Ubisoft zarabia krocie na mikrotransakcjach i nie zamierza zwolnić
A skrzynkami nie gardzi.
Powracająca Inwestycja Graczy. Takim zgrabnym terminem Ubisoft nazywa zarabianie na mikrotransakcjach. Nic dziwnego, wszak sumy osiągane na tym poletku rosną tak dramatycznie, że trzeba było coś wymyślić. Przychód z dodatkowych płatności w porównaniu do zeszłego roku skoczył o szokujące 87,4%, dzięki czemu francuski gigant zgarnął 318,5 milionów euro. Z samych mikrotransakcji, przypominam. Prezentacja dla inwestorów zapewnia, że w przyszłości planują jeszcze więcej dodatkowej płatnej zawartości w swoich (kurczę, przecież też płatnych) grach. Jak płonący koń z Assassin's Creed Origins sprzedawany za równowartość piętnastu euro. Jejuś, kupowaliście płonącego konia za piętnaście euro?
Ot, to wyłącznie kolejne potwierdzenie. Activision w 2017 roku zarobiło 4 miliardy dolarów na mikropłatnościach. Take-Two zarabia głównie dzięki GTA Online. A EA, choć rozpalało nienawiść wśród graczy, dochapało się dzięki wszystkiemu, co "mikro", 787 milionów dolarów. Jeżeli nadal łudzicie się, że branża miałaby pod tym względem szybko się zmienić, dajcie już spokój. Wręcz poważnym błędem byłoby dzisiaj wydawanie jakiejś produkcji i świadome zrezygnowanie z dodatkowych zarobków od jej użytkowników.
Adam Piechota