Victor Vran - sztampowy bohater, sztampowa oprawa i... całkiem przyjemna rozgrywka
Nie jest Van Helsingiem, ani nawet ociekającym zemstą Łowcą Demonów z Sanktuarium. Daleko mu też do Wygnanych z Wraeclast.Victor wygląda jak bohater kina klasy B, ale wprawy we władaniu orężem odmówić mu nie można.
25.04.2015 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Hack & Slash, czy po prostu Action RPG. Klikadła, w których wyżynamy hordy wrogów i zbieramy tony ekwipunku. Gatunek gier zdominowany obecnie przez Diablo 3 i Path Of Exile, z nieśmiałym akcentem Torchlight i serii Sacred wydaje się trudnym polem manewru, biorąc pod uwagę siłę i doskonałość pierwszych dwóch tytułów. Tworzenie niskobudżetowej produkcji na podobnych zasadach, która nie wyróżnia się absolutnie niczym wydaje się więc wątpliwym pomysłem. Jakie wrażenie sprawia Victor Vran, nowe dziecko Haemimont Games - studia odpowiedzialnego za Tropico?
Nijakie.
W pełni rozumiem ideę i specyfikę wersji „early access”. Dlatego oszczędzę sobie i wam wywodów na temat braku dubbingu, niewygodnego interfejsu i wszechobecnych placeholderów. Jednakże, Victor Vran zamiast zaciekawić - odrzuca.
Odrzuca mdłymi lokacjami, przeciętnymi postaciami, stylem wizualnym i klimatem. Sam fakt, że ciężko jest mi opisać w tej grze cokolwiek innego niż mechanikę, budzi niepokój. Ot trafiamy do spaczonego, skąpanego w mroku i zepsuciu miasta, w którym jedynym bastionem jest dwór królewski. Z tegoż to miejsca wyruszamy na łowy i kupujemy ekwipunek. Zwiedzimy pałacowe ogrody wraz z mieszczącymi się w nich katakumbami, cmentarz czy tereny łowieckie. Ilość dostępnych map ma się naturalnie zwiększyć, wraz z postępami w procesie twórczym gry. Naszego niemrawego bohatera rozwijamy za pomocą Kart Przeznaczenia, które zwiększają nasze statystyki, lub dodają naszym ciosom dodatkowe właściwości. „Tony skarbów” reklamowane przez twórców to po prostu kupki złota z beczek, okazyjnie mikstury lub jedna z sześciu dostępnych na tę chwilę rodzajów broni. Nic, absolutnie nic w przedstawionym mi świecie nie złowiło mojej uwagi, czy chociaż subtelnie próbowało zaskoczyć. Nie pomaga na pewno fakt, że o fabule nie wiemy kompletnie nic, gdyż Haemimont chce oszczędzić nam spoilerów. I gdyby nie jedna rzecz, która twórcom na tę chwilę wyszła świetnie, zostawiłbym Victora po ubiciu pierwszego bossa.
Bo, drodzy państwo, mimo doskonałej sprawności w bitwie, Victor nie ma łatwego życia.
Rozchodzi się o walkę i poziom trudności. Victor Vran nie jest grą prostą. Mechanika wymusza na nas refleks, znajomość kombinacji danej broni i planowania. Każda lokacja ma dla nas pięć dodatkowych wyzwań. Zazwyczaj jest to zabicie konkretnego stwora, odnalezienie wszystkich sekretów, zniszczenie kilku punktów na mapie. Ale trafiają się trudniejsze zadania - zabicie konkretnej ilości wrogów bez utraty ani punktu życia, tudzież w odpowiednim przedziale czasowym, czy zniszczenie grupy przeciwników jednym uderzeniem. Ukończenie wyzwań nagradzane jest punktami doświadczenia, złotem, lub ekwipunkiem.
Victora możemy wyekwipować jednocześnie w dwa rodzaje broni. Niektóre lokacje łatwiej wyczyścić bronią dystansową (śrutówka, lightning gun), a niektóre z przyjemnością wyżynamy bronią białą (miecz, kosa, młot, rapier). Każdy oręż zachowuje się inaczej i ma inny zestaw umiejętności (po dwie na daną broń), przez co warto dostosowywać ekwipunek do sytuacji. System walki jest bardzo zręcznościowy. Victor skacze, robi fikołki, używa demonicznych mocy i mocno polega na naszym sprycie. Nie możemy po prostu wbiec w grupę wrogów i z zamkniętymi oczami siać zamęt. Nasi przeciwnicy biją mocno i nieubłaganie, a potyczki z bossami są wymagające i ciekawie zbudowane. Niszczenie totemów wysysających z nas życie, czy rozbicie setek jaj, z których co chwila wykluwają się utrudniające życie pajęczaki potrafi napsuć krwi. Pod względem rozgrywki Victor Vran mocno przypomina mi Sacred 3. Ale, czy dobry system walki jest w stanie w jakiś sposób wyróżnić tę grę?
Nie.
Nowe dzieło Haemimont na tę chwilę nie zachwyca. Nie ma w sobie nic nader interesującego. Wręcz przeciwnie - sprawia wrażenie gry bez pomysłu, bez emocji, wykorzystującej gotowe pomysły i świat przedstawiony. Światełkiem w tunelu wydaje się być walka, która w trybie pvp może zabłysnąć i dostarczyć wspaniałych wrażeń. Victor Vran nie próbuje być ani innowacyjny, ani nie drwi z utartych schematów. To action rpg bez ciekawego świata i większej możliwości rozwoju postaci. Produkcja powoli zbliża się do mety, a przed twórcami jeszcze mnóstwo pracy. Problem w tym, że na w moim odczuciu konieczne zmiany może być już za późno.
Karol Kała