Valorant ogromnym sukcesem na Twitchu
Wpływ miał na to specyficzny sposób przyznawania dostępu do bety, ale sami streamerzy widzą w grze Riotu odskocznię (choćby od Overwatcha).
Chyba nieświadomie stałem się polygamijnym ambasadorem Valoranta, choć na dobrą sprawę nie kręci mnie już “skillowe” sadzenie “headshotów”, jak było to jeszcze z kilkanaście lat temu, kiedy zagrywałem się w kolejne odsłony Call of Duty (w pierwszym Modern Warfare spędził łącznie kilka tysięcy godzin; taka strata czasu…).
Do “Nadpatrzenia” jeszcze dziś wrócimy, a tymczasem Valorant i jego doskonałe wyniki na Twitchu. Na początku zeszłego tygodnia wspominałem o becie, do której dostęp dostaną te osoby, które połączyły konta Riot Games i Twitch oraz będą oglądać transmisje ze grą. Choć testy rozpoczęły się raptem dwa dni temu, gra już zebrała wokół siebie grono (i to niemałe) oddanych fanów.
W szczycie popularności Valoranta oglądało 1,7 miliona osób, co przebiło zeszłoroczny rekord ustanowiony przez mistrzostwa świata w Fortnite (1,69 miliona użytkowników). Tym samym wczorajsza oglądalność na Twitchu podskoczyła do 4 milionów widzów, co również stanowi nowy rekord. Wisienką na torcie jest z kolei to, że aktualnie w czołówce popularności platformy znajdują się dwie gry Riotu – Valorant z ponad 750- i League of Legends z 256 tysiącami widzów (dane z chwili pisania tekstów, proszę się nie bulwersować w komentarzach, że "teraz jest inaczej").
Na ten wynik wpływ miały dwie składowe. Po pierwsze sposób przyznawania dostępu do bety – osobiście uważam, że nie jest on zbyt jasny i niczym nie różni się to od tradycyjnego zapisu przez maila, ale sprawia, że wokół gry robi się szum. Z jednej strony nie ma w tym nic złego (w końcu na wojnie i w marketingu wszystkie chwyty są – ponoć – dozwolone), ale i tak niesmak pozostaje. No a drugim powodem jest koronawirus, który zmusza ludzi do szukania nowych rozrywek.
A może po prostu gra jest faktycznie tak fajna? Taj najwyraźniej uznało kilkunastu streamerów Overwatcha, którzy zadeklarowali porzucenie gry Blizzarda na rzecz Valoranta. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, w końcu streamerzy czy youtuberzy grają i robią to, co w danej chwili jest popularne (patrz Fortnite czy zeszłoroczne przerzucenie się się części osób na Apex Legends), ale tutaj sprawa wygląda trochę inaczej.
Eskay, jedna ze streamerek Overwatcha, przygotowała kompilację tweetów jej kolegów i koleżanek po fachu, w których otwarcie przyznają, że kończą z nagrywaniem materiałów z heroshootera Blizzarda. Tu znów złożyło się na to kilka czynników, ale najważniejszymi zdają się być znudzenie Overwatchem (wielu z wymienionych w tym tweecie zaczynało swoją internetową karierę właśnie od tej gry, co było prawie cztery lata temu) czy swoistym buntem wobec zmian, jakie w nim nastąpiły. Tytuł dalej zmaga się z wieloma problemami w kwestii balansu bohaterów, a Blizzard ostatnimi czasy nie wie, w jakim kierunku powinna zmierzać jego gra.
Tak czy inaczej, masowa i tak otwarta migracja streamerów na pewno przysporzy popularności grze Riotu, choć tutaj warto też pamiętać, że ktoś tym ludziom mógł zwyczajnie zapłacić, tak jak rok temu Ninjy za pokazywanie na swoich streamach Apeksa. Za taką współpracę zgarnął on wtedy okrągły milion dolarów.
Bartek Witoszka