W Dishonored 2 zagrasz tylko raz? To graj z sercem
To akurat żadna przenośnia.
Raz Emily, raz Corvo, trzeci raz bez mocy. Taki jest mój plan. Pierwsze przejście gry zajęło mi blisko 26 godzin. Starałem się grać po cichu, ale bez przesady. Bez zabijania immersji ciągłym ładowaniem zapisu, gdy coś szło nie tak. Drugie przejście będzie dużo szybsze. Wiem już co i jak, a w skórze Corvo zmieniłem sobie styl zabawy ze skradanki w grę akcji. I dalej bawię się świetnie. Przy okazji staram się chadzać innymi ścieżkami i odkrywać nowe tajemnice kapitalnie zaprojektowanych misji, bo przy przechodzeniu gry bez pomocy Odmieńca ta wiedza na pewno zaprocentuje.
Ale to ja. Dishonored 2 było dla mnie jedną z najważniejszych gier roku i mam teraz problem z wyrażeniem tego, jak bardzo ucieszyłem się, gdy okazało się, że studio Arkane dowiozło hit. Nie każdy tak ma. Nie każdy lubi też przechodzić jeden tytuł kilka razy. Sam rzadko to robię. Jak więc grać w Dishonored 2 ten jeden raz, tak by wycisnąć z zabawy jak najwięcej? Oto moja propozycja. Oczywiście bez spoilerów.
Przede wszystkim graj jako Emily. Dla weteranów "jedynki" to jasne, bo Corvo ma tu ten sam arsenał mocy. W porównaniu do umiejętności cesarzowej dużo bardziej ofensywny. Ale fabuła Dishonored 2, jakkolwiek słaba by nie była, jest właśnie przede wszystkim jej opowieścią. Dziewczyny zrzuconej z tronu, która po raz pierwszy widzi swoje królestwo z perspektywy zwykłego obywatela. I nie jest to piękny widok. W skórze Corvo fabuła ma nieco inny wydźwięk. Bliski fałszu.
Jeśli masz grać tylko raz, to radzę jednak zachowywać ciszę. To ułatwia "zwiedzanie" ociekających klimatem lokacji, przekradanie się do kolejnych pomieszczeń, w których czyhają mniejsze lub większe sekrety. Nie tylko masa książek, które pozwalają bliżej zapoznać się z fabularnym tłem wydarzeń i nowego regionu.
Dlatego doradzam cierpliwość. We wszystkim. Każda misja przypomina tu niesamowicie splątany designem poziomów supeł, w którego środku jest cel. Dishonored 2 sprawia najwięcej frajdy, gdy cierpliwie - krok po kroku - krążycie po całym poziomie, stopniowo go rozplątując. Cel jest w lewym korytarzu? Idź w prawo, wleź po schodach, ukradnij strażnikowi klucz i zobacz co jest w pokoju, który teoretycznie nie powinien cie interesować. Tylko lojalnie ostrzegam - taki styl gry prędko uaktywni twój gen perfekcjonisty. Nie będzie szans, by ominąć choć jeden kościany amulet czy runę. I dobrze. Dzięki tym ostatnim rozwiniesz przecież swoje moce.
Gorąco polecam Domino. Pozwala związać ze sobą jaźnie kilku przeciwników, a potem to, co przytrafi się jednemu, przytrafi się wszystkim. Na przykład śmierć czy utrata przytomności. Jeszcze mocniej zalecam Zauroczenie. Przyzwana z innego wymiaru postać skupia na sobie uwagę kilku wrogów na całkiem długi czas, a znikając wymazuje im pamięć. Nie ma lepszej rzeczy do "ghostingu" czyli przechodzenia misji tak, by nikt nas nie zobaczył. Daleki chwyt różni się nieco od "mignięcia" Corvo. Pozwala z daleka chwytać przedmioty, a po rozwinięciu również ludzi. Z odpowiednim amuletem przyciągnięcie ich do Emily dzieje się bezszelestnie, a potem można nadziać ich w locie na ostrze lub... chwycić w ramiona i poddusić. Z gadżetów koniecznie rozwińcie miny obezwładniające, by mieściły trzy ładunki. Podziękujecie mi później.
I wreszcie najważniejsze - improwizacja. Zaklinam Was na Pustkę i Odmieńca - nie kaleczcie sobie tego jedynego przejścia nieustannym zapisywaniem i ładowaniem gry, gdy tylko coś pójdzie nie po waszej myśli. Sprawnie wykonany plan rzecz jasna cieszy, ale równie przyjemne jest poradzenie sobie z sytuacją, która wykwitła nie wiadomo skąd. Świat Dishonored 2 żyje i reaguje na to, co się w nim dzieje. Czasem trochę głupio, czasem zbyt raptownie, ale dzięki temu stwarza okazje do wytyczenia sobie w nim własnej ścieżki i przeżycia przygody po swojemu. Skoro dasz grze jedną szansę, to skorzystaj z tego. Również "żyj" tym, co się wokół dzieje. Jeśli na jednej szali położę perfekcyjne przejście misji, bez alarmów i zabijania, a na drugiej przyjęcie od wirtualnej rzeczywistości zaproszenia do "tańca" i stawienie czoła konsekwencjom, ta druga będzie przeważać. Nie żeby zabawa w ducha była złym pomysłem, przeciwnie. Ale jeśli macie dać grze tylko jedną szansę, to polecam po prostu iść na żywioł i przerobić podrzucane przez Karnakę cytryny na lemoniadę.
Zabijać czy nie zabijać? Przechodząc grę drugi raz nie mam żadnej litości dla służących diukowi zdrajców, którzy przyczynili się do zdetronizowania mojej córeczki. Grając Emily kierowałem się sercem. Nie moim. Tym, które bohaterka dzierżyła w lewej dłoni, słuchając szeptanych przez głos matki sekretów miejsc, ale - co najważniejsze - również ludzi. Boję się, że gracze o nim zapominają, używając co najwyżej jako "radaru" wskazującego runy i amulety. To błąd.
Na koniec ciekawostka. Na Xboksie One statystyki Osiągnięć pokazują, że 9% graczy ukończyło grę jako Corvo, a 12% zrobiło to jako Emily. To zmusza mnie do jeszcze jednej rady. Nie bądźcie jak ta masa graczy, która do napisów końcowych nie dotarła. Przejdźcie Dishonored 2. Jest tego warte. A jeśli po tym pierwszym przejściu zaświta Wam myśl o drugim, to będę lubił Was nawet bardziej.
Maciej Kowalik