Wiedźmin 2: Edycja rozszerzona - czy warto wracać, jak już się grę skończyło?
Minął tydzień od pojawienia się Wiedźmina 2 na Xboksie 360 i tym samym edycji rozszerzonej dostępnej dla wszystkich aktualnych już posiadaczy gry na PC. Warto wrócić?
24.04.2012 | aktual.: 15.01.2016 15:42
UWAGA! Tekst zawiera spoilery dotyczące III aktu i zakończenia! Kierowany jest do osób, które skończyły Wiedźmina 2!
Jednym z najbardziej krytykowanych elementów w nowym Wiedźminie było mało satysfakcjonujące zakończenie w postaci III aktu. Krótszy, z małą ilością zadań pobocznych, zamknięty w ruinach elfickiego miasta, był znacznie uboższy od I i II. No i ten epilog, jedna wielka rozmowa, trochę rozczarowywała. Edycja rozszerzona miała to zmienić. Dlatego dodała do niego dwa zadania, które włączone do głównej linii fabularnej miały zapewnić jakieś 4 godziny gry.
I rzeczywiście, są dwa zadania. Po jednej dla każdego przejścia, jedno dla Roche'a, drugie dla Iorwetha. Tak więc podczas pojedynczej gry zobaczymy tylko połowę nowej zawartości. Trochę szkoda, prawda? Ja sam podczas swojej zabawy stanąłem po stronie Roche'a, więc zobaczyłem tylko zadanie Lilie i żmije. Jakie jest?
Przyjemne, to powiem na starcie. Nie będę spoilerował, nie martwcie się o to. Powiem tylko, że głównie obraca się wokół bękarcich dzieci króla Foltesta i sytuacji w Temerii, chaotycznej i niepewnej po śmierci władcy. Zadanie podzielone jest i na dwie fazy, zajmuję więc nieco czasu (z godzinę na pewno), a sama intryga niezła. Jest nawet łamigłówka, którą musimy rozwiązać! Nie jest to więc zwykła "zapchajdziura".
Są tylko dwa problemy. Pierwszy jest taki, że zadanie zaburza chronologię III aktu. Zaczyna się bowiem po rozmowie z królem Radowidem. Oryginalnie bohaterowie mieli mało czasu. Geralt musiał zdecydować, czy woli ratować bękarcią córkę Foltesta czy też raczej swoją ukochaną Triss Merigold. Konstrukcja gry oczywiście umożliwiała sporą przerwę na wykonanie zadań pobocznych, ale fabularnie wiedźmin miał niewiele czasu i musiał decydować o priorytetach. W Edycji Rozszerzonej zaś bum, w ten naglący pośpiech wpakowano długaśne (także z perspektywy świata gry - zajmuje z jeden dzień!) zadanie o sytuacji politycznej Temerii. Na miejscu wiedźmina, zamiast bawić się w polityczne gierki, po prostu uratowałbym Triss i jeszcze tego samego dnia poszedł ratować córkę Foltesta.
Po drugie, dodatkowa godzina czy dwie nie naprawią wszystkich bolączek III aktu. Jest teraz fajniejszy i strawniejszy, ale nadal negatywnie wyróżnia się na tle całości. Szczególnie, że sam epilog zmodyfikowany nie został i nadal jest sprowadzony do rozmowy. Ciekawej, dobrze poprowadzonej, ale nadal - rozmowy, która może razić w porównaniu choćby do prologu, gdzie dialog udało się poprzeplatać z akcją.
Zakończenie osładzają nieco nowe przerywniki filmowe. Oprócz intra są to w większości opowieści Jaskra (z jego przekoloryzowaną, a jakże!, rolą w całym zamieszaniu) i opisujące to, co się dzieje między aktami i po skończeniu gry (wtedy następuje podsumowanie naszych wyborów, trochę na modłę Fallouta). Jest także outro, filmik zamykający całą przygodę. Choć jest wykonany na silniku gry, to jest ładny, fajny i...
I mógłby równie dobrze skończyć się napisem "Nadchodzi Wiedźmin 3: Cesarstwo kontratakuje". Jeśli po rozmowie z Letho mieliście jeszcze jakieś wątpliwości, to CD Projekt RED skutecznie Was ich pozbawi. Nilfgard szturmuje państwa Północy.
Czy więc warto? Jeśli macie zapisaną grę, to tak (zapisy działają, sprawdzałem). Nie przechodziłbym jednak całej gry dla nowej zawartości. No chyba, że nie graliście dotąd drugą stroną barykady.