W czym przegląda się Heros? W przeglądarce! [Might & Magic Heroes Online]
Zdobyłem właśnie puchar w kategorii „suchar”. Zupełnie inaczej niż Heroes Online, które dane mi było niedawno widzieć na pokazie w Düsseldorfie. To pierwsza od lat odsłona serii, w którą zapewne wsiąknę. Tak, to ta działająca w przeglądarce.
20.02.2013 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Spośród pokazanych trzech gier przeglądarkowych, „Heroes Online” było na najmniej zaawansowanym etapie prac. Mogliśmy zagrać wyłącznie jedną stroną, zobaczyć tylko krótki fragment, wziąć udział raptem w kilku potyczkach i wykonać parę zadań. Mimo to - trzeba mnie było siłą odciągać od komputera, bo tak dobrze z „hirołsami” nie bawiłem się od czasów trzeciej części. Ale po kolei.
To nie jest powrót do korzeni Nie sugerujcie się jednak tym, co wyżej napisałem - „Heroes Online” nie przypomina „trójki”. Przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Nie ma chociażby klasycznej, rozpikselowanej, płaskiej, baśniowej oprawy. Powracają natomiast walki, z charakterystyczną siatką złożoną z sześciokątów, rzuconą na arenę. A samo starcie? Klasyka do bólu, czyli dokładnie to, czego oczekuje się od gier z serii HOMM. Turowa strategia, w której oprócz grup jednostek przyjdzie nam sterować specjalnymi atakami naszego bohatera. Miałem okazję zobaczyć jedynie proste walki, w których do walki z drzewami i wilkami wykorzystywano dobrodziejstwa jednostek kroczących i osłaniających je łuczników. Na moment pokazano jednak fragment batalii, w której bohater musiał się zmierzyć z bossem. Przez chwilę poczułem się jak w większych starciach w serii „Final Fantasy”. Naprawdę, robi wrażenie.
Heroes Online
Podoba mi się to, że nie chodzi tylko i wyłącznie o bieganie po mapach i znajdowanie skarbów. Gra rzucała mnie od misji do misji - na ogół musiałem albo odnaleźć jakiś artefakt i oddać go zleceniodawcy, albo wyeliminować wrogie jednostki. Jeśli producenci dobrze rozwiną ten aspekt, to nawet po kilkudziesięciu godzinach nie powinniśmy być znudzeni. Oczywiście pod warunkiem, że polityka Ubisoftu się nie zmieni, tzn. gra będzie cały czas wspierana i rozwijana.
Przepięknie i baśniowo Długo się powstrzymywałem, żeby nie zacząć od oprawy graficznej. „Heroes Online” jest przepiękne. Zaryzykuję stwierdzenie, że to najładniejsza część serii i na głowę bije nawet ostatnie, dopieszczone przecież, odsłony pudełkowe. Porażająca, jak na grę przeglądarkową, dbałość o szczegóły łączy się płynnie z niesamowitymi tłami i pięknie przygotowanymi postaciami czy jednostkami - zarówno naszymi, jak i przeciwnika. A widziałem przecież tylko jedną mapę, kilka podobnych do siebie aren i raptem kilka rodzajów wrogów - nie pokazano jeszcze miast, ale jeśli zostanie tam zachowany ten sam styl i ta sama dokładność, to gwarantuję Wam, że nie oderwiecie od „Heroes Online” wzroku.
„Online” w tytule nie pojawia się przypadkowo. Nie ujawniono szczegółów dotyczących wieloosobowej zabawy, ale podczas pokazu widziałem, że na mojej mapie jeździli na koniach inni gracze. Nie mogłem wejść z nimi w interakcję, ale widziałem, jak snują się po okolicy i z którymi potworami walczą.
Heroes Online
Jeśli chodzi o mikrotransakcje, to dostaniemy dokładnie to samo, co w przypadku „Anno Online” i „Silent Hunter Online”. Gra jest w pełni darmowa, a wydawanie prawdziwej waluty wiązać się ma wyłącznie z przyspieszeniem rozwoju postaci czy dokupieniem dodatkowych jednostek. Brzmi logicznie - powiedzmy, ktoś chce mieć większy oddział Archaniołów. Jasne, może grać i prędzej czy później taki oddział zbierze. Ale może też po prostu sypnąć groszem i cieszyć się nim od razu.
Czekam i chcę Choć ze wszystkich trzech gier, które widziałem na pokazie, „Heroes Online” miało najmniej szczegółową prezentację, to właśnie na tę grę czekam najbardziej. Czuję tu ducha trzech pierwszych gier z serii i widzę tego samego bakcyla, którego zwyczajnie nie da się nie połknąć. Darmowość jest oczywiście kolejnym, bardzo ważnym atutem tej produkcji i po cichu liczę na to, że dzięki wersji przeglądarkowej szał na „hirołsów” powróci i znów zarwę przy komputerze niejedną noc. Jest na co czekać.
Paweł Winiarski