W 1995 roku na jedną grę pracowaliśmy 60 godzin. Teraz zajmuje to nam 4 razy mniej czasu

Historia o tym, jak złą wiadomość łatwo zamienić w dobrą.

Obrazek
marcindmjqtx

Jakiś czas temu po sieci krążyła grafika pokazująca, ile godzin na PS4 będą pracowali Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy i Polacy. W skrócie - my 4 razy dłużej od reszty. Oczywiście nikt nie zwrócił uwagi, że dla Polski podawano cenę konsoli wraz z podatkiem (1700 zł), a dla Amerykanów bez podatku (399 dolarów - do tego należałoby doliczyć ichniejszy "VAT"). Pomijam fakt wyliczeń opartych na pensji nawet nie średniej, ale minimalnej. Ale sensacja jest, 545 wykopów. Brawo.

Brakuje mi lajków na fanpejdżu, zmontuje se infografikę

Jeszcze głośniej było o wyliczeniach serwisu GamePointsNow, z których wynikało, że Polacy na jedną grę pracują więcej niż inni, bo aż 14 godzin. Duńczyk mniej niż 3, Norweg, Australijczyk czy Amerykanin niewiele ponad 3. Przy okazji okazało się, że w Polsce są jedne z najtańszych gier, ale kogo to obchodzi - lepiej sprzedać czytelnikom newsa o tych 14 godzinach. 572 wykopy, brawo.

Nie napisaliśmy ani o jednej, ani o drugiej sprawie. Trudno bowiem o bardziej demagogiczne, pozbawione sensu, tabloidowe wyliczenia. Z przynajmniej dwóch powodów.

Po pierwsze, zostaliśmy wrzuceni do jednego wora z państwami skandynawskimi, Australią, USA, Francją i innymi bogatymi nacjami Zabrakło Lichtensteinu i Szwajcarii, żeby jeszcze dobitniej pokazać, jak tu u nas biednie. Jaki klucz zastosowali autorzy? Bez wątpienia idiotyczny. Polska straciła w II wojnie światowej trzy razy więcej ludności, niż pozostałe państwa... razem wzięte (z wyłączeniem Niemców). Jako jedyna w tym gronie tkwiła w bloku wschodnim (nie licząc wschodnich części Niemiec i Finlandii). Jako jedyna straciła ponad 50 lat, które inne państwa przeznaczyły na rozwój. Jako jedyna weszła do Unii Europejskiej dopiero w tym wieku.

Analiza miałaby sens przy porównaniu z innymi krajami z bloku komunistycznego. A optymalnie - ze wszystkimi krajami Europy i Ameryki, bo tylko wówczas "badanie" miałoby logiczne podstawy. Nie sądzę, by autorzy tego dziwacznego zestawienia mieli złe intencje, być może chcieli po prostu pokazać, że u nich jest fajnie, a gdzieniegdzie nie jest.

Tyle harówki na jedną grę / fot. GamePointsNow

Grupa polskich graczy odebrała to oczywiście po swojemu. Polska najgorsza, na Zachodzie najlepiej. Wyszły wszystkie kompleksy, które hodujemy od lat. W kraju, w którym na fajne rzeczy mówi się "Ameryka!", nie mogło być inaczej. Prosta zasada "na Polskę najbardziej psioczą ci, którzy nie byli nigdzie indziej" realizowana w pełnym blasku. Ameryka to „Moda na sukces” i „Policjanci z Miami”, Polska to „Plebania” i „Świat według Kiepskich”.

Pora na drugi powód, dla którego nie napisaliśmy o tym zestawieniu. Otóż oparto je na słabych fundamentach, mianowicie na średnim wynagrodzeniu - to wynosi w Polsce 3700 zł brutto. Autorzy przyjęli, że "na rękę" jest zatem trochę ponad 2500. Przyjmijmy, że to się zgadza. Z tej kwoty wyliczono średnią płacę za godzinę (ok. 15 zł), a potem liczbę godzin, które trzeba przepracować, żeby kupić grę - a więc te wspomniane 14.

Problem w tym, że zastosowana średnia z wyliczeń GUS obejmuje wyłącznie pracowników firm zatrudniających co najmniej 10 osób. Nie są tu uwzględnione małe przedsiębiorstwa ani jednoosobowe działalności gospodarcze, nie ma też urzędników oraz osób zatrudnionych w organizacjach pozarządowych. Średnie wynagrodzenie GUS dotyczy więc raptem 40% osób pracujących. Na dodatek w tej średniej liczony jest zarówno zarobek tych, którzy dostają 1500 zł, jak i tych, którzy zarabiają miliony.

Dane są więc niedokładne, ale zaspokajają głód liczb. Znacznie bardziej adekwatne byłoby wykorzystanie mediany - za Wikipedią - powyżej i poniżej której znajduje się jednakowa liczba obserwacji.

Innymi słowy, w Polsce zarabia się prawdopodobnie jeszcze mniej, niż wykazało GamePointsNow. Kto wie, może nawet na jedną grę pracujemy 20 godzin (2,5 dnia).

A teraz negatywna demagogia i kompleksy na bok. Bo ja tu widzę mimo wszystko powody do radości. Wystarczy nie porównywać się do najbogatszych krajów świata.

Pobawmy się zatem tą średnią, jakkolwiek głupia by ona nie była. W 1987 roku przeciętne wynagrodzenie w Polsce wynosiło 29 tysięcy złotych.

