Twarzą w twarz z zombie - pierwsze wrażenia z pokazu Dead Island
Wrocławski Techland nie zwalnia tempa. Oprócz kontynuacji serii strzelanin - Call of Juarez: The Cartel - zobaczymy w tym roku także kolejną grę nadodrzańskiego studia - Dead Island. Wczoraj internet zwariował na punkcie niesamowitego zwiastuna tej produkcji, dziś mamy dla was świeżutkie wrażenia z pokazu. To gra, w której trup ściele się gęsto. A potem... wstaje i chce odgryźć nam głowę.
17.02.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Banoi - wyspa wzorowana poniekąd na Nowej Gwinei - była typowym egzotycznym rajem wypoczynkowym, do których co chwila zapraszają nas rozmaite biura podróży. Bogaci turyści spędzali czas na przypiekaniu skórki na brąz, nocnych zabawach na koncertach i osuszaniu kolejnych kolorowych drinków z parasolkami. Jedynym zmartwieniem mogło być co najwyżej odnalezienie później drogi do właściwego pokoju. Teraz to niebo na ziemi zmieniło się w najprawdziwsze piekło - wczasowicze rzucają się sobie do gardeł, hotelowe baseny spłynęły krwią, a, gotowe ponownie ożyć, zmutowane ciała zaścielają niegdyś pełne modelek plaże. Witajcie na martwej wyspie - mam nadzieję, że macie ze sobą broń.
Mutacja gatunków FPP Zombie Slasher - to gatunek, który gra formalnie reprezentuje. Rozszyfrowując tę nietypową zbitkę szybko dojdziemy do wniosku, że na rzeź żywych trupów będziemy patrzeć oczami ich oprawcy. Osobiście dodałbym jednak do powyższej mieszanki jeszcze dwa elementy.
Można by dopisać, że Dead Island jest tworzone z myślą o sieciowej kooperacji czterech graczy. Ciekawostką jest fakt, że będzie ona płynna. By dołączyć czy zaprosić do gry innego gracza, nie trzeba będzie wychodzić do menu. Wystarczy, że będzie on na zbliżonym do nas poziomie i w podobnym miejscu mapy. Gra zapyta wtedy, czy mamy ochotę połączyć siły.
Do wyboru dostaniemy cztery postacie, choć na razie bliżej zapoznałem się tylko z Samem B. (na obrazkach możecie zobaczyć jeszcze wymachującą kataną Xian Mei). To potężnie zbudowany raper, który zarabia na życie odgrywaniem swojego jedynego hitu na kolejnych imprezach w coraz bardziej egzotycznych lokacjach. Na początku gry Sam budzi się przy krzykach innego mężczyzny, który zbiera się na odwagę, by rozłupać mu głowę kijem bejsbolowym. Po chwili staje się jasne, że ma ku temu dobre powody - na ciele Sama widać ślady ugryzień. Mimo to on sam wydaje się być w jakiś sposób odporny na zarazę, co znaczy, że może stanowić też jeden z elementów potencjalnego antidotum.
Bez rozwoju ani rusz Każda z postaci będzie miała inne silne i słabe strony i dopiero w komplecie czwórka stworzy najbardziej skuteczną drużynę pogromców zombiaków, jaką Banoi kiedykolwiek widziało. Musicie bowiem wiedzieć, że FPP Zombie Slasher od Techlandu ma w sobie też mechanizmy znane z tradycyjnych siekanek izometrycznych pokroju Diablo - rozwój bohaterów oparty na punktach doświadczenia (zdobywanych za walkę i zaliczanie zadań), podbijanie ich statystyk czy - różniące się w zależności od postaci - drzewka odblokowujące nowe, przydatne umiejętności.
Mniej skorym do bitki o honor Mistrzów Gry, wystarczyłoby to do dopisania w gatunku gry „cRPG”. Owszem, olbrzymi, i do tego otwarty, świat (eksploracja, eksploracja!) Dead Island nie zaoferuje nam dylematów moralnych w dialogach czy siatki wynikających z siebie zależności, znanych z Dragon Age czy Fallouta, ale kiedyś nam to nie przeszkadzało. Wystarczała radocha z wyskakujących znad ubitego wroga punktów doświadczenia, przybliżających nas do awansu i uzbrojenia postaci w nową umiejętność. Tego w Dead Island nie zabraknie.
Podobnie jak mrocznej, rozbudowanej i wcale nie będącej jedynie tłem dla krwawych zabaw z zombiakami fabuły, która jest jednak tak tajna, że nikt nie chciał się na jej temat nawet zająknąć. Wiem tylko, że zaliczenie gry, przy wykonywaniu tylko głównych zadań nie powinno zająć mniej, niż 30 godzin, ale autorzy liczą, że jednak skusimy się i zdecydujemy się na zaliczenie większości z 200 dostępnych questów.
Świeże zgniłe mięso Skoro wiemy już, o jakie gatunki zahaczyli autorzy Dead Island, czas skupić się na najważniejszym - jak ta mieszanka wygląda w praktyce. Wyszedł z tego klon Left 4 Dead? Świetny zwiastun mógłby to sugerować, ale to dwie bardzo różne gry. Bliżej już do różnorodności Dead Rising, choć gra się zupełnie inaczej.
