Valiant Hearts: The Great War - interaktywny komiks o pięciu wojennych historiach prawdziwych

Valiant Hearts: The Great War - interaktywny komiks o pięciu wojennych historiach prawdziwych

Valiant Hearts: The Great War - interaktywny komiks o pięciu wojennych historiach prawdziwych
marcindmjqtx
12.09.2013 16:20, aktualizacja: 07.01.2016 15:45

O tym, że UbiArt to potężne narzędzie, można przekonać się, patrząc jak różne gry powstają za jego pomocą. Niby podobne, ale inne. O ile Child of Light to niemalże film animowany, Valiant Hearts: The Great War przypomina interaktywny komiks. O pierwszej wojnie. Ciekawa mieszanka.

Forma prezentacji: około 15 minut obserwacji jak prowadzący grają i komentują z możliwością zadawania pytań.

Z początku myślałem, że mowa o tym, iż w Ubisofcie małe zespoły dostaną większą swobodę w pracy nad małymi grami, to tylko PR-owe przechwałki. Potem porozmawiałem z twórcami i dowiedziałem się, że nad Valiant Hearts pracuje 14 osób z Ubisoft Montpellier. Założę się, że więcej modeluje strój dla nowego Asasyna.

Niewielki zespół nie oznacza jednak, że gra wygląda na niskobudżetową. Wręcz przeciwnie, jest pięknie rysowana i animowana. Miałem wrażenie, że widzę w ruchu europejski komiks - pierwszym skojarzeniem był Tin Tin. Potęgował je fakt, że postacie są lekko karykaturalne, a wszelkie scenki przerywnikowe także zrealizowano na silniku gry. Zamiast dialogów pojawiają się komiksowe dymki z obrazkami, a wydarzenia dziejące się równolegle w innym miejscu pojawiają się w komiksowych kadrach. Przejścia między planszami są płynne - gdy postać wchodzi do budynku, otoczenie zostaje  błyskawicznie zaciemnione, a wnętrze budynku rozjaśnia światło. Żadnego ekranu ładowania.

Owszem, daleko do renderowanych w 3D światów, ale Valiant Hearts ma tyle uroku, że faktycznie trzeba chwilę ochłonąć. Tym bardziej, że te dekoracje twórcy chcą wykorzystać do opowiedzenia ludzkich dziejów opartych na starych listach żołnierzy. Całość zabierze gracza na front w okresie od 1914 do 1918 r. i przedstawi mu historię pięć różnych postaci mających jednak punkty wspólne - między innymi dziejącą się w tle miłość zakazaną: Francuzki z Niemcem. Jak się pewnie domyślacie, choć historie postaci zaczną się osobno, to w końcu ich losy skrzyżują się i wpłyną na siebie wzajemnie, doprowadzając do zakończenia. Prezentujący twórcy nie byli jeszcze pewni, czy będzie tylko jedno, choć jednocześnie byli zgodni, że gracz nie dostanie zbyt dużych możliwości wpływania na bieg wydarzeń, chcą bowiem pokazać mu pewną zamkniętą opowieść .

Dużą zagadką jest dla mnie, jak poradzą sobie z tak poważnym tematem mając do dyspozycji tylko kreskówkową grafikę i dialogi w formie piktogramów. Wierzę w ich wyczucie. Jak podkreślił Adrian Lacey, szef produkcji, sami wybrali ten obszar tematyczny - jako Francuzom zależy im, by opowiedzieć o pierwszej wojnie. Na pewno pomoże im też fakt, że Valiant Hearts ma być czarną komedią podśmiewającą się ze stereotypów, więc ma szanse i powiedzieć coś ważnego o ludzkich dramatach, i nie wywoływać zbyt dużego rozdźwięku między formą a treścią. Lacey dodał, że praca z UbiArt sporo im ułatwia, bowiem łatwo i szybko jest przenieść pomysły do gry i przetestować je w działaniu. Potwierdzał to stojący obok wielki tablet graficzny, gdzie jeden z twórców na bieżąco tworzył kawałek poziomu w fabryce, opierając się na zdjęciach ze starej książki historycznej.

Nie miałem okazji zobaczyć za dużo historii, twórcy skupili się na pokazaniu rozgrywki. Dwa poziomy i dwie rożne postacie. Ten z francuskim kucharzem, Emilem, był platformówką z przygodówkowymi zagadkami przestrzennymi. Były dość proste, ale prezentowano sam początek gry: tu trzeba było coś odkręcić, by gdzieś się coś otworzyło, tam coś przesunąć, coś czymś przygnieść, coś przestawić czy popchnąć, by otworzyć drogę. Pomagał pies-sanitariusz, który na skutek wydarzeń z początku etapu dołączył do bohatera. Czasem szczeknął, by wskazać ważny element, a czasem tylko on mógł przejść niskim przejściem i coś przynieść. Twórcy chcą położyć nacisk na relacje gracza ze zwierzęciem, co widać było we fragmentach, gdzie grający drapał psa za uchem miziając palcem po gładziku na padzie do PS4.

Z kolei etapy z czarnoskórym żołnierzem Freddym były bardziej zręcznościowe, a nawet skradankowe - wymagały celnego rzutu granatem, ciśnięcia puszką, by odwrócić uwagę strażnika, ogłuszenia go ciosem pięści i wysadzenia mostu z gniazdem CKM-u. Trochę przypominały mi Mark of the Ninja, choć to bardzo odległe skojarzenie - nie wymagały aż takiej ekwilibrystyki.

Rozgrywka i pomysł na pięciu różnych bohaterów o różnych umiejętnościach przypominały mi trochę Lost Vikings, a Lacey potwierdził, że mogą się zdarzyć miejsca, gdzie postacie będą musiały współpracować, ale nie będzie to esencją gry. Warto dodać, że nie ma mowy o kooperacji, Valiant Hearts ma być przygodą dla pojedynczego gracza.

Twórcy postawili sobie ambitny cel - poważna historia w nie tak poważnych dekoracjach. Dla mnie to nic nowego - komiks potrafi opowiedzieć coś ważnego ilustrując to lekką kreską. Ale dla wielu graczy może to być nowe doznanie. Ciekaw jestem, jak Valiant Hearts „zagra” w całości, wcześniej trudno powiedzieć coś o tej grze poza faktem, że wygląda prześlicznie.

Valiant Hearts ma ukazać się w 2014 r. na PlayStation 3, PS4, Xboksie 360, X ONE oraz PC.

Paweł Kamiński

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)