Video Games Live 2015 w Katowicach [RELACJA]
Muzyka z gier wideo na salonach, czyli po sześciu latach do Polski wróciło Video Games Live. Wśród osób, które wzięły udział w wydarzeniu, słychać głównie bezwarunkowe zachwyty, ale jak to już w naszym kraju bywa, nie mogło się obyć bez odrobiny narzekania.
19.11.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:36
Video Games Live to zderzenie orkiestry z grami wideo, dzieło dwóch kompozytorów - Tommy'ego Tallarico (Advent Rising, MDK) i Jacka Walla (Mass Effect, Jade Empire). Ustami tego pierwszego VGL mierzy w „pokazanie jak kulturowo istotne są gry wideo i muzyka z gier w dzisiejszym świecie” i „ukazanie starszej generacji, że muzyka z gier to nie tylko piski dobywające się z komputera”. Zanim 6 lipca 2005 roku w Hollywood Bowl zjawił się jedenastotysięczny tłum, koncert skazywano na porażkę. Ogromny sukces pierwszej imprezy dał jednak początek światowemu tournée i wieloletniej tradycji.
Nie zawsze jednak było różowo. W 2009 roku odwołano koncerty w Zabrzu i Łodzi (nieoficjalnie wiadomo, że z powodu słabiutkiej sprzedaży), a w Warszawie daleko było do pełnej sali - drogie bilety i nieduża promocja zrobiły swoje. Na szczęście przez te sześć lat gry wideo i sytuacja ekonomiczna w Polsce przeszły długą drogę, więc tym razem bilety wyprzedano bardzo szybko.
Video Games Live 2015 w Katowicach
Jak się wydaje, organizatorzy odrobili lekcje, czego rezultatem była szersza oferta cenowa (od 79 zł) i muzyczna. W dodatku fani mogli wziąć udział w tworzeniu setlisty na ten wieczór i wyrazić swoje życzenia na Facebooku. Nie był to wcale tani chwyt marketingowy, a na katowickiej imprezie można było doznać prawdziwego przekroju przez growe gusta polskich graczy.
Na pierwszy ogień poszła Castlevania, czyli rzecz w Kraju Nad Wisłą mało popularna - podobnie zresztą jak późniejsze „Zelda”, Metroid, Kingdom Hearts czy Chrono Trigger. Reakcje publiczności, choć dalekie od chłodnych, wyraźnie ożywiały się przy ukochanych Metal Gear Solid i Final Fantasy VII oraz bogatym zestawie pozycji o rodowodzie pecetowym. Jak słusznie orzekł Tommy, „Polacy kochają gry komputerowe”. Nikogo zatem nie zdziwiło, kiedy pojawiły się tematy z Crysisa, C&C Red Alert i Heroes of Might & Magic, a i nie mogło zabraknąć World of Warcraft, League of Legends i Skyrima.
To, czym koncert w Katowicach dodatkowo wyróżniał się na tle jego poprzedników, był bez wątpienia obiekt, w którym się odbywał - cudowna siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, zachwycająca bryłą i akustyką cały świat. Jako katowiczanin zdążyłem już przywyknąć do oglądania NOSPR-u, ale nie miałem szansy uczestniczenia w żadnym koncercie. Wystrój uważam za fantastyczny, przejrzystość dźwięku również, choć jego natężenie mi podpadło - było nieco za cicho. Z prawej strony antresoli, gdzie siedziałem, dźwięk dochodził też nieco nierówno (wina ustawienia głośników nad sceną).
Video Games Live to nie tylko doznania dźwiękowe, ważnym elementem jest także oprawa wizualna w formie kolorowego, dynamicznego oświetlenia i montażu wideo wyświetlanego na projektorze. Niestety, muszę przyznać, że na papierze wyglądało to znacznie lepiej niż w praktyce - zwłaszcza jeśli chodzi o sekwencje filmowe, które poziomem nie odbiegały za wiele ponad typową twórczość z YouTube'a.
Nie będę udawał bywalca filharmonii, znawcy muzyki klasycznej, więc nadmienię tylko, że orkiestrą dyrygował wybitny specjalista Emmanuel Fratianni, a każdy z muzyków wydawał się doskonale wywiązywać ze swoich partii. Swego rodzaju melomanem jednakowoż jestem, a na pewno wielkim miłośnikiem muzyki z gier. W głowie miałem bardzo wykrystalizowany obraz idealnego koncertu i niestety nie pokrył się on w znacznej mierze z tym, co usłyszałem.
