Vampire - Shadows of New York, czyli udany powrót do Świata Mroku [RECENZJA]
Gęste cienie nad Nowym Jorkiem? Niestety nie przysłoniły wszystkich wad "Vampire: The Masquerade - Shadows of New York". Mimo to trudno dziś o ciekawszą opowieść w Świecie Mroku.
"Vampire: The Masquerade - Shadows of New York" to kolejna gra polskiego studia Draw Distance osadzona w moim ukochanym Świecie Mroku. Pierwsza, "VtM - Coteries of New York" była ciekawym doświadczeniem, ale nie pozbawionym wad. Głównym moim zarzutem w "Koteriach" był fakt, że historia nie była na tyle ciekawa, by rozegrać ją kilka razy, a cały czas miało się wrażenie, że wybory nieznacznie (lub w ogóle) nie wpływają na fabułę. Jak Draw Distance poradziło sobie tym razem?
"VtM - Shadows of New York" to również gra skupiona na przedstawieniu historii. Cała mechanika jest bardzo prosta i przypomina bardziej interaktywną opowieść niż grę wideo w bardziej tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Podobnie jak w poprzedniej części jesteśmy wrzucani w historię bohaterki, która stawia swoje pierwsze kroki w społeczeństwie Spokrewnionych (jak nazywają siebie wampiry).
Tym razem wcielamy się w Julię, a więc nie mamy do wyboru różnych bohaterów, jak miało to miejsce w "Koteriach". Nie uważam tego jednak za wadę, ponieważ dzięki temu cała opowieść jest bardziej osobista, skupiona wokół jednej postaci. Niestety problem widzę gdzieś indziej: grając, czułam się jak obserwator jej poczynań, niż ktoś, kto faktycznie współtworzy opowieść. Po raz kolejny zabrakło poczucia, że wybory dokonane przez gracza wpływają na przebieg opowieści.
Jeśli popatrzymy na "VtM - Shadows of New York" jak na interaktywną powieść, to jest ona solidnie napisana, a fabuła nie nudzi. Doskonale oddaje klimat Świata Mroku, zarówno od strony bohaterów przedstawionych w grze czy sposobu narracji, jak i poruszanych w grze tematów. Utrudnieniem jednak w odbiorze opowieści jest język - gra dostępna jest wyłącznie po angielsku. Mam zawsze o to trochę żalu, jeśli gra wychodzi od polskiego studia.
Jak wspomniałam, naszą przygodę zaczynamy, jako początkujący wampir, który nie tylko musi zmierzyć się z wewnętrzną Bestią, ale również wywalczyć sobie miejsce wśród Spokrewnionych. Julia nie ma pozycji, siły, ani poparcia, a zagadka, w którą zostaje uwikłana dodatkowo komplikuje jej nowe nie-życie.
Po raz kolejny twórcy pokazali, że rozumieją "papierowego" Wampira, co odczułam jako fanka uniwersum. Jednocześnie "Shadows of New York" to tytuł przystępny dla osób, które nie miały wcześniej styczności ze Światem Mroku. Co więcej, nie trzeba grać w "Koterie", by móc cieszyć się historią opowiedzianą w "Shadows of New York".
Cała oprawa gry również stoi na wysokim poziomie. Muzyka, grafiki, efekty - bardzo mocno do mnie przemawiają i dobrze oddziałują na wyobraźnie. Pod tym kątem gra trzyma poziom poprzedniczki. Ubolewać można nad długością i regrywalnością tytułu - "Shadows of New York" jest znacznie krótsze, ale też niemal połowę tańsze od pierwszej części gry.
Na pewno "Vampire: The Masquerade - Shadows of New York" jest grą hermetyczną. Podobnie jak "Wampir: Maskarada" (czy cały "World of Darkness") nie jest systemem RPG, przy którym każdy może się dobrze bawić. To ciężki klimat grozy skupiony na osobistych i politycznych zmaganiach. Nie każdemu taki rodzaj horroru będzie podchodzić.
Mimo to zachęcam, by dać szansę grom Draw Distance. Tak samo jak czekam na inną polską grę osadzoną w Świecie Mroku - "Werewolf: The Apocalypse - Heart of the Forest". Chociaż "Shadows of New York" jest raczej interaktywną opowieścią, niż grą wideo, to warto poświęcić jej 2-3 wieczory, by wraz z Julią rozwiązać "nierozwiązywalną zbrodnię".
OCENA: 3/5
Platforma: PC, Nintendo Switch Producent: Draw Distance Wydawca: Draw Distance Data premiery: 10.09.2020
Wersja PL: brak
Graliśmy w wersję na Nintendo Switch. Wersję do recenzji podesłał nam Draw Distance.