiednie elementy.
Zabrakło mi wrażenia, że rosnę w siłę. Jako wiedźmin wszystko potrafimy robić od razu. Nie poznajemy nowych znaków ani ataków. Znaki wprawdzie rozszerzają sposób działania, na przykład Aksja pozwala już nie tylko wywoływać konfuzję u wroga, ale i przeciągnąć go na swoją stronę na kilka chwil, ale mimo wszystko większość mocniejszych wersji naszych umiejętności to po prostu parę procent mocniej, dłużej lub efektowniej. Zbyt mocno czuć, że walką rządzi nie nasza taktyka, lecz czysta matematyka.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Ekwipunek Geralta jest wypchany do granic eliksirami, roślinami, książkami, listami i stosem żelastwa, co trudno ogarnąć, a posegregować po swojemu się nie da. Bywa, że zadanie każe nam zapoznać się z treścią listu, a znalezienie takowego w tym bałaganie nie jest łatwe. Zarządzanie inwentarzem jest toporne i nieprzemyślane, a co gorsza, przy zakupach w sklepie nie widać nawet, które z towarów handlarza już posiadamy. To element, który na pewno odstraszy graczy przyzwyczajonych do bardziej przyjaznego szusowania po opcjach.
Granica możliwości Od jakiegoś czasu głośno jest o tzw. downgradzie, czyli pogorszeniu grafiki w Wiedźminie 3, który na pierwszych prezentacjach wyglądała lepiej niż obecnie. O tym, czy faktycznie tak jest (a niestety wiele na to wskazuje), przekonamy się, gdy dostaniemy wersję pecetową. To, że wersja konsolowa będzie wyglądała gorzej, było pewne i faktycznie - Wiedźmin 3 na PS4, bo tę wersję póki co testowaliśmy, nie wygląda tak, jak na pokazywanych wcześniej materiałach.
Wygląda na to, że CD Projekt RED wpisał się w złą tendencję do mamienia graczy obietnicami, których nie udało się spełnić. Jeśli jednak odgrodzimy marketing i obiecywanki od jakości samej gry, Wiedźmin 3 na PS4 wygląda dobrze lub bardzo dobrze. Najlepiej wypada na zbliżeniach i w trakcie rozmów - emocji na twarzach konwersujących postaci wprawdzie nie ma nadmiernie dużo, ale jakość i szczegóły imponują. Co godne uznania, zadbano o indywidualny wygląd każdego rozmówcy, więc nie jest tak, że epizodyczne postaci ubrano w byle łachy. Przetarcia, łaty, guziki, zdobienia na pochwach mieczy, symbole na ekwipunku - detali jest mnóstwo i w trakcie dialogów podziwiałem je z niekłamanym uznaniem.
Fiołki i bez
W trakcie samej akcji Wiedźmin prezentuje się nieźle - to wizualna czołówka, jeśli chodzi o gry z otwartym światem. Jednocześnie widać, że bardziej niż na imponujące technikalia postawiono na klimat - faktycznie można poczuć się niczym pogromca potworów, gdy przemierzamy polanę wśród gładzonej przez trawę wiatr i nie chcemy psuć tego wrażenia, widząc niezbyt urodziwe kępy tej trawy lub drzewa, których korony wprawdzie są elegancko targane przez podmuchy, ale cały czas w takim samym, jednostajnym tempie. Nie raz i nie dwa na pierwszy plan wyskoczy brzydko oteksturowany fragment muru lub stołu, nie raz i nie dwa w trakcie walki animacja chrupnie, a broń strażników doczyta się na ekranie później niż oni sami. To wciąż elementy, z którymi da się żyć i nie psuć sobie humoru. Mnie bardziej uderzyło skromne zaludnienie. We wsiach to zupełnie normalne, ale i w miastach przechodniów jest niewielu. Wielkie place tchną smutną pustką, tym smutniejszą, że nawet ci nieliczni ludzie z reguły stoją w miejscu lub idą gdzieś bez celu (tudzież lewitują, bo to dość częsta przypadłość w wiedźmińskim świecie). Assassin's Creed Unity pokazało, że na nowych konsolach można generować duże tłumy i pozytywnie wpływa to na grę.
