Two Point Hospital – recenzja. Całe życie na sygnale

Two Point Hospital – recenzja. Całe życie na sygnale
Bartosz Stodolny

03.09.2018 15:12

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Owszem, jest to gra na nostalgii. Ale jakże dobra!

To słowa Marka Smarta, dyrektora artystycznego w Two Point Studios, wypowiedziane podczas krótkiej rozmowy na tegorocznym Gamescomie. Ciężko się z tym nie zgodzić i nie zrozumcie mnie źle – bardzo lubię dzisiejsze produkcje, ale czasem brakuje mi tych czasów, gdzie poza wodotryskami liczyło się coś jeszcze. Strasznie nie cierpię tego słowa, ale nie pasuje tu nic innego, jak „miodność”. I wiecie co? Two Point Hospital wręcz ocieka miodem.

Platformy: PC

Producent: Two Point Studios

Wydawca: Sega

Data premiery: 30.08.2018

Wersja PL: Tak, napisy

Wymagania sprzętowe: 64-bitowy Windows 7, Intel Core i3-6100 / AMD FX-4350, 4 GB RAM, GeForce GTX 460 / Radeon HD 6850 / Intel HD 630

Grę do recenzji dostarczył wydawca. Zdjęcia pochodzą od redakcji.

Graliście w Theme Hospital? Starsi gracze na pewno, wszak gra była szalenie popularna również w Polsce. A zastanawialiście się kiedyś, dlaczego? Tutaj odpowiada Chriss Knott, główny animator „nowego szpitala”:

Znowu ciężko się nie zgodzić, ale czemu ja wam piszę o Theme Hospital, skoro to recenzja innej gry? Odpowiedź jest prosta: bo Two Point Hospital równie dobrze mógłby nosić tytuł Theme Hospital 2.Jest tu dosłownie wszystko, co tak pokochałem w pierwowzorze. Śmieszne choroby polegające na tym, że ktoś ma muchy w nosie, a ktoś inny żarówkę zamiast głowy. Głupkowate imiona pracowników szpitala i pacjentów (jeden z moich recepcjonistów ma na nazwisko Sioosiak). Niedorzeczne metody leczenia – wspomnianą już pomroczność jasną kuruje się odkręcając żarówkę z nieszczęśnika i wkręcając mu w jej miejsce nową głowę. A sucharozę, objawiającą się tym, że pacjent chodzi przebrany za klauna, leczy się w Osmucaczu, gdzie są mu pokazywane smutne obrazki.Ale to nie wszystko. W Two Point Hospital gra się dokładnie tak, jak w Theme Hospital. Nie chodzi mi tyle o to, co pisałem wyżej, ale o fakt, że znowu poczułem się jak ten 13 latek, który każdy kolejny szpital planował w dokładnie ten sam sposób. Tu internista, obok apteka, a kawałek dalej oddział; większy od pozostałych gabinetów, żeby zmieścić jak najwięcej łóżek. Nawet ławki i automaty z piciem rozmieszczałem tak, jak robiłem to 21 lat temu. I oczywiście, że próbowałem znaleźć fax, na którym wpisywało się kody (nie ma go, niestety).To uczucie jest niesamowite, wręcz wspaniałe, a jednocześnie dziwne, bo raczej nie przepadam za nostalgią i wracaniem do starych gier. Tyle że Theme Hospital był pod tym względem wyjątkowy, bo gra bardzo dobrze się zestarzała, a Two Point wcale nie chce na siłę niczego zmieniać. Interfejs jest bardzo przejrzysty i niemal wszystko robi się tak samo, jak w grze Bullfroga. A nawet jeśli ktoś w nią nie grał, to z łatwością się w tym odnajdzie.Również pod względem oprawy audiowizualnej gra prezentuje się dobrze. Udało się zachować charakterystyczny, karykaturalny styl graficzny. Wszystko jest kolorowe i śmieszne, a jednocześnie nie przeszkadza i nie ma problemu z wyłuskaniem szczegółów czy wybraniem interesującego nas obiektu albo postaci. Wszystkiemu towarzyszą miłe dla ucha, jazzowe i salsowe nuty, a z radiowęzła co i rusz padają zabawne komentarze.

