Vanquish - recenzja
Wydane w ubiegłym roku MadWorld i Bayonetta pokazały, że młoda stażem ekipa Platinum Games potrafi stworzyć gry, które elektryzują konsolowców. Tym większe nadzieje wzbudzała zaplanowana na 2010 rok strzelanka Vanquish. Nie warto owijać w bawełnę - Shinji Mikami pokazał, że nie wyszedł z formy i wciąż potrafi tworzyć gry z najwyższej półki. Przygody odzianego w nowoczesny kombinezon Sama okazały się tak dobre, że od konsoli trzeba było mnie odciągać siłą.
22.10.2010 | aktual.: 30.12.2015 14:05
Może Vanquish nie posiada najbardziej oryginalnej opowieści w historii gier, ale fabuła jest na tyle intrygująca, że nikt nie powinien ziewać z nudów. W niedalekiej przyszłości populacja ludzka rozrosła się tak bardzo, że wojny o surowce stały się nieuniknione. Chcąc zaradzić własnym brakom prądu i paliwa, USA zbudowało bazę kosmiczną, której zadaniem miało być przetwarzanie energii. Niestety niejakie Order of the Russian Star postanowiło położyć na przybytku swoje podłe łapy. Rosjanom udało się zamienić ogromną stację w potężne działo, które doszczętnie zniszczyło San Francisco. Stany jak to Stany nie zamierzają poddać się terrorystom i postanawiają zaprowadzić porządek. Główny Antagonista, Victor Zaitsev ma przechlapane, bo poza licznymi zastępami uzbrojonych komandosów, USA wysyła na stację niejakiego Sama. Palący niczym smok jegomość dostaje supernowoczesny kombinezon i prototypową broń, która potrafi przybierać kilka form. Zapowiada się krwawa jatka - choć może lepszym określeniem byłaby "oleista", bo większość wrogów to inteligentne (mniej lub bardziej) roboty.
Jazda na dopalaczach Augmented Reaction Suit (ARS) to dzieło sztuki. Kombinezon dodaje Samowi siły, zwinności i prędkości, a doczepione do rąk i nóg silniki odrzutowe pozwalają wykonywać ślizgi kojarzące się z popisami gwiazd rocka. Dzięki takim gadżetom bohater jest praktycznie niezniszczalny i jedyne czym musi się przejmować, to system chłodzący. Kombinezon potrafi się zagrzać, dlatego koniecznym będzie korzystanie z osłon i pełna kontrola paska przegrzania. To nie wszystko, odpowiednia kombinacja klawiszy umożliwia włączenie zwolnienia czasu, dzięki czemu łatwo wyjść z potrzasku lub trafić większego przeciwnika. Poza nowoczesną zbroją w ręce protagonisty oddano prototypowy system uzbrojenia BLADE, który potrafi skopiować trzy znalezione bronie. Oznacza to, że oprócz granatu wybuchowego i EMP, ekwipunek stanowić będą trzy zabawki strzelające. Zestaw można dowolnie modyfikować, a wraz z postępem rozgrywki bronie levelują. Arsenał jest pokaźny i w jego skład wchodzą między innymi karabin szturmowy, CKM, wyrzutnia rakiet, laserowy system rakietowy, czy wyrzutnia dysków. Moim ulubionym trio były dwie pierwsze zabawki, a w w pogotowiu trzymałem karabin snajperski - tak na wszelki wypadek.
Szybki i wściekły Zarówno system prowadzenia rozgrywki jak i sterowanie są intuicyjne, ale na wszelki wypadek warto przed rozpoczęciem właściwej gry, uruchomić samouczek. Dowiemy się kiedy stosować dopalacze, kiedy walczyć wręcz czy też w jaki sposób unikać pocisków przeciwnika. Przez dłuższy czas szarżowałem wrogów bez namysłu, ale dopiero po kilku nieudanych akcjach zrozumiałem, że warto co jakiś czas prowadzić ostrzał z ukrycia. Szczególnie jeśli trafimy na mocniejszych przeciwników, lub większą grupę zwykłego żelastwa armatniego. Lewym spustem przybliżamy broń do oka, prawym strzelamy, B to atak pięścią lub nogą, a Y służy do rzucania granatami. Co jakiś czas napotkacie proste sekwencje QTE, choć ograniczają się one w większości przypadków do szybkiego wciskania przycisku X. Jak się gra? Fantastycznie, czuć niesamowitą prędkość rozgrywki i czasami trzeba naprawdę się skupić, żeby ogarnąć chaos jaki dzieje się na planszy. Oczywiście to ogromny plus, bo gra pozwala wytchnąć tylko na chwilę, nie oferując chyba ani jednego momentu, w którym zawiałoby nudą. Jeśli podobała Wam się dynamika Bayonetty, to tu znajdziecie jej pod dostatkiem. Poziomów nie będziemy przemierzać sami, bo Sam to w dużej mierze jeden z członków grupy szturmowej, atakującej kosmiczną bazę. Czasem towarzyszący komandosi upadają i trzeba ich uleczyć, ale często ich ogień pomaga pokonać wrogów. Ciekawie wyglądają walki z dużymi przeciwnikami i szefami. W pierwszym przypadku nie potrzeba żadnego sposobu - wystarczy słać w ich stronę jak najwięcej ołowiu. W przypadku szefów należy natomiast najpierw zniszczyć bardziej podatne na atak części (podświetlone w podobny sposób jak te w serii Lost Planet), a korzystając z chwilowego zamroczenia, strzelać ile sił w karabinach.