Jakiekolwiek pretensje trudno za to zgłaszać pod adresem oprawy muzycznej, przygrywającej dokładnie tak, jak można by sobie tego życzyć. A pewien liryczny recital w novigradzkiej tawernie zostaje w pamięci na długo.
Miecz przeznaczenia Napisy końcowe w Wiedźminie 3 pojawiają się po 45 godzinach, przy założeniu, że ledwie muśniemy atrakcje poboczne. Na niższych poziomach trudności pójdzie szybciej, na wyższych wolniej, do 100 godzin przy chęci wykonania wszelkich pominiętych zadań licznik dobija zapewne bez problemu. Warto mieć na względzie, że każde zadanie ma rekomendowany poziom naszej postaci, więc nawet przy wyborze niższego stopnia wyzwania trzeba będzie odbębnić swoje przy zadaniach pobocznych, by Geralt nie dostał bęcek od byle mimozy.
Wiedźmin 3: Dziki Gon
Ekipie CD Projekt RED udało się zadbać o jakość zadań i ograniczyć do minimum te wypchane watą - nie ma tu szukania 500 skrzynek rozrzuconych po świecie czy polowania na dziesiątki piórek wrednie zawieszonych w trudno dostępnych miejscach. Co mnie bardzo cieszy, bo sztuczne rozdmuchiwanie czasu gry nie służy niczemu.
Z Wiedźminem 3 bawiłem się więc fantastycznie wtedy, gdy jako Geralt rozmawiałem lub rozwiązywałem zadania, bardzo miło w trakcie eksploracji i zwiedzania świata, i przeciętnie w trakcie toczenia pojedynków, w których rosnąca trudność polega na tym, że przeciwnikowi wolniej schodzi pasek energii. Wszystko to polano sympatyczną swojskością, bo rzadko kiedy czuć, że jakaś gra skierowana jest właśnie do nas, Polaków - tam, gdzie inni zobaczą "jakieś" zadanie, my zobaczymy inspiracje naszymi szkolnymi lekturami. To w ogóle jest niełaskawa gra dla osób, które z Wiedźminem nie są za pan brat - Amerykanie pewnie będą się dziwić, że oto znienacka pojawia się jakaś Yennefer i jakaś Ciri, i że co to ma znaczyć, bo przecież wcześniej była ta ruda, Triss, więc jak to z tymi uczuciami wiedźmina jest? Dla osób, które uniwersum znają, będzie to jednak oczywisty atut, więc trudno się przejmować osobami, które w temacie nie siedzą. Mają dobry pretekst, by ten brak nadrobić.
Wiedźmin 3 to Wiedźmin 2 do entej potęgi - większy, ładniejszy, rozleglejszy. Udało się stworzyć przekonujący świat, nawet jeśli skromnie zaludniony, i ozdobić ładną grafiką, nawet jeśli pozostawiającą miejscami trochę do życzenia. Chociaż wbrew zapowiedziom, że wreszcie poczujemy się jak łowca potworów, bardziej czułem się jako trybik politycznej intrygi, w której próbowałem zachować własny charakter i walczyć o to, co dla Geralta szczególnie cenne. I z takim podejściem czułem się zdecydowanie dobrze.
PS Śródtytuły pochodzą od wiedzmińskich opowiadań Andrzeja Sapkowskiego
PS2 W związku z tym, że Agora - właściciel Polygamii - jest polskim współwydawcą gry, zdecydowaliśmy się nie wystawiać grze tradycyjnej oceny.
Marcin Kosman
Platformy: PC, PS4, Xbox One Producent: CD Projekt RED Wydawca: CD Projekt RED Dystrybutor: cdp.pl Data premiery: 19.05.2015 PEGI: 18 Wymagania rekomendowane: Intel Core 3.4 GHz / AMD FX-8350 4 GHz, 8 GB RAM, karta grafiki 2 GB
Grę do recenzji udostępnił producent. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.