Dobra, jest ładnie, śmiesznie i w ogóle Theme Hospital 2. Ale czy gra faktycznie sprawia frajdę i czy udało się zachować równowagę między parodią szpitala, a zarządzaniem nim? Tak, bo pod głupkowatą powłoką kryje się rozbudowany management sim.Pacjentom trzeba zapewnić nie tylko diagnostykę i leczenie, ale też odpowiednie warunki oczekiwania na nie. Ławki, automaty z napojami i przekąskami, czasopisma. Tym bardziej, że średnio chorzy czekają 260 dni na zakończenie leczenia (taki ukłon w stronę Theme Hospital, ale też polskich graczy i NFZ-u). Znudzony pacjent to niezadowolony pacjent, który z hukiem opuści nasz przybytek, przez co spadnie nam reputacja.Trzeba też ciągle podejmować decyzje: stworzyć wszechstronną placówkę, czy jednak skupić się na paru specjalizacjach? Zawalenie szpitala każdym możliwym gabinetem nie jest większym problemem, ale przez to wydłużą się kolejki, a choć pacjent poczeka, choroba już niekoniecznie. A jak ludzie zaczną umierać w kolejce, w końcu przegramy poziom.Rzeczonych poziomów jest 15, a przejście każdego „na minimum” zajmie od kilkudziesięciu minut do nieco ponad godziny. Ale to nie koniec, bo każdy oddany w nasze ręce szpital oceniany jest systemem gwiazdek. Minimum potrzebne do zaliczenia to jedna gwiazdka i jej zdobycie, szczególnie na dalszych etapach, potrafi być wyzwaniem, ale nie jest czymś, czego nie osiągnie każdy, kto choć trochę się stara.Po zdobyciu pierwszej gwiazdki gra daje nam wybór – zostajemy w tym szpitalu, czy przechodzimy do kolejnego. Niezależnie od tego zawsze możemy wrócić i poprawić swój wynik.Jest to rozwiązanie o tyle ciekawe, że w ten sposób sami ustalamy sobie poziom trudności. Można iść po linii najmniejszego oporu, co i tak sprawia masę frajdy, ale można też próbować osiągnąć więcej, co z kolei wymaga już sporo wysiłku, bo kolejne wyzwania są coraz trudniejsze i trzeba na przykład pilnować, żeby stosunek pacjentów wyleczonych do tych, którym nie udało się pomóc, był odpowiednio wysoki.Do tego dochodzą wszelkiej maści wydarzenia specjalne. Epidemie i nagłe przypadki to nic nowego dla kogoś, kto grał w „jedynkę”, ale w Two Point Hospital musimy równą wagę co do pacjentów, przykładać do pracowników szpitala. A ci są wybredni i zarządzanie personelem nie ogranicza się jedynie do dawania podwyżek niezadowolonym osobnikom. Chcą się rozwijać, zatem trzeba zadbać o szkolenia; chcą pracować i odpoczywać w ładnym otoczeniu, więc gabinety i pokoje socjalne muszą być udekorowane i odpowiednio przestronne. Czasem też rzucą nam wyzwanie: żadnych zgonów przez 90 dni, zarobienie stu tysięcy dolarów w pół roku, wyleczenie 10 pacjentów i tak dalej. Od nas zależy, czy je podejmiemy. Nie ma konsekwencji odrzucenia wyzwania, ale jeśli je przyjmiemy i się uda – czeka nas nagroda w postaci reputacji (od niej zależy popularność szpitala), wzrostu zadowolenia pracownika i kudosów, za które odblokowujemy kolejne elementy wystroju.Już dawno nie grałem w coś z takim bananem na ustach. Duża w tym zasługa polskiej lokalizacji, bo wspomniany już recepcjonista Sioosiak czy doktor O’Rety to nic w porównaniu z chorobami pokroju sucharoza czy zespół (z) Mysłowic. Oczywiście każda ma swój opis, który jest równie rozbrajający co nazwa. Choć zwykle odradzam granie w polskiej wersji językowej, tak tutaj po prostu trzeba.Podobnie jak trzeba zagrać w Two Point Hospital. I to nie tylko ze względu na sentyment do Theme Hospital. Gra jest kapitalna, śmieszna, „lekka”, ale jednocześnie na tyle złożona, że jeśli ktoś tylko chce – bez problemu znajdzie w niej porządny management sim. To też czyni ją wyjątkową: każdy może dopasować ten tytuł do siebie. A najwspanialsze w tym wszystkim jest to, że twórcy faktycznie nie zapędzili się, nie próbowali na siłę wcisnąć do swojego tytułu wszystkiego, co oferuje dzisiejsza technologia. Zrobili po prostu grę, w którą cholernie dobrze się gra.Bartosz Stodolny

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (6)
Zobacz także