Jakie były ceny? Z pomocą przychodzą archiwalne numery "Bajtka". W numerze 12/1987 czytamy więc, że Commodore kosztowało 160-170 tys. złotych, ZX Spectrum 70-85 tys., a sam joystick od 4,5 do nawet 7 tys. Mowa nie o nówkach z Baltony czy Pewexu, lecz o cenach giełdowych. Gdyby wtedy był internet, a w Polsce nie byłoby już PRL-u, już widzę te nagłówki: "Polski gracz pracuje na C64 6 miesięcy!!!"; "Ciemiężony polski fan gier na joystick pracuje tydzień!".

Teraz nawet za pensję minimalną może sobie kupić konsolę. A za średnią pensję nawet i trzy.

fot. Top Secret

5 lat później Polacy zarabiali już... 100 razy więcej, bo blisko 3 miliony miesięcznie. To zasługa galopującej inflacji, która zaprzepaściła wkład na niejednej książeczce mieszkaniowej. Dlatego z 1992 roku przeskoczmy od razu do roku 1995, gdy gospodarka po zmianach zdążyła okrzepnąć. Podobnie jak złotówka, którą denominacja pozbawiła czterech zer.

W 1995 roku średnia pensja wynosiła 702 zł. Rzucam okiem do "Secret Service" 12/1995, żeby sprawdzić ceny. Polskie gry, np. Prawo Krwi, za 30-40 złotych - tyle, co aktualnie porządna gra niezależna. Zachodnie? Mortal Kombat 3 po 177 złotych, Actua Soccer po 150 zł, Crusader No Remorse po 179, Command & Conquer za 146. Hexen nawet i za 189 zł. Mowa o wersjach na PC. Refleksja oczywista - kiedyś gry w Polsce były droższe niż teraz. Nawet Alien Breed 3D na Amigę był za 170 zł.

GamePointsNow przyjęło, że ze średniej brutto (3700 zł) jedna trzecia to ZUS i podatki. Ja przyjmę, że z tej średniej na opłaty szło mniej, bo 1/4. Kiedyś koszty pracy były mniejsze. Czyli z tych 702 zł na rękę zostawało 525. Można więc było kupić 3-4 gry. Przez miesiąc. Na jedną pracowało się więc jakieś 40-60 godzin.

Rok 1998. Średnia pensja to 1239 zł. Na rękę - 903 zł. Co znajdujemy w „Secret Service” 12/1997? Niższe ceny niż 3 lata wcześniej. Nówki do wyrwania za 139-149 zł (np. świeża FIFA'98). Nówki na konsole 180-220 zł, np. Tekken 3 za 199 zł, Gran Turismo za 215. W tych czasach PSX czy Nintendo 64 były już do kupienia za 600 zł.

W 2000 roku zarabialiśmy już 1923 zł. W 2005 2380 zł. W 2010 3224 zł. Ceny gier pozostawały bez większych zmian.

Ale tak naprawdę na przestrzeni lat taniały. Gry na SNES-a były po 50-60 dolarów. Czyli tyle, co na PS3 i Xboksa 360. Nówki na Nintendo 64 osiągały u nas nawet kwoty rzędu 280 zł. Produkcja kartridży była znacznie droższa od wytłoczenia płyty. Płyta wiele zmieniła, co było też powodem sukcesu PSX-a - nagle gry zaczęły być w zasięgu każdego portfela. Na PC zrobiło się taniej, bo zadecydowała skala - lepiej i pewniej jest sprzedać więcej i taniej, niż mniej i drożej.

Spójrzmy prawdzie w oczy - Polaka (i nie tylko) stać na więcej gier niż kiedykolwiek. Zwłaszcza przy uwzględnieniu inflacji. Podnoszenie cen przez Sony czy Electronic Arts zamazuje tę prawdę. Ale jesteśmy w Unii Europejskiej, jeśli u nas za drogo, możemy kupić gdzieś indziej - bo cena wyjściowa, w dolarach czy euro, pozostaje bez zmian. Assassin's Creed IV: Black Flag czy Watch Dogs na PC można zamówić za 129 zł - taniej, niż gry tego kalibru 18 lat temu. GTA V na konsole można nabyć za 220 zł, tyle co kiedyś nówki na PSX-a. Nie wspominam o promocjach w cyfrowej dystrybucji, które pozwalają kupić hity za śmiesznie niskie pieniądze.

Tylko czy kogoś obchodzą dobre wiadomości i coś więcej niż czubek własnego nosa? Nie, ważniejsze jest, że Duńczyk pracuje na grę mniej niż 3 godziny, a Polak 14. Komu chciałoby się zadać trud i trochę policzyć, by dojść do wniosków, że w 1995 roku na jedną grę konsolową pracowaliśmy 60 godzin, w 1998 roku 40 godzin, w 2005 roku 22 godziny, a teraz 14 godzin. Nawet przy ograniczonym sensie posługiwania się średnim wynagrodzeniem i pominięciu wielu zmiennych, choćby takiej, że kiedyś roboczy tydzień miał więcej niż 40 godzin. Że z roku na rok jest coraz lepiej. Że cena gier od 18 lat stoi w miejscu, a momentami wręcz maleje, a średnia płaca zdążyła wzrosnąć pięciokrotnie (a w USA niecałe 2 razy). Że prędzej czy później dogonimy ten Zachód, a nasze dzieciaki będą narzekać, że na grę pracują 5 godzin, a ten blondwłosy Duńczyk wciąż mniej niż 3.

Ale po co myśleć. Lepiej napisać, że "Polska to sraka" (31 plusów, brak minusów).

Marcin Kosman

Obrazek
Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne