Valkyria Chronicles Remastered - recenzja. Czas nadrobić zaległości
Kto grał i tak pewnie chętnie postawi to wydanie na półce.
17.05.2016 | aktual.: 18.05.2016 09:56
Valkyria Chronicles trafiło na PS3 w 2008 roku i uświadomiło wielu graczom, że mieszanina taktycznej walki z opowieścią rodem z jRPG to w sumie może być coś dla nich. Wiem, bo sam należałem do tej grupy.Akcja niby dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, ale pewne porównania do naszej historii pociągnąć łatwo. To tylko pomaga w chłonięciu historii i zaprzyjaźnianiu się z postaciami. A tych w Valkyria Chronicles jest sporo, bo po szybkim wstępie gracz obejmuje dowództwo i odpowiedzialność nad oddziałem milicji, który ma przeszkodzić nacierającemu Imperium w zagarnięciu Galii i jej zasobów. Łatwo się domyślić, że 7. Drużyna porucznika Welkina zapisze wiele chwalebnych kart w historii konfliktu.Jeśli tylko pozwolą na to umiejętności gracza, misje zrodzą wiele dramatycznych momentów, w których można poczuć więź z bohaterami na polu walki. Nic tak nie zmienia postrzegania "zbioru statystyk" jakim początkowo w podobnych grach są żołnierze, jak ratujący misję "krytyk". Choć akurat VC takie traktowanie podwładnych nigdy nie groziło - to w połowie gra taktyczna, a w połowie anime, więc zanim padnie pierwszy strzał poznacie kilka ważnych postaci, którym daleko do "mięsa armatniego"
Pewnie nie każdego bohatera polubicie od razu, ale to dobrze, że podwładni mają charakterki. Dzięki nim nasza mała "kompania braci" może się ciekawie docierać. Czasem bywa trochę za słodko (romans musi być!), ale autorzy nie stronili od pokazania okrucieństwa wojny, więc na pewno nie jest to jednobarwna, cukierkowa opowiastka o dzieciakach ratujących świat. Jeśli marudzić, to może na poszatkowanie filmików. Pomiędzy misjami trochę zbyt często słychać cpykanie przycisków, by na ekranie pojawiła się kolejna scenka.
A jest ich tu <cpyk> naprawdę dużo. W teorii czas pomiędzy misjami powinna wypełnić wizyta w koszarach, wydanie punktów na ulepszenie poszczególnych klas i części czołgu. W praktyce <cpyk> czasem filmiki fabularne ogląda się tu prawie tyle czasu, ile zabrało nam zaliczenie <cpyk> poprzedniej misji. A jeszcze przecież trzeba pogadać z każdym z kim się da, by dowiedzieć się więcej o sytuacji. Cóż, taki urok tej mieszanki gatunków.Lata temu Valkyria Chronicles wymagała poświęcenia jej wiele uwagi, zanim gracz mógł poczuć się z jej systemami komfortowo i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Remaster nie zajął się przebiegiem starć, a to oznacza, że na początku będzie dziwnie. Samo poznanie klas żołnierzy to pikuś. Zastosowanie każdej z nich rozumie się samo przez się i kilka misji wystarczy, by nauczyć się odpowiednio manewrować oddziałem i nie wystawiać wrażliwych punktów na ogień wrogich snajperów czy czołgów.Ale nawet później łatwo zapomnieć, że Valkyria Chronicles to gra taktyczna nieco inna od wszystkich. Po wybraniu żołnierza możemy poruszać się nim po polu walki, dopóki starczy punktów akcji. Niestety nikt nie podpowie nam czy starczy ich do dobiegnięcia do kolejnej osłony, by skryć się przed ogniem. Ogniem, który zresztą trwa - w trakcie poruszania się jesteśmy narażeni na ostrzał. Wiele punktów zdrowia przelałem, zanim wreszcie przestałem o tym zapominać. Ale skłamałbym, że po 8 latach od premiery oryginału nie marzy mi się opcja schowania za dowolnym rogiem czy murkiem. Albo sensowniejsze sterowanie w trybie TPP. Byłaby to duża ingerencja w oryginalne systemy, ale przesuwanie się o milimetr tak, bym ja wroga widział, a on mnie nie, pachnie tu niepotrzebnym archaizmem.I bez tego jest trudno, bo cele misji lubią się zmieniać, a do tego nad graczem wisi nieubłagany limit tur przeznaczonych na ich zrealizowanie. Gwarantuję, że nie raz i nie dwa w wyniku "niespodzianki" trochę się zagotujecie, orientując się w nowej sytuacji i stwierdzając, że jeśli w ciągu najbliższych tur wróg nie zrobi z oddziału siekanki, to Welkin stawia kolejkę w koszarach. Pewnie kilka razy nie wyjdzie, ale później będziecie już mądrzejsi i sprytniejsi. Trochę trzeba się tu uczyć na błędach. Nie da się wszystkiego przewidzieć.Dowodzenie w polu to jedno. Dobry oddział nie obejdzie się przecież bez wyszkolonych żołnierzy. Ich dobór zawsze jest ważny, ale w Valkyria Chronicles to kwestia kluczowa. Każdy żołnierz jest opisany kilkoma nieoczywistymi cechami. Jeden lubi walczyć sam, inny dobrze czuje się w grupie. Pod warunkiem, że pierwszy jest snajperem, a drugi piechurem wszystko gra. Ale co, gdy ktoś źle czuje się wśród traw albo na betonie? Albo nie darzy ciepłymi uczuciami innej rasy lub płci? Sklecenie z tych charakterków oddziału, który nie będzie sobie przeszkadzał to spore wyzwanie, ale próbować warto, bo w trudnym momencie odpowiedni bonus może stanowić różnicę pomiędzy sukcesem i porażką.Chciałbym, by odświeżając Valkyria Chronicles ktoś odkurzył stare systemy. Idealnie byłoby dostać do łapek grę z trybem klasycznym i bardziej współczesnym. Tak dobrze nie ma. Obowiązkowe 1080p i 60fps akurat w tej grze wrażenia nie robi. Zwłaszcza że postaciom bardziej przydałoby się porządne wygładzenie krawędzi. W 2008 roku silnik Canvas robił robotę, teraz bywa, że jego efekty wyglądają w scenkach przerywnikowych nieco komicznie. Ale dostajemy też wszystkie dodatki do oryginału, a w wydaniu pudełkowym dodatkowo znajdziemy plakat i artbook w odpowiednio dobranej cenie.Nie mam problemów z poleceniem tego wydania każdemu, kto od czasu do czasu czuje, że chciałby podowodzić w fikcyjnym konflikcie. Valkyria Chronicles wciąż daje popalić, ale i wiąże się ze sporą satysfakcją z zaliczania misji i obserwowania rozwoju historii. Na kilka rzeczy trzeba przymknąć oko, ale warto to zrobić, bo po ośmiu latach rozgrywka broni się dzielnie i wciąż ma w sobie jeszcze sporo świeżości. Nikt tych pomysłów nie zajechał na śmierć, więc trudno tu o uczucie deja vu. Można było pogrzebać pod maską bardziej, ale i tak cieszę się, że Valkyria Chronicles zawitała na PS4.
Zagrać? Warto
- Platformy: PS4
- Producent: Sega
- Wydawca: Sega
- Dystrybutor w Polsce: Cenega
- Data premiery: 17.05.2016 r.
- PEGI: 16
Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Screeny pochodzą od wydawcy.