Wasteland 3 – pobyłem tydzień na pustkowiu. I nie mogłem się oderwać [RECENZJA]
Wasteland 3 - gra niby o pustkowiu, a bynajmniej pustką nie świeci. Post-apokalipsa w wydaniu Farana Brygo równie bawi (literalnie), co wciąga.
"Wasteland 2" było jedną z tych gier, które chciałem nadrobić po kilku latach od premiery, ale totalnie się od niej odbiłem. Głównie przez to, jak siermiężnie wyglądała i topornie chodziła. Miło się temu projektowi kibicowało, gdy powstawał (jeden z większych sukcesów na Kickstarterze i takie tam), ale tego samego o samym graniu nie mogłem powiedzieć.
Pewnie oceniłem grę zbyt surowo, ale tak czy inaczej – na "Wasteland 3" czekałem z ogromnym zainteresowaniem. Gdyby nie wybuch pandemii, nawet miałbym okazję porozmawiać z twórcami gry na żywo. Najnowsza odsłona postapokaliptycznej serii RPG była na moim celowniku głównie dlatego, że interesowało mnie, co takie nietuzinkowe studio, jak inXile zrobi ze znacznie większym budżetem. Uważam, że po jakichś 25-30 godzinach z grą nabrałem całkiem dobrego wyobrażenia. Wciąga jak diabli
Turowy system walki, do którego wykorzystania jesteśmy zaproszeni już na samym początku, to czyste złoto. Samouczek nie pieści się też w tańcu i od razu pokazuje, że czekają nas niełatwe boje, gdzie nie sposób czasem nie oberwać – i to poważnie.
Jednak największym tryumfem "Wasteland 3" jest to, że przechodzenie do bitew jest mocno wyczekiwanym wydarzeniem i gdy już do niego dochodzi, wręcz skaczesz z ekscytacji.
Z jednej strony umiejętności medyczne, z drugiej modyfikacje broni/pancerza, a gdzie indziej otwieranie zamków wytrychami i oswajanie zwięrząt. Wszystko to może okazać się bezcenne na swój własny sposób. Tak samo warto mieć również w drużynie, kto czasem potrafi zastraszyć, bądź zbajerować kogoś w gadce. Nie wspominając już o walce, w której przeplatanie ataków miotaczem ognia, snajperką czy też podstawioną wieżyczką z działkiem, jest na porządku dziennym.
Przeczytaj też: Wywiad Marcina Kosmana z Brianem Fargo
"Wasteland 3" na każdym kroku dostarcza ogromu opcji i byłem nieustannie zaaferowany tym, aby przygotować skład na każdą sposobność. Nie ma tutaj jedynie słusznych decyzji taktycznych – każdy może być jednakowo użyteczny, od postaci wyspecjalizowanych w walce wręcz po snajperów. Wystarczy tylko wiedzieć, jak wydobyć z dostępnych postaci jak najwięcej.
Ogromnego kolorytu dodają w tym wszystkim perki, które pozwalają na tak rozmaite akcje, jak zagrzewanie ekipy do boju (pozostałe postaci otrzymują bonusowe punkty akcji), ogień zaporowy z CKM-u czy podwójna seria z karabinku automatycznego (małym kosztem celności). Tego typu działania jeszcze bardziej wzmacniają role, jakie początkowo przypisujemy naszemu składowi, dozbrajając i rozwijając go w dany sposób.
Oprócz tego aspekt taktyczny pogłębiają także dodatkowe opcje, jak wybór tego, co chcemy zrobić z pozostałą ilością punktów akcji – czy ucieć za wszelką cenę, czy może schować się za osłoną, a może założyć "zasadzkę", czyli przerwać wrogi atak w turze wroga. A jakby tego było mało, pewne poboczne ataki specjalne możemy "ładować" w trakcie bitwy, by po kilku turach móc np. zyskać możliwość celowania w poszczególną część ciała.
Przy okazji rozmowy z wieloma postaciami, jak choćby z McTavishem, który nabrał szkockiego akcentu po oglądaniu zajechanego VHS-a z "Braveheartem", to poziom absurdu, jaki wyróżnia grę z tłumu. Człowiek po prostu żyje dla takich momentów, a w świecie gry jest ich bez liku w najróżniejsze formie.
OCENA: 4/5
Platforma: Xbox One, PS4, PC Producent: inXile Entertainment Wydawca: Deep Silver Data premiery: 28.08.2020
Wersja PL: napisy
Graliśmy na Xbox One X. Grę do recenzji podrzucił Koch Media Poland, polski wydawca gry.