Trybuna Ludu - gry na portalach społecznościowych, Two Worlds II i piętno czasu

Trybuna Ludu - gry na portalach społecznościowych, Two Worlds II i piętno czasu

marcindmjqtx
29.12.2010 20:12, aktualizacja: 15.01.2016 15:19

W dzisiejszej Trybunie - najbardziej niedocenione tytuły roku, parę słów o wojnie w dodatku do Battlefielda i rozważania o kierunku rozwoju gier.

Uwaga - zachowano oryginalną pisownię cytowanych wypowiedzi.

Pod recenzją Two Worlds II Adic83 opisał swoje wrażenia z gry krakowskiego Reality Pump:

W grę grało mi się dobrze, wręcz momentami bardzo dobrze i myślę że w związku z powyższym nie wystawiłbym jednak niżej niż te 4, ew. 4-. Jak dla mnie siłą napędową gry był... loot, po prostu wszystko co znajdujesz jest przydatne bo rozkładasz to wszystko na składniki, a później używasz do upgradeowania tego co chcesz... Więc nie jest tak jak w 99% innych gier h&s (bo taką jest TW2- na dialogi wpływu praktycznie nie mamy więc co to za rpg?) że 99% lootu idzie na sprzedaż (o ile dotargamy go do miasta) czyli w sumie nie jest zbyt przydatny, i tylko raz na 100lat znajdziesz coś co jest faktycznie lepsze od twoich rzeczy. A w TW2 KAŻDY kawałek lutu ma dla nas użytek. Masz jakąś ulubioną broń i po prostu pakujesz weń części uzyskane z rozkładania "nieprzydatnych" itemów. Coś podobnego było w sumie w Vagrant Story, tylko tu kuźnię nosisz w kieszeni. Chciałbym BARDZO żeby coś takiego (może bardziej wzorowanego na VS niż TW2) pojawiło się w Diablo 3... Tekst krytykujący gry z Facebooka sprowokował dyskusję nie tylko o Farmville'u i pochodnych, ale i portalach społecznościowych w ogóle. Jak pisze Khad:

"Czy to jest social gaming?" - no niestety moim zdaniem jest, bo pomijasz jedną podstawową pobudkę każdego człowieka, jest to dość prymitywny mechanizm - potrzeba pochwalenia się przed znajomymi, że jestem poziom wyżej, że na swojej farmie mam haloweenowe drzewko, a ty nie itp. To samo jest w życiu, jak to kiedyś ktoś zgrabnie ujął: ludzie kupują rzeczy, których nie potrzebują, za pieniądze których nie mają żeby pochwalić się przed ludźmi, których nie lubią. To moim zdaniem jest social gaming niestety i tu "wyzwań" (oczywiście nie dla każdego to jest wyzwaniem, niektózy są bardziej normalni od innych) masz nieskończoną ilość. Takie jest moje zdanie. Z kolei pod felietonem Konrada, poruszającym temat dodatku do Bad Company 2, rozgorzała dyskusja. Głos w niej zabrał D_Pawel:

Nie do końca rozumiem, dlaczego ten tekst ukazał się przy okazji BC2: Vietnam. DICE nigdy nie miało ambicji do przedstawienia konfliktu w sposób jakkolwiek udający realny. Jeśli chodziło o skrytykowanie samego braku poważnych gier, jak dla mnie trzeba było uogólnić temat, jeszcze bardziej oderwać go od tego konkretnego przykładu.

Co do Coppoli, nie przeceniałbym także statusu jego filmów. Świat amerykańskiej kultury po wojnie w Wietnamie poszedł w kierunku maksymalnego zohydzenia tego konfliktu, pokazania go jako całkowicie nienormalnego i uwłaczającego ludzkiej naturze, dzikiego i dziwnego (postać Killgore'a chociażby). I choć do tematu podchodziły znacznie poważniej od zwykłych gier, to nadal nie były to obiektywne dokumenty.

Inna sprawa, że gra, która by dotykała poważnie problemu polityki i wojny, nie mogłaby być rozrywkowa. Nie widzę po prostu szansy, aby zrobić fajną, efektowną strzelankę, która jednocześnie ma mniej lub bardziej realnie (ale na pewno bardziej poważnie) podejść do jakiegokolwiek konfliktu. Innymi słowy, wymagasz od Bad Company 2: Vietnam, aby przestał być sieciową strzelanką, a został Heavy Rain w wietnamskich klimatach. I ja bardzo chętnie bym takie HR ujrzał, ale znowu, nie mogę zarzucić DICE, że po latach robienia strzelanek sieciowych nagle zrobili... nową strzelankę sieciową. Artykuł Romana Książka wywołał falę wspomnień. Glorifind opisał swoje przemyślenia wywołane lekturą:

Ja ten tekst odebrałem równie melancholijnie jak autor zapewne czuł się gdy go pisał. Pomimo że mój wiek oszałamiający nie jest to patrząc na postęp w grach i sprzęcie czuję się jak... moi rodzice... Kiedy szczytem grafiki były biegające kwadraty w KickOffie czy oszałamiający ludek na pociągu w SouthVsNorth czy intro na drugiej dyskietce do SuperFroga nie sposób było wymyślić problemu "drewnianych" czy "plastikowych" twarzy w Alanie Wakeu.

Dziś... dziś nie potrafimy się skoncentrować na tym co mamy. Korzystać z tego... Za szybko to przemija... Kiedyś zapowiedz gry oznaczała rozpoczęcie nad nią pracy i co najmniej 2 lata czekania... Dziś? Pomimo że zapowiada się zapowiedź zapowiedzi (sic!) to trwa to dwa razy krócej...

