Ubisoft zarabia na mikrotransakcjach więcej niż na cyfrowej sprzedaży swoich gier
Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, że coś zmieni się w praktykach biznesowych największych wydawców.
O mikrotransakcjach, skrzynkach z lootem czy swądzie hazardu nie mówiło się jeszcze tyle i tak głośno, co w tym roku. Bardzo dobrze, ale marudzące media to jedno, a zachowania konsumentów drugie. Zgadnijcie, czym wydawcy przejmują się bardziej...
Take-Two poinformowało, że dochody z mikrotransakcji stanowiły już niemal połowę całego przychodu netto za ostatni kwartał. I oczywiście - prym wiedzie GTA Online, dla którego ostatnie trzy miesiące były rekordowe. Ale swój wkład ma też NBA 2K17. Tak nastawione na dojenie graczy, że nasz recenzent nie wytrzymał i obniżył za to ocenę.
Po artykułach, rozszarpujących betę Star Wars: Battlefront 2 za to jak uprzykrza życie graczom, którzy nie chcą dokładać ani złotówki w mikrotransakcjach, EA obiecało zmiany. Premiera za tydzień i wtedy je ocenimy. Ale trudno mieć złudzenia, że firma machnie ręką na segment bardzo cieszący oczy jej księgowych.
Jej zarobki z mikrotransakcji już dawno przekroczyły przychód ze sprzedaży cyfrowych gier. Dla Ubisoftu to nowość. Mikrotransakcje przyniosły firmie ponad 200 milionów dolarów w trakcie pierwszej połowy roku fiskalnego. Co ciekawe - sprzedaż cyfrowych dóbr podskoczyła aż o 83% w stosunku do analogicznego okresu w roku poprzednim. Co jeszcze ciekawsze - przychód z mikrotransakcji to już 51% całkowitego przychodu z cyfrowych towarów firmy za pierwsze dwa kwartały. Po raz pierwszy w jej historii zarabia więcej na cyfrowych dodatkach niż na cyfrowych grach.
Przykro mi, że nie mam lepszych wieści dla graczy, którzy wciąż chcieliby po prostu kupić grę i na tym zakończyć wydatki. Jesteśmy w mniejszości.
Maciej Kowalik