Warlords - czar automatowego chaosu
Od dłuższego czasu dzięki cyfrowej dystrybucji oglądamy powroty starych hitów z automatów. Warlords to kolejna produkcja, w którą mogli niegdyś grać bohaterowie E.T. lub Goonies.
22.08.2011 | aktual.: 08.01.2016 13:22
To mają być Warlords? Tak. Branża gier nie obfituje w zbyt oryginalne nazwy, więc nie powinno dziwić, że ta sama trafiła się zarówno produkcji z automatów Atari z 1980 roku, jak i serii gier strategicznych z początku lat 90. na komputery osobiste. Nauka z dzisiejszej lekcji historii płynie taka, że tegoroczne Warlords nie jest w żaden sposób zręcznościowym świętokradztwem na taktycznym dziedzictwie, tylko zupełnie oddzielnym tytułem o własnej przeszłości.
Warlords w wersji na Atari 2600 z 1981 roku
Warlords z 1990, w wersji na Amigę
Warlords 2011
Jeżeli nie graliście w automatowy pierwowzór albo w którąś z poprzednich reedycji (ostatnia była w 2008 roku na Xbox Live Arcade, a potem w 2010 w ramach Game Roomu na tej samej konsoli), krótkie przypomnienie: Warlords to Pong, w którym zamiast piłek są kule ognia, za linię bramki służą mury zamku, a żeby było jeszcze żywiej, po polu bitwy biegają kolorowe ludki. Te ostatnie są już jednak dodatkiem wymyślonym przez autorów najnowszej wersji, studia Griptonite.
Chaos, chaos, chaos W przypadku gry w cztery osoby z ekranu wylewa się chaos we wszystkich barwach tęczy. Piłki lecą w każdą stronę, jedną gałką steruje się tarczą, która je odbije od murów, drugą wydaje rozkazy żołnierzykom, mogącym reperować umocnienia gracza, atakować szańce przeciwnika albo zdobywać tymczasowe dopalacze-przeszkadzajki w rodzaju odwrócenia sterowania rywalom, wzmocnienia murów itp. Trzeba robić kilka rzeczy naraz, ze świadomością, że mecz tak czy siak skończy się w ciągu kilku minut. Najczęściej porażką, bo z czterech graczy na polu bitwy może wygrać tylko jeden.
Zabawa jest przednia, ale niestety daje o sobie znać automatowe dziedzictwo Warlords. To nie jest tytuł, w który chce się grać w większych dawkach. Po prostu. Zazwyczaj po jednym meczu miałem dość i przerzucałem się na coś innego. Podobnie podczas gry z drugą osobą, w tym wypadku Tomkiem, rozegraliśmy jeden mecz i nie mieliśmy od razu ochoty na rewanż. Znalazł się też tryb dla pojedynczego gracza, składa się z szeregu wyzwań zmieniających nieco główne zasady gry, ale koniec końców wszystko jest tą samą wariacją na temat Ponga/Arkanoida. Na dodatek to produkcja towarzyska, zmaganie się z wirtualnym przeciwnikiem to żadna frajda.
Werdykt Warlords jest pozycją zdecydowanie dla miłośników starych klimatów, którzy lubią proste zasady i bardzo zręcznościowy tryb rozgrywki. To może być dobra pozycja na imprezy, zwłaszcza na cztery pady, jako przegryzka. Zagrać na automacie za dwuzłotowy żeton to jedno, jednakże kupować pełną grę za kilkadziesiąt złotych to już zdecydowanie za dużo, dlatego zakup uzależniałbym od ceny Warlords - na razie nie jest ona znana. Tak samo jak data premiery. Ta ma nastąpić „wkrótce”.
Konrad Hildebrand