No i niesamowita puenta... Czas leci SZYBKO a my SLOMO do niego nie kupimy... No i fundamentalne pytanie, które paradoksalnie może odpowiedzieć na inne równie nurtujące pytanie.... Czy nasza opinia że, "gry nie są już takie jak kiedyś" nie jest czasem wynikiem tego, że jesteśmy raczej chodzącymi trupami... skansenami tego co było? Na naszym forum poruszono temat najbardziej niedocenionych gier mijającego roku. Zdaniem Mephista są nimi:

Aliens vs. Predator- Moim zdaniem również najbardziej niedoceniona gra. Ale myślę, że tylko przez recenzentów i graczy, którzy nigdy nie mieli do czynienia z uniwersum Aliena i Predatora. Ja jako wielki fan bez przemyśleń kupiłem ją gdy cena spadło do 150 zł (nigdy nie kupuje droższych jeśli singiel jest dość krótki). Klimat, ciekawe miejscówki, znajomy arsenał, i morda śmiejącego się Predatora, no i oczywiście ciekawe multi; choćby z tych powodów Alien vs Predator jest najbardziej nie docenioną grą, owszem były minusy i kampanie razem wzięte dawały dość mało czasu gry ale zdecydowanie ten czas był świetnie spożytkowany ( poza tym Sega podobno jest zadowolona z wyników sprzedaży). Pzdr.

Dante's Inferno - Jako posiadacz Xbox'a nie mam innej alternatywy ( inne slashery typu Darksiders już przeszedłem) a grało się zadziwiająco dobrze. A pierwsze kręgi to mistrzostwo świata. Poza tym klimat piekieł o wiele bardziej mi pasował od mitolgii (GOW 3). A Dante został tak niedoceniony z powodu właśnie GOW III, ja na szczęście nie dałem się na bluzgi pod jego stroną, zakupiłem i nigdy tego nie żałowałem. A jakie są Wasze typy? Wypowiedzcie się.

Pod kolejnym felietonem Konrada, tym razem omawiającym zmiany w grach i ich postrzeganiu (na przykładzie gier z serii Fallout), J_uk_dev napisał następujący, ciekawy, komentarz:

Problem ten nie dotyczy tylko serii Fallout, ale ogólnie gier dziś. To o czym @Konrad napisał, to nic innego jak pogoń za realizmem i logiką zgodną z otaczającym nas światem, o której tak często wspominamy. Jeśli nawet w F:NV zgodzimy się na umowny "moonwalk" psa, bo animacja tam jakoś dziwnie nie domaga, zgodzimy się na naprawdę brzydkie twarze i jeszcze wiele innych wykonanych niechlujnie elementów, to tak jak @Konrad napisał, w wiele elementów po prostu trudno nam uwierzyć, bo jesteśmy o wiele bardziej "tam" niż przypadku poprzednich gier. Podróżowanie przez pustynię na piechotę z pewnością nie należy do bardzo ekscytujących, stąd przedstawiane jest często symbolicznie oraz próbuje się to jakoś przyspieszać za pomocą teleportacji do już odwiedzonych lokacji. Przecież właśnie po to są różne systemy fast travel w wielu grach włączając starego pierwszego Fable do dzisiejszego Assassin's Creed, a przecież ten drugi szczególnie, to zupełnie inny gatunek. Tyle, że tutaj jest dosyć ciekawe zjawisko, bo pojawia się jedna frakcja graczy narzekająca, że taki fast travel jest nierealny, ale z drugiej strony to ten system służy właśnie uruchomieniu wyobraźni w dzisiejszych czasach, gdy widzimy upływające godziny podróży, zmieniające się pory dnia i ostatecznie po loadingu ( który animacja towarzysząca podróży ma maskować ) docieramy na miejsce. Ostatecznie docieramy na miejsce kolejnej "lokacji dosłownego trójwymiaru", ale z poczuciem, że jest to w cholerę daleko. Tak mi się wydaje. W budowaniu świata gry trzeba zawsze iść na jakiś kompromis i wiadomo - nie zadowoli się każdego gracza. Znacznie lepiej z ogromem świata radzą sobie gry MMO, tyle że tam nie tyle mamy "statystów", co wielu żywych graczy wypełniających świat. Podróż na piechotę z miasta A do B oddalonego o sporo "wirtualnych godzin" marszu drużynowo jest o wiele ciekawsza. Ja jestem graczem, który uwielbia wszelkie formy coopów ( za to niemal w ogóle nie gram w tryby competitive ) i po zagraniu w Borderlands stwierdziłem, że właśnie tak bym chciał grać w Fallout - w grupie lub z jednym partnerem, bo pusty świat postapo, gdzie nie ma do kogo "gęby" otworzyć ( a i moja postać również zbyt "rozmowna" głosowo nie jest ) po prostu mnie nudzi bardzo szybko. Przecież rodzaj znużenia dopadający w Borderlands jest tej samej kategorii co i przy Fallout 3 i NV ( oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie dotyczy to wszystkich graczy ), ale o Borderlands zwykło się mówić "narzekaczom" - "ale to zagraj w coopie, dopiero wtedy jest świetnie". Ciężko mi dotrzeć do tej fabuły F:NV, kiedy zasypiam na środku pustyni ze znużenia, a dialogi, gdzie tylko jedna strona ma "głos" też jakoś mi nie pomagają. Kiedyś rzeczywiście użyłbym po prostu wyobraźni, dziś kiedy wszystko podane jest jak na dłoni, po prostu mam pewne oczekiwania. Jeżeli znajdziecie jakieś warte uwagi komentarze, podeślijcie je naszejmoderacji. Z góry dziękujemy.

Wypowiedzi zebrał Kamil Bogusiewicz.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)