Poezja w ruchu Vanquish to graficzna bajka. Choć nie można mówić o jakimkolwiek przełomie, to zupełnie nie ma się do czego przyczepić. Zarówno modele postaci, jak i industrialne areny wykonane są wzorowo. Co więcej, co chwila napotkacie pieczołowicie wykonane tła, które nadają miejscówkom głębi. Niektóre wręcz onieśmielają i każą zatrzymać się na chwilę tylko po to, by choć przez chwilę pozachwycać się widokiem. Animacja nie zwalnia ani na chwilę, serwując wysoki współczynnik FPS przez cały czas. Filmiki przerywnikowe to klasa sama w sobie i od dawna nie cieszyłem się tak bardzo na ich widok. Pojawiają się w najbardziej odpowiednich momentach, dając do zrozumienia, że to gra z Kraju Kwitnącej Wiśni. Japonia wylewa się tu hektolitrami, akcje Sama są maksymalnie przegięte, a destrukcji jaka ma w Vanquish miejsce, nie wymyśliłby żaden Amerykanin ani Europejczyk. Z kosmicznego statku, gdzieś na orbicie bazy, pomaga nam urocza blondynka, która otwiera zablokowane drzwi oraz informuje o siłach wroga. Między nią a Samem czuć miętę i trudno się bohaterowi dziwić. Chyba żaden facet nie przeszedłby obojętnie obok piękności w tak krótkiej spódniczce. Ale pamiętajcie, że to KKW i tu tak skąpe odzienie jest na porządku dziennym.
Tu wszystko jest na granicy zarówno absurdu jak i śmieszności, ale ani na chwilę nie chciałem, aby gra przybrała innego charakteru. Muzycznie jest równie urzekająco. Nie przepadam za elektronicznymi melodiami, ale ścieżka z Vanquish świetnie pasuje do tego, co dzieje się na ekranie i specjalnie założyłem słuchawki, żeby każda nuta trafiła dokładnie do moich uszu. Zostałem oczarowany klimatem i oprawą, a to nie zdarzyło się już od dawna.
Łatwo choć trudno Wiele mówiło się przed premierą o poziomie trudności Vanquish. Platinum Games przyjęło podobną strategię co w przypadku Bayonetty. Poziom łatwy (casual) jest banalnie prosty, a normalem powinni zainteresować się typowi gracze konsolowi. Po kolejne wyzwania radze jednak sięgać przy drugim podejściu, bo szkoda byłoby psuć sobie historię nerwami związanymi z kolejną śmiercią. Nie można zapomnieć o najniższym poziomie trudności, przy którym gra przechodzi się praktycznie sama. Wątpię jednak, aby ktokolwiek z Was wykazał się takim lenistwem, aby w ogóle myśleć o jego włączeniu. Czas rozgrywki nie należy do najdłuższych i na normalnym poziomie trudności zamknąłem się w 5 godzinach i 30 minutach. Niewiele, to prawda, ale nie należy zapominać o trybie wyzwań. Polegają one na stopniowym eliminowaniu wrogów - coś w rodzaju występującej w Gears of War 2 hordy, czy popularnym trybie Fire Fight z Halo 3: ODST i Halo: Reach. Oczywiście i to może się znudzić, dlatego niektórych z Was zaboli brak trybu rozgrywki wieloosobowej. Choć nie potrafię sobie wyobrazić meczy w Vanquish, to brak multi jest w dzisiejszych czasach ryzykownym krokiem.
Werdykt Bałem się, że gra Mikamiego nie sprosta moim oczekiwaniom, dlatego nie dałem się zwariować. Demo rozbudziło moje zainteresowanie, ale zupełnie nie spodziewałem się takiego produktu. Vanquish mnie oczarował, a dzięki tym kilku godzinom emocjonującej strzelaniny mogę spokojnie czekać do premiery Gears of War 3. To taka Bayonetta bez magii, albo Gearsy na sterydach - wykonane jednak stylowo, z wyczuciem i polotem. Oprawa to najwyższa półka, a dynamika rozgrywki i nienaganna prędkość animacji wzbudzają szacunek. Ekipa Platinum Games wskoczyła do czołówki producentów gier i pozwoliła mi uwierzyć, że Japończycy potrafią jeszcze robić gry. Jeśli nie byliście pewni co do zakupu Vanquish, to chciałbym rozwiać Wasze wątpliwości. Ogromne zaskoczenie i jedna z najlepszych strzelanin ostatnich miesięcy. Fabularnie Japończycy zostawili sobie otwartą furtkę i mam nadzieję, że jak najszybciej z niej skorzystają.
Paweł Winiarski
Vanquish (X360)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat