Tym razem Battlefield konkuruje tylko ze sobą

Tym razem Battlefield konkuruje tylko ze sobą

Tym razem Battlefield konkuruje tylko ze sobą
Oskar Śniegowski
19.08.2016 13:16, aktualizacja: 19.08.2016 23:43

Choć mapy są duże, to akcja nie zwalnia ani trochę. Choć jest to pierwsza wojna światowa, to daleko jej do stereotypowej walki z okopów. Choć to kolejny shooter na rynku, to świeży jak nigdy wcześniej.

W najnowszej produkcji szwedzkiego DICE spędziłem dzisiaj trzy pełne rundy. Dwie na PC i w trybie Conquest (jedną na znanej już mapie Quentin Scar, drugą natomiast na udostępnionej dla nadchodzącej bety Sinai Desert) oraz jedną na Xboksie One i w premierowo zaprezentowanym trybie Rush (na zmniejszonej odpowiednio Sinai Desert). Szwedzi nie pokusili się o innowacje w tym aspekcie gry – bo będąc szczerym, nie ma takiej potrzeby.BF1 potrafił wciągnąć mnie w sposób, w który ta seria robiła to kiedyś. W sposób, którego nie doświadczyłem w dwóch ostatnich odsłonach serii. To ten znajomy trans, kiedy nawet otoczony odgłosami targów, skupiasz cały swój słuch na wyszukiwaniu długości fal odpowiadających krokom zbliżającego się do Ciebie wroga, który chce utrudnić przejęcie flagi lub wysadzenie celu. Swoja drogą, usprawniony tryb Rush prezentuje się teraz jeszcze lepiej, a akcja jest jeszcze bardziej dynamiczna. Punkty odrodzeń znajdują się bliżej linii frontu, jednak zwiększono liczbę celów do zniszczenia, przez co obrońcy mają więcej szans na zwarcie szyków. Ciągłe spoglądanie na licznik czasu uznaję za całkowity plus. Musiałem bez przerwy kontrolować czy wspólnie z drużyną działamy odpowiednio szybko, aby runda zakończyła się naszym zwycięstwem.Nowe stare bronie są jak odświeżacz powietrza w zbrojowni zatęchłej metalicznym zapachem nieskończonej ilości pojawiających się wszędzie M4, M16, AK47 czy innych „klasyków gatunku”. Czołgi sieja postrach na polu bitwy, samochody opancerzone na bezdrożach, jeepy z karabinem maszynowym w bagażniku są z kolei zmorą na pustynnych wydmach. Praktycznie każdemu elementowi można by poświęcić kilka linijek tekstu, bo zdecydowaną większość z nich zobaczycie na oczy po raz pierwszy w życiu.Cieszy mnie fakt, że Battlefield 1 zmieni spojrzenie na I Wojnę Światową. Nie będzie ona funkcjonowała już w głowach graczy jako strzelanie z okopu do okopu przy wykorzystaniu jakichś prymitywnych karabinów, ale poznają równie jej dynamiczną stronę, którą tak często pomija się w przekazie tamtych wydarzeń. Wystarczy, że chociaż 1% graczy zainteresuje się realiami historycznymi omawianego konfliktu i powiększy zasób swojej wiedzy na ten temat, a misję edukacyjną uznam za wykonaną. Wróćmy jednak do gry.

Nie chcę rozpisywać się o czymś, co zostało już wyjaśnione przy okazji E3 – jak na przykład nowy podział klas postaci, dlatego od razu napiszę o rzeczach, które wywołały u mnie większe emocje lub wymusiły pokiwanie głową w geście uznania.Na pierwszym miejscu zdecydowanie znajdą się pojazdy typu Behemoth – na razie ujawniono tylko dwa z nich: pancerny pociąg i gigantyczny sterowiec. Obsadzić ich stanowiska strzelnicze chciał każdy, gdyż siła ognia tych kolosów jest ogromna.  Na własnej skórze przekonałem się, że filmiki instruktażowe puszczone nam przez rozpoczęciem rozgrywki nie kłamały. Behemothy naprawdę zmieniają losy bitwy i po ich pojawieniu się na mapie, cała drużyna musi skupić swoją uwagę na ich zniszczeniu. W innym wypadku przegra, po prostu. Siedząc w nich trzymasz palec na lewym przycisku myszy i celujesz w kolejnych pojawiających się wrogów, a a oni padają jak muchy. Być może pojazdy te wymagają jeszcze drobnego rebalansu, choć jeśli wierzyć słowom developerów, maja one być prawdziwymi game changerami, więc może to ostateczna forma (jeśli tak, to już więdną mi uszy od przekleństw, które będą padały w kierunku proplayerów wykorzystujących 100% ich możliwości)?Starannie wykonano również modele i mechanikę poruszania się na wierzchowcu. Sterowanie nie jest skomplikowane, sam koń animuje się bardzo płynnie, a przechodzenie z trybu strzelca do szwoleżera jest kwestią jednego klawisza zmieniającego tryb walki.Kolejną ważną kwestią jest poprawiony silnik zniszczeń. Nie spotkałem się ze ścianą, której nie dało się zburzyć wystrzałem czołgowego działa. Zdecydowanie utrudnia to życie piechocie. Pojazdy gąsienicowe bez problemu mogą teraz również w budynek wjechać jedną ścianą i wyjechać drugą. Podobno grywalne były również 3 klasy specjalne, ale nie udało mi się sprawdzić żadnej z nich. W gruncie rzeczy nie udało się to nikomu, bo nie pojawiły się na mapie. Mowa tutaj o ciężko opancerzonym operatorze karabinu maszynowego, żołnierzu wyposażonym w miotacz ognia, oraz o snajperze z karabinem przeciwpancernym, który jednym dobrze wykonanym strzałem może unieruchomić każdy standardowy pojazd w grze.Hm... Siedzę teraz próbując wymyślić jakieś nowe epitety i przymiotniki opisujące Battlefield 1, ale kolejny raz nie potrafię. I nie jest to wina małego zasobu słownictwa, które pewnie ktoś chciałby mi zarzucić, ale najprostszego w świecie faktu, że podobnie jak w przypadku CoD wczoraj, jesteśmy na etapie, w którym nic nowego nie da się powiedzieć.

Battlefield 1 wygrywa tym, że spróbował nowych realiów. Odświeżył otoczkę i delikatnie zmienił zasady, ale każdy obyty z serią odnajdzie się w nim po zaledwie kilku minutach. W gruncie rzeczy bowiem, jest to dokładnie ta sama gra – z nowymi narzędziami zniszczenia, z nową bronią i mapami, jednak z tą samą ideą.Nie przeczę i podtrzymuje moje słowa o powiewie świeżości z jego strony, jednak nie mylcie ewolucji z rewolucją. Tej pierwszej Ci u nas dostatek, na tę druga nie możemy sobie pozwolić.

Ale słowem podsumowania, żeby nie zakończyć tak mieszanymi uczuciami. Battlefield 1 już w fazie bety określam mianem wieloosobowej gry roku. Bo odebranie przez nią tego tytułu jest wyłącznie formalnością. Koniecznie zweryfikujcie moje słowa w otwartej becie zaczynającej się 31 sierpnia.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)