Wada nareszcie mówi coś sensownego: globalizacja tak, ale nic na siłę
Yoichi Wadę, prezesa Square Enix, lubię cytować, gdyż często jego wypowiedziom daleko do tych fortunnych, więc i jest okazja się życzliwie lub nie uśmiechnąć. Tym razem jednak Wada zabrał głos w całkiem poważnej sprawie, jaką jest globalizacja rynku gier, i miał, o dziwo, do przekazania całkiem sensowną ideę. Globalizacja? Tak, ale oparta na zróżnicowaniu kulturowym.
Czasami "globalność" używana jest do opisania wszystkich aspektów biznesu. Myślę, że to prowadzi do porażki. W ten sposób prezes zaczął przemówienie na Montreal International Game Summit, a dalej w całkiem sensowny sposób swoją tezę uzasadniał:
Co jest ważne, to to, że mamy wszystkie elementy potrzebne do radzenia sobie z globalizacją, wliczając w to globalne podziały. Kiedy jednak mówimy o globalnej publice, to nie sądzę, aby takowa istniała. Nie ma miejsca zwanego "globalnym". Dalej Wada dodaje, że rzecz nie tkwi także w skupieniu się na rynkach lokalnych, a na zainteresowaniach i stylu życia potencjalnych klientów. Trochę to pokrętne, ale wydaje się, że prezes SE chce po prostu powiedzieć, że nigdy nie zrobią gry, która spodoba się wszystkim. Trzeba myśleć kategoriami różnorakich klientów i tworzyć produkty do nich dopasowane. Stąd też, Wada dodaje, otwieranie (lub wykupywanie) przez SE studiów na całym świecie. Dywersyfikacja na tym polu na pewno pomoże firmie w trafieniu w różne gusta. I chociaż na koniec Wada powiedział, że są kraje, gdzie 50-70% wszystkich filmów w kinach to produkcje hollywoodzkie, to w przypadku rynku growego taka sytuacja nie będzie mieć raczej miejsca.
A ja mam wręcz nadzieję, że nie będzie mieć. Chociaż patrząc na ostatnie wyniki "hollywoodzkich" gier takich jak Modern Warfare 2, mam pewne obawy. Mam nadzieję, że zabawa w wojnę się kiedyś znudzi i również inne, obecnie może lekceważone, gatunki wrócą do pierwszoligowych rozgrywek.
[via gamasutra]