W 2016 roku: Najbardziej czekam na japońskie produkcje. I obawiam się o poziom tych amerykańskich

W 2016 roku: Najbardziej czekam na japońskie produkcje. I obawiam się o poziom tych amerykańskich

W 2016 roku: Najbardziej czekam na japońskie produkcje. I obawiam się o poziom tych amerykańskich
Paweł Olszewski
31.12.2015 11:00, aktualizacja: 22.01.2016 14:37

Zwłaszcza o kolejnego Battlefielda i tym podobnych "pewniaków".

Najbardziej czekam na: Ni No Kuni 2

Zapowiedź tejgrysprowadziła szczery, permanentny uśmiech na moje lico. Pierwsze Ni No Kuni to przecież jedna z ważniejszych gier mojego życia. Udało jej się sprawić, abym w dalszym ciągu uruchamiał wyobraźnię i szukał kolejnych bodźców do wzruszeń. A tych przecież nie brakowało.

Wieczna pogoń za emocjami, których dostarczała każda kolejna lokacja i scena sprawiła, że znajomi zaczęli dzwonić, czy w ogóle żyję. Żyłem, pochłonięty postaciami Olivera i spółki, zachwycając się kunsztem Studia Ghibli i opowieścią snutą przez mistrzów z Level 5. Czy tego samego oczekuję od kontynuacji? Szczerze - nie wiem. Nie jest dla mnie istotne, jaki będzie system walki i rozwoju bohaterów. Chcę po raz kolejny utonąć w magii tego świata, dopisywać sobiehistoriei legendy do poszczególnych krain, pomagać mieszkańcom i po prostu odbyć kolejną podróż. Naturalnie, znajdźki wszelakie i „pompowanie” bohaterów jest ważne. W końcu jest to jeden z czynników, który napędza do dalszej eksploracji. Ale jakoś się o to nie martwię. Po prostu nie wyobrażam sobie niczego, co mogłoby dla mnie popsuć tę produkcję.

Jeżeli nie kupię PS4 na te święta, to zdecydowanie zrobię to dla Ni No Kuni w przyszłym roku. To będzie mój system seller, moje oczko w głowie i inspiracja. W czasach, gdy twórcy gier coraz częściej zostawiają ochłapy dla naszej wyobraźni, Ni No Kuni 2: Revenant Kingdom będzie dla mnie jak pierwsza miłość, albo nieposkromiony zachwyt nad tą jedyną, idealną, tańcząc w mojej głowie i nie pozwalając zasnąć. Na to liczę. Inaczej - tak po prostu musi być.

Czekam też na:Star Ocean 5, No Man's Sky, Uncharted 4, Dishonored 2

Może zaskoczyć: Final Fantasy Explorers

Obraz

Japonia jużgra. Japonii się podoba. Japonia ma trochę inne oczekiwania niż Zachód. Mimo wszystko, Explorers może nas zaskoczyć. Czym?

Masą roboty i bezprecedensowym grindem. Widzicie, inaczej jest szlifować statystyki, wykuwać kolejne przedmioty, pokonywać te same bestie tylko po to, aby zobaczyć wyższe cyferki w statystykach siedząc przed telewizorem, a inaczej jest doświadczać tego samego leżąc wygodnie pod pierzyną, z herbatą na nocnym stoliku i śniegiem za oknem. Przynajmniej takie moje odczucia. Final Fantasy Explorers to idealny tytuł na przenośne konsole, przypominający nieco proste w założeniach, a wbrew pozorom głębokie Monster Hunter. Brakuje mi takich gier. A raczej, brakuje ich nam tutaj, na Zachodzie.

Dzisiaj upoluję Bahamuta i Shivę, wykuję Balmunga i wbiję dwa poziomy. A potem dopiję herbatę i pójdę spać. Następnego dnia zrobię to samo, ale pod miecz trafi Ifrit, a na kowadło Masamune. Może zrekrutuję nową klasę. Zobaczymy. Przecież mam na to cały wieczór i jest mi bardzo, bardzo wygodnie. Mogę „grindować” do woli. Final Fantasy Explorers to czysta, erpegowa rozgrywka i nawet w naszej kulturze może się udać. Bo chyba każdy z nas lubi czasami po prostu „skoksać parę leveli”, odstawić na kilka dni i wrócić nie martwiąc się o ponowne wkręcenie w fabułę. Poproszę!

