Virtus.pro przegrywa w finale ELEAGUE Major, ale bez pobitych rekordów się nie obeszło
Polacy zgarną z puli nagród 150 tysięcy dolarów i wrócą do kraju ze świadomością, że znowu dołożyli sporą cegłę do popularyzacji eSportu.
I nie chodzi tu bynajmniej o popularyzację Counter-Strike: Global Offensive czy elektronicznej rywalizacji jedynie w naszym kraju. Polska kocha przecież eSport czego dowodem już za moment będą, odbywające się piąty raz z rzędu w Polsce, finały Intel Extreme Masters. W tym roku odbywające się w aż dwa weekendy. Najpierw (25-26) lutego katowicki Spodek obejmie we władanie League of Legends, a potem (3-5 marca) poprawią Counter-Strike: GO i StarCraft 2.
Niedzielne starcie Virtus.Pro z duńskim Astralis ma już swoje miejsce w historii światowego eSportu. Po pierwsze - śledząc reakcje na wydarzenia i dramatycznie zmieniającą się sytuację w zaciętym starciu, łatwo trafić na opinię, że był to jeden z najlepszych finałów jakiegokolwiek turnieju w Counter-Strike. To jeszcze rzecz subiektywna, ale trudno dyskutować z rekordami. A te w trakcie batalii Virtus.Pro i Astralis padły trzy.
Najpierw, siłą 890 tysięcy widzów pobito rekord największej liczby osób oglądających jednocześnie jeden kanał na Twitchu. Potem pobito... ten sam rekord jeszcze raz, notując już ponad milion maniaków CS-a śledzących finał naraz.
Ostatecznie starcie Polaków z Duńczykami okazało się również najdłuższym w historii tych rozgrywek. 88 rozegranych rund w Atlancie, to o 3 więcej, niż w trakcie meczu Fnatic z Ninjas in Pyjamas z katowickiego ESL One w 2015 roku.
Kolejny rozdział historii został więc napisany. Szkoda, że Polacy muszą zadowolić się w nim srebrem. Zawodnicy Astralis wrócą do ojczyzny bogatsi o pół miliona dolarów. Ich wyniki śledził na bieżąco minister spraw zagranicznych Danii.
Virtusi nie są gorsi. Też mają wśród polityków przynajmniej jednego kibica.
[fbpost url="post.php?href=https%3A%2F%2Fwww.facebook.com%2Fjanusz.korwin.mikke%2Fposts%2F10154261258147060%3A0&width=500" width="500" height="523"]
Maciej Kowalik