W Paryżu właśnie otworzył się największy w Europie salon VR
Bardzo dobrze, że takie miejsca powstają, nawet jeśli nie jest to coś na miarę Disneylandu pod stolicą Francji.
O problemach, z jakimi boryka się wirtualna rzeczywistość jako mimo wszystko nowa technologia pisaliśmy na Polygamii już wiele razy. Zwisające z gogli kable (nad czym wszyscy już pracują), mało "poważnych" gier (nad czym też pracują) i zaporowa cena (z czym walczą Sony i pośrednio Oculus) to trzy największe.
Prowadzą one z kolei do problemu numer 4 - małej bazy odbiorców i stosunkowo niskiej świadomości konsumentów. Nie ma się co oszukiwać, problemu najpoważniejszego, który powoli zaczynają komentować sami deweloperzy.
Oculus Touch: Over 50 Launch Titles!
Jak sobie z tym poradzić? Odpowiedź wydaje się prosta: zacząć tworzyć gry AAA. Jest to jednak o tyle ciężkie do zrealizowania, że, po pierwsze, podejmuje się olbrzymie ryzyko wydania produktu, który się nie zwróci (ze względu na mało posiadaczy gogli) i, po drugie, studia i wydawcy chyba sami nie do końca wiedzą, jak takie gry powinny wyglądać. Takie przynajmniej odnoszę wrażenie.
Zresztą nie ma się czemu dziwić, bo wbrew pozorom zrobienie dobrej gry na VR wcale nie jest tak proste. Świetnie pokazało to EVE Valkyrie. Na pierwszy rzut oka wszelkiej maści kosmiczne "latadła" to idealne tytuły na gogle. Rzeczywistość pokazała jednak, że nie wystarczy wrzucić gracza do wirtualnego kokpitu i trzeba zapewnić mu coś więcej, niż ładne widoki.
EVE: Valkyrie VR Gameplay Trailer – Carrier Assault
To może podejść od drugiej strony i ułatwić ludziom zapoznanie się z wirtualną rzeczywistością? Tutaj robi się miejsce dla czegoś, co wydawałoby się już dawno wymarło - salonów gier. Z tą różnicą, że automaty zastępuje się w nich goglami VR.
Salon taki powstaje na przykład w Tokio, dzięki współpracy Segi i australijskiej firmy Zero Latency, choć tam działa to na zasadzie podkręconego paintballa czy laser taga. W Los Angeles natomiast mamy Starbreeze, które chce otworzyć salon Starcade VR. Na rodzimym rynku też mamy kilku graczy, jak choćby InGame czy Disco:VR, gdzie za stosunkowo nieduże, przynajmniej w porównaniu z cenami sprzętu, pieniądze możemy sprawdzić, o co w tym wszystkim chodzi. W ten weekend natomiast otworzył się w Paryżu mk2 VR.
MK2 VR experience: First Look
Jest on częścią trzeciego pod względem wielkości kina we Francji - mk 2 Bibliothèque - i oferuje możliwość przetestowania wirtualnej rzeczywistości na jednej z 12 "kapsuł" z goglami. Do dyspozycji graczy oddanych zostało 300 metrów kwadratowych powierzchni z goglami HTC Vive, Oculus Rift i PlayStation VR. Jeśli natomiast chodzi o gry, ich lista prezentuje się następująco:
- Birdly (tytuł na wyłączność mk2)
- Assassin's Creed Experience VR
- Star Wars Battlefront Rogue One X-Wing VR Mission
- The Climb
- Homebound Joyride
- Introduction to VR
- The Walk
- Eagle Flight
- Ocean Descent
- Space Pirate Trainer
- Holofit
Szczególnie ciekawie wygląda Birdly, nie tyle ze względu na fakt, że to kolejny po Eagle Flight symulator ptaka, co z powodu dodatkowego urządzenia dołączonego do całego zestawu. Pamiętacie arcade'owe wyścigi motocyklowe typu Road Burners czy Suzuka 8 Hours? W Birdly motocykl zastąpiono leżanką, która odzwierciedla nasze ruchy i umożliwia machanie wirtualnymi skrzydłami. Jest nawet zamontowany przed twarzą gracza wentylator mający symulować powietrze opływające ptaka. Steve Dent z portalu Engadget pisze, że wrażenie jest niesamowite.
I może właśnie tutaj leży szansa dla wirtualnej rzeczywistości. Może faktycznie, na obecnym etapie, twórcy nie tylko gier, ale przede wszystkim sprzętu, powinni skupić się nie na indywidualnym odbiorcy, a właśnie na grupie?
Otwierając tego typu salony na całym świecie przyczyniają się w końcu do popularyzacji technologii i niewykluczone, że kiedy w końcu będzie ona tańsza, ich bywalcy ruszą do sklepów kupić własne gogle. Do tego czasu jednak skądś trzeba czerpać pieniądze na funkcjonowanie, a formuła "VRcade" wydaje się być na razie najpewniejszym źródłem.
Bartosz Stodolny