Zaskoczyć może też:Mighty No.9, Kingdom Come: Deliverance

Pewnie przełożą: Star Citizen

Skala tej gry zachwyca i przeraża. Przeraża głównie dlatego, że boję się o czas premiery, to raz. Dwa - obawiam się nieco, że się nie uda.

Kasy mają mnóstwo, pomysłów również. I presji. A wiecie, co się dzieje, kiedy zaczynają pojawiać się nerwy i coraz bliższy deadline. Przechodząc do sedna, nie wyobrażam sobie, żeby gra takiego kalibru i z takimi ambicjami ukazała się w przeciągu następnego roku, biorąc pod uwagę jak długo już powstaje, jak wiele nowości ciągle wprowadza i fakt, że dopiero co dostaliśmy skrawek grywalnej alfy.

Ale wiecie co? W ogóle nie przeszkadza mi widmo jeszcze późniejszej premiery. Jestem w stanie to zrozumieć i poczekać jeszcze trochę. Bo to jedna z tych gier, w których wszystko musi chodzić jak w zegarku, każdy trybik i sprężynka muszą być naoliwione i na swoim miejscu. Chcę zwiedzić kolejne planety i systemy, powalczyć w przestrzeni kosmicznej i stworzyć flotę w takim space simie, jakiego jeszcze nie było.

Twórcy mają przez to nie lada problem - przy takim wsparciu społeczności i takiej skali obietnic nie ma już chyba miejsca na kompromisy. Albo dostarczą nam sima wszechczasów (i wszechświata), albo będzie legendarna klapa. Nawet, jeżeli gra będzie dobra.

Spóźnić się może też:The Last Guardian, Final Fantasy XV, The Division

Boję się, że zawiedzie: World of Warcraft: Legion

O rany, od czego tu zacząć. Może najlepiej od początku. A początek jest taki, że Warlords of Draenor mimo fantastycznego początku zawiodło. Żeby więc połechtać fanów, Blizzard uderza Płonącym Legionem, Illidanem, Łowcą Demonów i ogólną otoczką pierwszego dodatku.

I tego się najbardziej boję. Pogrywanie z nostalgią graczy ma sens, ale jest cholernie ryzykowne. Bo czego oczekiwać, z czym porównywać? W Warlords of Draenor zrobiono to bardzo umiejętnie - pokazano nam ojczyznę orków w jej pierwotnym stanie, spełniając wizję milionów graczy. Ale jaką wizję nowego Legionu mamy obecnie? Czy taką, jak za czasów The Burning Crusade? Chcemy tego samego, czy pora na rewolucję? Cały czas zadaję sobie te pytania i na żadne nie znam odpowiedzi. Zmian jest sporo, jak przy okazji każdego dodatku. Zagramy Demon Hunterem! Jakież to spełnienie mokrych snów każdego fana uniwersum, jakaż wspaniała wiadomość. Na pewno? Czy naprawdę chcemy po raz kolejny przeżywać problemy z balansem, setki XILLIDANXKILLERXów, i płacze, że tylko nowa klasa może to i tamto? Ale ok, załóżmy, że Demon Hunter da radę. To ponarzekajmy na Artefakty, które zastąpią standardowe bronie, na Class Hall, które w pewnym stopniu zastąpią stolice i garnizony, na kolejne już odmalowanie talentów i w końcu na wpychanie nam na siłę Płonącego Legionu. Ja wiem, że Sargeras, że pierwszy dodatek, że przecież wojna.

Ale nie wiem, czy chcę w niej walczyć, przynajmniej teraz. Jest tyle historii i lokacji, których jeszcze nie poznaliśmy. Po raz kolejny wołam i błagam o dodatek z Trollami i Azsharą. Legion zaatakował zbyt wcześnie. I albo będzie to początek końca, albo totalny reset. Z tym, że jakoś ciężko mi uwierzyć w tę drugą opcję.

Boję się również o:Far Cry Primal, Dark Souls 3, Hellblade

To się nie uda: Battlefield 5

Obraz

Macie jeszcze miejsce na następnego Battlefielda? Takiego, który praktycznie niczym nie będzie różnił się od 3 i 4, bo te zrobiły już cuda w multi?

Nie zrozumcie mnie źle - nowy BF sprzeda się jak na pniu, dostanie masę DLC, które wszyscy kupią, a po pół roku od premiery wyjdzie kolejny, ale w innym klimacie. Nie poddaję w wątpliwość potencjalnego sukcesu tej gry, a jego zasadność. Tak, mam trochę ból tyłka o to, że taśmowo tworzone produkcje szczytują na listach sprzedaży. Bo to nawet przestaje przypominać rzemiosło, osztucenie wspominając. Doceniam miód płynący z multi, ale do licha - wrzućcie mnie w wietnamską dżunglę, na pustynię, w góry, dajcie mi pełną zwrotów akcji i twardych bohaterów historię w singlu, która owszem, przypomni film z Arnoldem albo Lundgrenem, ale nie zakończy się po trzech godzinach. I będę kupiony. I nawet zdanie zmienię. I postrzelam jakoś chętniej i celniej.

Szanujmy się jako gracze, naprawdę. Oczekujmy zmian w tak skostniałych hitach. Nie dajmy się zwieść nowemu Assassins Creed, Battlefieldowi i Call Of Duty, bo znane, bo wypada i stara jakość. Co to znaczy stara jakość? Nie tęsknicie za czymś nowym?

Zupełnie nie wierzę też w:Day Z, Fable Legends

Pobożne życzenia: Okami 2

Kto nie grał w jedynkę, ten gapa. A kto grał, to wie dlaczego tak bardzo liczę na pełnoprawny sequel. Albo chociaż duchowego następcę.

Och, Okami. Gra absolutnie piękna i wyjątkowa. Jedna z niewielu, do których regularnie przysiadali się moi młodsi bracia i przeżywali moje zmagania z Orochim, japońskimi mitami i malowaniem świata na nowo. Podróż, którą wspólnie odbyliśmy będę pamiętał do końca życia, bo zarówno oprawa graficzna, jak i sama opowieść wryły się w moją głowę na dobre. Ta gra miała wszystko - doskonałą muzykę, wyraziste postaci, humor, fantastyczną przygodę, masę sekretów i cudowny świat. Nie ukrywam, że duży wpływ na jej odbiór miała moja fascynacja kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni. I może dlatego, że ciężko mi znaleźć obecnie produkcję w podobnym klimacie (w dalszym ciągu nie spróbowałem Muramasy - wstyd) to tak bardzo tęsknię za Okami. Gra niestety nie sprzedała się dobrze, przez co szanse na sequel są marne. I po raz kolejny muszę biec po maść. Bo odnoszę wrażenie, że coraz mniej przeżywamy i wczuwamy się w gry, a coraz częściej szukamy szybkiej dawki rozgrywki. I jak tuliczyćna wielki powrót małych tytułów, które pokochała garść graczy, ale nie pokochali udziałowcy.

Nie proszę przecież o tak wiele. Nie oczekuję, że po raz kolejny pobiegamy jako biała, dostojna wilczyca. Mogę być innym bogiem! Naprawdę, nie ma to dla mnie znaczenia. Chcę Zeldy w świecie stworzonym przez Clover Studio. Bardziej dosadnie tego nie opiszę. I wiem, że Koniczyna już zerwana, ale mimo wszystko - cuda się zdarzają. Nie proszę też o fajerwerki graficzne i ogromne budżety. Opowiedzcie mi starą, japońską baśń. Opowiedzcie mi ją akwarelą, dźwiękiem shamisenu i zapachem wiśni. Dajcie mi w rękę pada, a zakończenie dopiszę sam. Ładnie proszę.

Chciałbym też zobaczyć:Ninja Gaiden 4, Everquest, nową grę z serii Mana

Karol Kała

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)