Two Point Hospital – recenzja. Całe życie na sygnale
Owszem, jest to gra na nostalgii. Ale jakże dobra!
To słowa Marka Smarta, dyrektora artystycznego w Two Point Studios, wypowiedziane podczas krótkiej rozmowy na tegorocznym Gamescomie. Ciężko się z tym nie zgodzić i nie zrozumcie mnie źle – bardzo lubię dzisiejsze produkcje, ale czasem brakuje mi tych czasów, gdzie poza wodotryskami liczyło się coś jeszcze. Strasznie nie cierpię tego słowa, ale nie pasuje tu nic innego, jak „miodność”. I wiecie co? Two Point Hospital wręcz ocieka miodem.
Platformy: PC
Producent: Two Point Studios
Wydawca: Sega
Data premiery: 30.08.2018
Wersja PL: Tak, napisy
Wymagania sprzętowe: 64-bitowy Windows 7, Intel Core i3-6100 / AMD FX-4350, 4 GB RAM, GeForce GTX 460 / Radeon HD 6850 / Intel HD 630
Grę do recenzji dostarczył wydawca. Zdjęcia pochodzą od redakcji.
Graliście w Theme Hospital? Starsi gracze na pewno, wszak gra była szalenie popularna również w Polsce. A zastanawialiście się kiedyś, dlaczego? Tutaj odpowiada Chriss Knott, główny animator „nowego szpitala”:
Znowu ciężko się nie zgodzić, ale czemu ja wam piszę o Theme Hospital, skoro to recenzja innej gry? Odpowiedź jest prosta: bo Two Point Hospital równie dobrze mógłby nosić tytuł Theme Hospital 2.Jest tu dosłownie wszystko, co tak pokochałem w pierwowzorze. Śmieszne choroby polegające na tym, że ktoś ma muchy w nosie, a ktoś inny żarówkę zamiast głowy. Głupkowate imiona pracowników szpitala i pacjentów (jeden z moich recepcjonistów ma na nazwisko Sioosiak). Niedorzeczne metody leczenia – wspomnianą już pomroczność jasną kuruje się odkręcając żarówkę z nieszczęśnika i wkręcając mu w jej miejsce nową głowę. A sucharozę, objawiającą się tym, że pacjent chodzi przebrany za klauna, leczy się w Osmucaczu, gdzie są mu pokazywane smutne obrazki.Ale to nie wszystko. W Two Point Hospital gra się dokładnie tak, jak w Theme Hospital. Nie chodzi mi tyle o to, co pisałem wyżej, ale o fakt, że znowu poczułem się jak ten 13 latek, który każdy kolejny szpital planował w dokładnie ten sam sposób. Tu internista, obok apteka, a kawałek dalej oddział; większy od pozostałych gabinetów, żeby zmieścić jak najwięcej łóżek. Nawet ławki i automaty z piciem rozmieszczałem tak, jak robiłem to 21 lat temu. I oczywiście, że próbowałem znaleźć fax, na którym wpisywało się kody (nie ma go, niestety).To uczucie jest niesamowite, wręcz wspaniałe, a jednocześnie dziwne, bo raczej nie przepadam za nostalgią i wracaniem do starych gier. Tyle że Theme Hospital był pod tym względem wyjątkowy, bo gra bardzo dobrze się zestarzała, a Two Point wcale nie chce na siłę niczego zmieniać. Interfejs jest bardzo przejrzysty i niemal wszystko robi się tak samo, jak w grze Bullfroga. A nawet jeśli ktoś w nią nie grał, to z łatwością się w tym odnajdzie.Również pod względem oprawy audiowizualnej gra prezentuje się dobrze. Udało się zachować charakterystyczny, karykaturalny styl graficzny. Wszystko jest kolorowe i śmieszne, a jednocześnie nie przeszkadza i nie ma problemu z wyłuskaniem szczegółów czy wybraniem interesującego nas obiektu albo postaci. Wszystkiemu towarzyszą miłe dla ucha, jazzowe i salsowe nuty, a z radiowęzła co i rusz padają zabawne komentarze.
Dobra, jest ładnie, śmiesznie i w ogóle Theme Hospital 2. Ale czy gra faktycznie sprawia frajdę i czy udało się zachować równowagę między parodią szpitala, a zarządzaniem nim? Tak, bo pod głupkowatą powłoką kryje się rozbudowany management sim.Pacjentom trzeba zapewnić nie tylko diagnostykę i leczenie, ale też odpowiednie warunki oczekiwania na nie. Ławki, automaty z napojami i przekąskami, czasopisma. Tym bardziej, że średnio chorzy czekają 260 dni na zakończenie leczenia (taki ukłon w stronę Theme Hospital, ale też polskich graczy i NFZ-u). Znudzony pacjent to niezadowolony pacjent, który z hukiem opuści nasz przybytek, przez co spadnie nam reputacja.Trzeba też ciągle podejmować decyzje: stworzyć wszechstronną placówkę, czy jednak skupić się na paru specjalizacjach? Zawalenie szpitala każdym możliwym gabinetem nie jest większym problemem, ale przez to wydłużą się kolejki, a choć pacjent poczeka, choroba już niekoniecznie. A jak ludzie zaczną umierać w kolejce, w końcu przegramy poziom.Rzeczonych poziomów jest 15, a przejście każdego „na minimum” zajmie od kilkudziesięciu minut do nieco ponad godziny. Ale to nie koniec, bo każdy oddany w nasze ręce szpital oceniany jest systemem gwiazdek. Minimum potrzebne do zaliczenia to jedna gwiazdka i jej zdobycie, szczególnie na dalszych etapach, potrafi być wyzwaniem, ale nie jest czymś, czego nie osiągnie każdy, kto choć trochę się stara.Po zdobyciu pierwszej gwiazdki gra daje nam wybór – zostajemy w tym szpitalu, czy przechodzimy do kolejnego. Niezależnie od tego zawsze możemy wrócić i poprawić swój wynik.Jest to rozwiązanie o tyle ciekawe, że w ten sposób sami ustalamy sobie poziom trudności. Można iść po linii najmniejszego oporu, co i tak sprawia masę frajdy, ale można też próbować osiągnąć więcej, co z kolei wymaga już sporo wysiłku, bo kolejne wyzwania są coraz trudniejsze i trzeba na przykład pilnować, żeby stosunek pacjentów wyleczonych do tych, którym nie udało się pomóc, był odpowiednio wysoki.Do tego dochodzą wszelkiej maści wydarzenia specjalne. Epidemie i nagłe przypadki to nic nowego dla kogoś, kto grał w „jedynkę”, ale w Two Point Hospital musimy równą wagę co do pacjentów, przykładać do pracowników szpitala. A ci są wybredni i zarządzanie personelem nie ogranicza się jedynie do dawania podwyżek niezadowolonym osobnikom. Chcą się rozwijać, zatem trzeba zadbać o szkolenia; chcą pracować i odpoczywać w ładnym otoczeniu, więc gabinety i pokoje socjalne muszą być udekorowane i odpowiednio przestronne. Czasem też rzucą nam wyzwanie: żadnych zgonów przez 90 dni, zarobienie stu tysięcy dolarów w pół roku, wyleczenie 10 pacjentów i tak dalej. Od nas zależy, czy je podejmiemy. Nie ma konsekwencji odrzucenia wyzwania, ale jeśli je przyjmiemy i się uda – czeka nas nagroda w postaci reputacji (od niej zależy popularność szpitala), wzrostu zadowolenia pracownika i kudosów, za które odblokowujemy kolejne elementy wystroju.Już dawno nie grałem w coś z takim bananem na ustach. Duża w tym zasługa polskiej lokalizacji, bo wspomniany już recepcjonista Sioosiak czy doktor O’Rety to nic w porównaniu z chorobami pokroju sucharoza czy zespół (z) Mysłowic. Oczywiście każda ma swój opis, który jest równie rozbrajający co nazwa. Choć zwykle odradzam granie w polskiej wersji językowej, tak tutaj po prostu trzeba.Podobnie jak trzeba zagrać w Two Point Hospital. I to nie tylko ze względu na sentyment do Theme Hospital. Gra jest kapitalna, śmieszna, „lekka”, ale jednocześnie na tyle złożona, że jeśli ktoś tylko chce – bez problemu znajdzie w niej porządny management sim. To też czyni ją wyjątkową: każdy może dopasować ten tytuł do siebie. A najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że twórcy faktycznie nie zapędzili się, nie próbowali na siłę wcisnąć do swojego tytułu wszystkiego, co oferuje dzisiejsza technologia. Zrobili po prostu grę, w którą cholernie dobrze się gra.Bartosz Stodolny