Najważniejsza jest walka, w której czujemy na twarzy zgniły oddech przeciwnika. Nad tym elementem Techland wylał najwięcej potu, bo stworzenie satysfakcjonującego systemu walki bronią białą w ujęciu FPP jest trudniejsze, niż oddanie do dyspozycji bohaterów całego arsenału i zatroszczeniu się o jakość wybuchów. Oczywiście w grze znajdziemy broń palną, ale pojawi się ona bardziej od święta, niż na porządku dziennym. Tu o życiu lub śmierci może zadecydować nawet kij od szczotki, bo orężem staje się wszystko, czym możemy walnąć, dźgnąć, przebić, zmiażdżyć, podpalić czy rozczłonkować przeciwników.
Największym przyjacielem gracza jest więc plecak pełen rozmaitych, mniej lub bardziej oczywistych, narzędzi mordu. Ma on jednak swoje ograniczenia, a żadna broń nie będzie służyła nam wiecznie (o spadku przydatności informuje nas ich wygląd - drewno powoli pęka na drzazgi, ostrza się tępią itp.). Warto rozglądać się po okolicy, bo oprócz podstawowych rodzajów, będziemy mogli natknąć się również na przedmioty rzadkie, a także "epickie", które będą dawały posiadaczowi sporego kopa.
Uderzamy kontekstowo Na prezentacji nie miałem możliwości chwycenia pada, ale wyraźnie widziałem, że walka nie sprowadza się tylko do machania orężem jak cepem. W zależności od odległości, broni i miejsca, w które trafimy, efekty będą różne.
Wspomniany wyżej kij od szczotki skutkuje zwykle małą fontanną krwi i jest kiepskim pomysłem na walkę z więcej, niż jednym wrogiem. Chyba że trafimy w głowę, w momencie, w którym los (oraz współczynniki) akurat się do nas uśmiechnie i zafunduje nam trafienie krytyczne. Gazrurka potrafi połamać żebra, ale zabawa zaczyna się, gdy dostaniemy w łapki coś naprawdę ostrego, jak siekiera czy maczeta. Zgniłe kości zombiaków nie potrafią oprzeć się dobrze wycelowanemu cięciu, więc głowy, ręce i nogi szybko żegnają się z tułowiem. Moja ulubiona akcja? Rzut maczetą, która wbija się w pierś nieszczęśnika, wyciągnięcie jej z niej i obcięcie mu głowy. Rodzice - nie kupujcie tej gry swoim dzieciom!
Sam sobie sterem, kowalem Jedną z nowinek, które nie znalazły się w pierwotnej wersji gry, jest crafting, czyli możliwość ulepszania posiadanej broni, kombinacją znalezionych w grze przedmiotów. Skojarzenie z Dead Rising 2 jest jak najbardziej trafne. W ciągu kilku minut samego początku gry przekonałem się, że w kurorcie na każdym kroku znajdujemy rozmaite przedmioty, które mogą posłużyć nam do craftingu, spodziewam się więc, że kombinacji nie zabraknie. W trakcie eksploracji możemy natknąć się również na taśmy audio, ale to, czego się z nich dowiemy, pozostaje tajemnicą.
Warto pamiętać, że Dead Island będzie miało otwarty, podobny na przykład do Fallouta 3 świat, który będziemy mogli dowolnie eksplorować. No, prawie dowolnie - bo niewykluczona jest sytuacja, w której nasza podróż zostanie zastopowana przez zbyt silnych przeciwników (na początku gry widziałem głównie zmutowanych wczasowiczów, ale kilka obrazków koncepcyjnych pokazywało stwory, które jedynie odrobinę przypominały ludzi).
Ci, którym udało się przeżyć atak zombie, połączyli się w grupki w swoich improwizowanych twierdzach, które autorzy gry nazwali hubami. To właśnie tam znajdziemy najwięcej misji czy sklepów pozwalających rozbudować arsenał. Atmosfera szerzącej się zarazy przebija się również do tych pozornie bezpiecznych miejsc, efektem czego jest wszechobecna panika przekładająca się na żywe, naturalne dialogi. Jakoś łatwiej jest oferować swoją pomoc, gdy w głosie drugiej osoby słychać autentyczny strach. Poruszanie się po olbrzymim terenie gry ułatwi samochód, ale po odkryciu danego hubu będziemy mogli zaoszczędzić czas, dzięki opcji bezpośredniej podróży.
Cztery normalne na Banoi, ino żywo! Nie mylicie się - prezentacja Dead Island pozytywnie mnie zaskoczyła. Gier z zombiakami nie brakuje - wystrzelałem ich już tysiące w Left 4 Dead czy Dead Nation i oba te tytuły pokazały mi, że gry z żywymi trupami nie muszą być bezmózgie.
Produkcja Techlandu również nie każe nam się cieszyć jedynie z faktu, że możemy poszlachtować sobie powłóczących nogami zgnilców. Mamy tu intensywną walkę różnymi rodzajami broni, otwarty świat, elementy cRPG oraz kooperację czterech graczy. Przerywniki i tajemnicze uśmieszki autorów gry zapowiadają też intrygującą fabułę. Jak na razie - wrażenia są jak najbardziej pozytywne.
Premiera planowana jest na bieżący rok. Gra trafi na PC, PS3 i Xboksa 360.
Maciej Kowalik
PS Na dniach premiera Bulletstorm, później Wiedźmin 2, a po nim obie gry Techlandu. Czyżby 2011 miał być rokiem polskich hitów?