Podczas dwudziestominutowej przerwy można było podziwiać i testować eksponaty Muzeum Historii Komputerów i Informatyki z Katowic. Rozpiętość była duża - od Ponga po Halo - a jak zwykle dużym powodzeniem cieszyły się połączone w sieć lokalną iMaki z Quakiem 3.
Krytykować twórczości japońskich kompozytorów nie zamierzam, bo nie chcę się narazić ich fanom. Nie jest ona zresztą kiepska. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że słuszniejszym wyborem ponad takim Metroidem czy Kingdom Hearts wydawałby się być Silent Hill i Shadow of the Colossus grywane już przy innych okazjach. Cóż zrobić, niektóre z suit są stałym elementem VGL, bo po prostu uwielbiają je organizatorzy - w ten sposób Castlevania bardzo często jest „otwieraczem”.
Skrytykować zamierzam natomiast to, co znam bardzo dobrze i uwielbiam. Ucieszyłem się niezmiernie, słysząc motyw pierwszego Crysisa, coś czego zupełnie się nie spodziewałem. Nerwowe oczekiwanie na bardzo charakterystyczny marsz autorstwa Inona Zura skończyło się jednak zawodem, choć jeszcze większym nieporozumieniem okazał się brak muzyki z drugiej części, gdzie z Borislavem Slavovem i Tilmanem Sillescu z Cryteka współpracował sam Hans Zimmer.
Niektórzy mogliby stwierdzić, że się czepiam, ale niemal wieloletnia już zapowiedź Hideo Kojimy i odegranie motywu z Metal Gear Solid 2 trochę się „zwietrzyły”. Jeszcze lepszy temat z MGS3 aż się prosi o wykorzystanie, żeby nie wspomnieć bogactwa z kolejnych odsłon. Idąc dalej: główny motyw Skyrima przyprawił mnie o dużą dawkę gęsiej skórki, lecz chciałoby się usłyszeć go tak głośno jak kruszący skały okrzyk „Fus Ro Dah” głównego bohatera gry. Jeśli zaś idzie o Mass Effecta, to grubym nieporozumieniem był brak "Suicide Mission" przy migawkach z drugiej części na ekranie. Wreszcie wybór muzyki z Assassin's Creed IV: Black Flag ponad czymkolwiek z „dwójki” mnie po prostu przerasta.
Boski motyw z Halo naturalnie się pojawił (bo jakże to tak bez niego), ale gitara Tallarico miejscami wyraźnie uwydatniła, jaką różnicę robi zatrudnienie do grania prawdziwie utalentowanego gitarzysty (jak Steve Vai). Samo ustawienie instrumentu przez dźwiękowców też nie do końca mi się spodobało, bo tam, gdzie był on niezwykle ważny (Red Alert, Halo właśnie), trochę niknął wobec całej orkiestry.
Prowadzący imprezę wprawił publiczność w ekstazę, gdy z jego ust padło słowo „Wiedźmin”. Szybko jednak okazało się, że chodzi o dobre intencje, fotkę z kompozytorem Marcinem Przybyłowiczem i symboliczne przekazanie krążka z muzyką z serii wraz z obietnicą odegrania suity w przyszłym roku. Zabezpieczenie praw autorskich i jej przygotowanie to oczywiście nie jest prosta sprawa i trwa, więc niech będzie, że nie dało się szybciej.
Po niecałych trzech godzinach koncert zakończył się gromkimi owacjami na stojąco. I zasłużenie. Pomimo moich narzekań jest to niewątpliwie wspaniałe wydarzenie, które graczy wysyła do filharmonii, a „wapniakom” pokazuje gry wideo. Zresztą biorąc pod uwagę ilość gier ze wspaniałymi ścieżkami dźwiękowymi, naprawdę trudno jest stworzyć idealny koncert. W zasadzie się nie da. Dlatego jeśli będziecie mieli okazję wybrać się na Video Games Live, koniecznie skorzystajcie z okazji.
PS Pozdrowienia dla dziewczyny siedzącej obok mnie, która razem z chórem „odśpiewała” w języku smoków temat ze Skyrima.
Andrzej „SavagE” Kaźmierczak